Gdyby nie pomniki, nasza pamięć o historii byłaby krucha i ulotna. Krzyż przy ul. Siennickiej w Mińsku Mazowieckim z nową tablicą epitafijną upamiętnia styczniowych herosów 1863 roku, których pamięć przywołują co roku przysienniccy gimnazjaliści

Anioły pamięci

Historia lubi się powtarzać. Mimo carskich prześladowań i zsyłek na Sybir, część powstańców dożyła wolnej Polski i orderów od marszałka Józefa Piłsudskiego. Podobnie się dzieje z bohaterami walk o suwerenną Rzeczpospolitą w czasie okupacji hitlerowsko-stalinowskiej. Oni też dożyli swobody, medali i awansów, ale też tylko oni bez przymusu stawiają się gremialnie na każdą patriotyczną celebrę. Tyle tylko, że z roku na rok jest ich coraz mniej.

Rozpoczęli w kościele pod sztandarami miasta, szkół i kombatantów. Dominantą była ojczyzna i poszanowanie jej symboli. I tym razem prałat Wołosiewicz nie miał dobrych wiadomości dla mieniących się Polakami bez zrozumienia, a nawet pogardy dla polskości. Haniebne wręcz palenie papierosów podczas Mazurka Dąbrowskiego czy brak szacunku dla starszych to tylko wierzchołki ignorancji i zdziczenia patriotyzmu.
Przed pomnikiem powstańców i w auli gimnazjum dowodził dyrektor Mirosław Samociuk. Bez werbli, ale za to przy wdzierających się wszędzie mroźnych podmuchach wiatru, dość szybko złożono wieńce pamięci. Czas na przypomnienie historii przyszedł już w ciepłej auli, specjalnej sali widowiskowo-wykładowej na 200-250 miejsc. Nie wszystkie były zajęte i nie pomogło nawet wsparcie frekwencji przez uczniów. Szkoda, że mińszczanie znowu pogardzili wspólnym świętowaniem w gronie władz miasta, powiatu, radnych i młodzieży. Bo było warto zobaczyć chociażby sztandary w specjalnych stojakach, by nie przemęczyli się... młodzi poczetowcy – jak tę innowację tłumaczył dyrektor Samociuk. On też przypomniał brankę Wielopolskiego, która stała się bezpośrednią przyczyną wybuchu walk w nocy z 22 na 23 stycznia. Burmistrz Grzesiak popatrzył zaś na wolność oczami późniejszych rewolucjonistów i partyzantów. Zastanawiał się też, czy ojczyzna to obowiązek służby narodowi, jak chciał poeta Frycz-Modrzewski, czy raczej – za Cyceronem – patria to każde miejsce, gdzie jest nam dobrze. Namawiał przy okazji „młodych przyjaciół”, by obecną wolność wykorzystywali do tylko dobrych rzeczy.
Warto było oderwać się od telewizora również dla programu „Na ołtarzu ojczyzny”. Ten na pozór standardowy montaż powstaniowych apeli, wierszy i pieśni mógł wzruszyć niejedno wrażliwe serce. A kiedy alegoryczną Polskę rozbierało trzech zamaskowanych zbirów, gdy nad ciałem zabitego powstańca zjawił się śnieżnobiały anioł, a okryta kirem wdowa zapaliła lampki pamięci pod krzyżami z białych gałęzi brzóz – mogły pęknąć nawet serca z kamienia. Jeszcze przyciemnić aulę, rozświetlić scenę punktowymi reflektorami i efekt artystyczny byłby zupełnie teatralny. Może tylko szkolne chórzystki były tego dnia mniej dysponowane głosowo, uśmiechając się do publiczności w tragicznych fragmentach powstaniowych pobudek i pieśni. No, ale czy młodzi - rozkojarzeni, wykarmieni mlekiem i miodem są w stanie do końca pojąć tragizm styczniowej nocy? Może gdy dopadną ich zmory dorosłości, docenią hekatombę nie tylko powstań narodowych, ale też okrucieństwo PRL-u. A może im to już niepotrzebne i tylko odchodzącym wydaje się, że powinni pamiętać i ronić łzy nad grobami przodków? Trzeba wiedzieć, kiedy i jak odejść, by zasłużyć na pamięć nie tylko aniołów.

Numer: 2005 06





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *