Sokół tygodnia

Przyjęło się, że autorytet jest pojęciem pozytywnym. Ale są tacy, którzy z postawą pozytywną nie mają nic wspólnego, a w swoich środowiskach uważani są za autorytety. W środowisku kibiców piłkarskich np. autorytetem jest uczestnik największej liczby zadym, zna i najczęściej inicjuje dosadne przyśpiewki itp. A ileż to „autorytetów” zdobyto siłą lub przez zastraszenie!

Augury i błazny

Sokół tygodnia / Augury i błazny

Historia ożywiona
Mariusz Dzienio jest cenionym budowniczym i z tego się utrzymuje. Praca zawodowa nie odbiera mu chęci obcowania z pamiątkami przeszłości. Jego hobby – historia – jest taka zwyczajna, zawarta w powikłanych losach ludzkich, przekazywana w opowieściach i anegdotach. Rozmowa z Mariuszem to właściwie wysłuchiwanie arcyciekawego monologu, w którym łączą się dzieje rodów, odbywają spotkania ludzi zwykłych i niezwykłych w niecodziennych okolicznościach. Dopiero taka konfrontacja pozwala nam uzmysłowić sobie, jak wiele niebanalnych postaci odeszło nie doczekawszy od współczesnych i potomnych miejsca w honorowym orszaku mińszczan.
Wystarczy przekroczyć próg domu Dzieniów, by wejść w historię zatrzymaną w obrazach, księgach i pamiątkach dawnych czasów. O zbiory troszczy się nie tylko Mariusz, ale i jego żona z Sosnowskich, Barbara, i synek Miłosz. I aż uwierzyć trudno – przy każdym eksponacie murarz-historyk ma gotową opowieść. Swoje zbiory państwo Dzieniowie eksponują na wystawach urządzanych najczęściej pod auspicjami Towarzystwa Przyjaciół Mińska Mazowieckiego, którego są wielkimi aktywistami. Mariusz potrafi na nich tak interesująco ożywiać sylwetki narodowych i lokalnych bohaterów, że największe historyczne autorytety słuchają i chylą przed nim czoła. Jedną z najciekawszych była wystawa „Szlakiem dworków mazowieckich”, na której w opowieściach Mariusza siedziby rodów szlacheckich wyrastały na ośrodki polskości z kagankami oświaty dla plebejuszy. Z jego opowieści powstały teksty o Eugeniuszu Hambergu i Tadeuszu Skolimowskim, a na wspomnieniowe czekają jeszcze por. Tadeusz Bronisław Hazler, o którym hitlerowski generał Heinz Guderian wyrażał się z szacunkiem. Osobną kartę poświęcić trzeba Alfredzie Graczyk, która otarła się o nagrodę Nobla, no i jeszcze kilkadziesiąt postaci, o których mińszczanie powinni dowiadywać się na lekcjach historii. Tak pojemną i w dodatku żywą encyklopedią historyczną jest niedoceniany historyk z ulicy Spółdzielczej. Dodajmy, że niedoceniany przez prominentne władze, bo u zwykłych Mariusz cieszy się niezwyczajnym mirem. (jot)

Doceniony autorytet
Stanisław Całka urodził się, wychował i ożenił w Starogrodzie. Stąd ruszył w świat. Odbył długoletnią służbę oficera zawodowego. Pracował w różnych jednostkach centralnych MON, uzyskał stopień pułkownika i doktora nauk humanistycznych. Będąc w Warszawie, zawsze myślami i sercem był w Starogrodzie. Popierał czynnie różne przedsięwzięcia starogrodzian jak budowa szkoły, wyposażenia OSP w wozy bojowe, organizacja uroczystości lokalnych. Ponosząc duże wydatki, ufundował we wsi kilka miejsc pamięci narodowej. Dzieje swojej wsi na przestrzeni 500-letniej historii opisał w książce „Starogród – wieś mazowiecka”, którą wydał własnym sumptem. Za to, co zrobił dla Starogrodu, jest powszechnie szanowany. Jest wielkim przyjacielem miejscowej szkoły, mieszkańcy Starogrodu zwracają się do niego z różnymi sprawami, a on udziela bezinteresownych rad i pomaga. (fz)

