Odkrywamy historię

14 grudnia 2005 roku minęła 61. rocznica tragedii, jaka rozegrała się w zabudowaniach ogrodnika Aleksandra Tenterendy w Kałuszynie, kiedy to został postrzelony, aresztowany i wywieziony przez NKWD i polskie UB w nieznanym kierunku komendant mińskiego obwodu AK, mjr. Ludwik Wolański ps. Lubicz. Ślad po nim zaginął. Jak dotąd nie udało się ustalić miejsca jego spoczynku

Ślady Lubicza

Odkrywamy historię / Ślady Lubicza

Żyją jeszcze wśród nas osoby, które były bezpośrednimi świadkami tej tragedii. Jedną z nich jest mieszkanka Mińska Mazowieckiego p. Marta Chrościcka z domu Dmowska. Oto jej relacja:
– W roku 1944 miałam 11 lat i zamieszkiwałam z rodzicami i rodzeństwem w Kałuszynie. Mieliśmy własny dom. Najbliższymi, bezpośrednimi sąsiadami byi Tenterendowie. Posesje nasze oddalone były od szosy Warszawa – Siedlce około 150 m i jak gdyby ukryte za olszyną oraz otoczone sadami. Gdzieś od września 1944 roku ukrywał się w zabudowaniach Tenterendów komendant „Lubicz”. Najprawdopodobniej sprowadził go tu syn Henryk, a matka to zaakceptowała. Wcześniej Lubicz ukrywał się u Stanisława Murawskiego na Ryczołku (za bazą zarządu drogowego) oraz krótki czas u Stanisława Gzuli.
Lubicz był średniego wzrostu, ciemnej karnacji, zawsze wygolony i dobrze prezentujący się. Był wysportowany – uprawiał gimnastykę, biegał przez płotki i robił przysiady. W sadzie u Tenterendów miał kryjówkę, ale w dzień czasami spacerował. Niejednokrotnie przynosiłam od mojego ojca wiadomości dla Lubicza. Odsuwana była szeroka deska w drewnianym płocie, przez którą wstawiałam koszyczek z żywnością, ale zawsze była w nim także kartka.
Dzień 14 grudnia 1944 roku był ładny, słoneczny i ciepły. Śniegu prawie nie było. Rodzice moi i sąsiedzi byli na targu w Kałuszynie, ponieważ był to wtorek i u Tenterendów w domu była chyba tylko garbata Helena i służąca Czesia. Ja tego dnia nie poszłam do szkoły. Około południa weszłam na piwnicę na podwórku i zajęłam się wybieraniem ulęgałek. Nagle zauważyłam czołgające się postacie ruskich żołnierzy z karabinami oraz cywilów. Z przerażeniem podniosłam się, a oni wskazali rękami, żebym przysiadła. Lubicz widocznie ich zauważył, bo zaczął biec w kierunku naszej posesji. Kiedy chciał przeskoczyć płot, sołdaci oddali z naszej posesji trzy strzały. Lubicz zakołysał się i spadł na stronę Tenterendów. Natychmiast na sygnał gwizdka podjechał z olszyny samochód pod plandeką. Wolański jeszcze żył, bo słychać było harczenie i niezrozumiałe słowa. Gdy ciało wrzucili na samochód, ranny wydał straszny jęk. Zaraz odezwał się drugi gwizdek na zbiórkę i dwa samochody z Lubiczem, żołnierzami i funkcjonariuszami bezpieki odjechały w kierunku Mińska. Cała akcja trwała krótko, może z 7 minut. Zdarzenie to widzieli przez okno z domu moja starsza siostra Bolesława i brat Roman. Potem rodzeństwo wysłało mnie z wiadomością o zajściu do rodziców na targ. Zastraszenie było ogromne. Wnet, bo chyba w piątek po tym tragicznym wtorku UB aresztowało Aleksandra Tenterendę. Trzymali go 8 miesięcy w śledztwie. Wreszcie skatowanego, bez zdrowia wypuścili do domu. Wkrótce po powrocie zmarł i bezpieka dała im spokój. Natomiast syn Henryk ukrywał się ponad 2 lata.
Jest jeszcze jeden epizod związany z tą tragedią. Otóż w sobotę przed tragicznym wtorkiem przyjechał samochód osobowy i stanął na drodze prowadzącej od szosy do naszego podwórka. Było około godziny 13.00. Z samochodu przyszło do nas dwóch mężczyzn i kobieta – wykwintnie ubrana, w eleganckich butach, ładnie uczesana, z pierścieniami na palcach, a przy tym wysoka, około czterdziestki. Mieli jakąś kartę i wypytywali o Tenterendów, tylko że nasz dom miał numer 68, a Tenterendów 70. Jednak do Tenterendów nie wchodzili, natomiast twierdzili, że to właśnie tu mieszka Tenterenda. Sądzę, że wizyta ta łączyła się z planowaną akcją na Lubicza.
Tyle pani Marta, natomiast Stanisława Tenterenda (z domu Krzyżanowska), wdowa po Henryku (zm. 1991 roku), powiedziała:
– Lubicz przebywał w tych budynkach, ponieważ był ścigany przez NKWD i UB. W tym tragicznym dniu z mieszkania zauważył, że w pobliżu krążą nieznane osoby, chyba z bezpieki. Uszedł oknem i chciał iść w kierunku szosy, a później skierował się w stronę sąsiadów. Postrzelonego wrzucili przy stawie na samochód. Chcieli zabrać i Heńka, ale go nie było, czatowała milicja na niego kilka dni, a później aresztowali teścia.
Tak zginął Lubicz, jeden z najdzielniejszych komendantów obwodu Okręgu AK Warszawa Wschód. Jeszcze raz zwracamy się do rodzin byłych funkcjonariuszy UB o uchylenie tajemnicy śmierci komendanta Lubicza i wskazanie miejsca spoczynku. Mogą być informacje anonimowe.

Numer: 2005 52/1   Autor: Franciszek Zwierzyński





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *