Narzekamy... że niedobrze się żyje, że góra nie dba. Okazuje się jednak, że nie tak nam źle, jak się wydaje, a jeśli chcemy mieć fajnie – sami też wykażmy inicjatywę! Ale i nieco determinacji...

Miasto na rampie

O możliwościach i przychylności miasta przekonał się niemal jedyny gość ostatniego spotkania prezydenta Symanowicza z siedlczanami. Gospodarza trzeba było - nota bene - wywołać z gabinetu. Gafie tej chwilę później zadośćuczyniło jednak przybycie aż czterech miejscowych notabli.
Delegat prężnego miejscowego środowiska sportowców ekstremalnych (przechodniom znany z okolic siedziby Starostwa Powiatowego i Atlasu) poddał pomysł stworzenia w Siedlcach skate parku. I o dziwo zyskał aprobatę. Co więcej prezydent Symanowicz znał już tego typu oferty katalogowe, a ze swojej strony zaproponował ustawienie ścianek do wspinaczki. Był wyraźnie zainteresowany planem, choć wcześniejsze rozmowy z kilkoma instytucjami (m.in. MKS Pogoń, TTKF, SSM) nie przyniosły żadnego rezultatu. Zaznaczył, że ani pieniądze (40-60 tys. zł), ani plac (parkingi TTKF na os. Warszawska, dawne lodowisko, małe boisko przy hali MOSiR) nie są problemem, a miastu nie zależy na zyskach. Dlaczego więc jeszcze nie powstał obiekt dla wyczynowców oskarżanych o dewastację mienia publicznego?
Sęk w tym, że władze, nauczone losem rampy przy hali MOSiR, tym razem obawiają się pozostawić obiekt bez nadzoru. Dochodzi też kwestia bezpieczeństwa. I tu zaczynają się schody. Miasto woli uniknąć opłacania ze swoich środków osoby odpowiedzialnej za punkt. Zapaleńcom ostrego sportu sugerowano więc założenie stowarzyszenia, które by ją powołało. Jednak tę przeważnie niepełnoletnią młodzież utrzymują jeszcze rodzice, a utworzenie stowarzyszenia wiąże się i z członkostwem 15 dorosłych, i z nakładem finansowym. Młodym pasjonatom zostaje więc cierpliwie szukać sprzymierzeńców wśród starszych kolegów, rodziców lub wuefistów, by później na własną rękę slalomem śmigać wśród paragrafów...

Numer: 2005 50   Autor: (jod)