Pajac z powagą
Od wielu lat znam mińskiego działacza społecznego na niwie samorządowej, który potrafi jątrzyć, lawirować i w zasadzie dobrze na tym wychodzi. Przypisuje sobie skrajną prawicowość, bo wszyscy inni to be, ale swoimi działaniami więcej wyrządził krzywdy dla swojego ugrupowania niż aktywny lewicowiec. Tam jest się dzielnym, gdzie można wysunąć się na czoło, nie przebierając w środkach. Dobrze też jest, gdy sukces innych uda mu się przypisać sobie. Nie przeszkadzało mu osłabić grupą prawicową, wchodząc w zmowę z lewicowcami, aby przy tym upiec dla siebie jedną z czołowych funkcji. Pod pozorem prawicy wprowadził do rady służaków, zdrajców i filistrów, którzy od wewnątrz rozłożyli ugrupowanie, z którego startowali w wyborach. Ci, wybrani jako radni, zaraz przystąpili do ugrupowania przeciwnego, aby razem rządzić i korzystać z funkcji i wyższych diet. Wszystkie jego pociągnięcia powodują, że jest głośny, choć przez niektórych wyśmiewany. Ale to mu wystarcza. Jest to pajac z powagą, którego nazwisko pozostawiam domysłom naszych czytelników. (fz)

Wiedza i charyzma
Nawet najwyższe stanowisko, najbardziej odpowiedzialne i wymagające rzeczywistej znajomości rzeczy nie tworzy autorytetów z ludzi je piastujących. Jeżeli ktoś (nie zawodowo) nie jest autorytetem w jakiejś dziedzinie, to żeby nawet królem został – będzie co najwyżej wzorowym albo przeciętnym urzędnikiem. Natomiast uznany autorytet w końcu obsadzony na odpowiednim etacie, gdzie może wykorzystać swoją wiedzę i moc oddziaływania na ludzi – to ideał. Bywa, że zostaje się niepodważalnym autorytetem, nawet gdy w trakcie kariery zmienia się całkowicie orientację polityczną czy duchową. Takim przykładem może być prof. Tadeusz Kotarbiński, wybitny filozof i dydaktyk, wychowawca całych pokoleń naukowców. Wychowany w chrześcijańskiej tradycji, w pewnym momencie życia odrzucił całkowicie jej metafizyczną (ale nie moralną) treść. Jak sam pisze, uczynił to z goryczą, ale w przeświadczeniu, że trzeba przyjąć świat takim, jakim rozum go widzi. Tę gorycz znakomicie oddaje wiersz prof. Kotarbińskiego: „I pożegnałem wśród skowytu /jako fantazję nierzetelną /Boga i święty ołtarz bytu /i własną duszę nieśmiertelną”. Przeważająca większość studentów, a właściwie fanów profesora, to ludzie wierzący i nikomu z nich nie przyszło do głowy mniej ufać naukom Kotarbińskiego, mimo jego jednoznacznej deklaracji. Profesor nawet po śmierci nic nie stracił jako autorytet w wielu dziedzinach. Tymczasem już w wyborach na szczeblu powiatowym wyznanie matki kandydata na wójta poważnie zaważyło na jego szansie na sukces. Najwyraźniej charyzmy było za mało. Nauka z tego taka, że lepiej zabiegać o wiedzę niż o stanowisko. (bak)

Nie narzucać się...
Pan Jurek, z zawodu ogrodnik, doświadczenia w branży samochodowej nabył w warsztacie teścia jako jego pomocnik. Sam skonstruował ekonomiczny, grzejący kominek we własnym domku. Opracował system biologicznego oczyszczania stawu koło domu i jest autorem innych udoskonaleń osobiście sprawdzonych. Obiektywnie trzeba przyznać, że ten człowiek na wielu sprawach się zna i jeszcze nikomu źle nie doradził. A jednak sąsiedzi nie chcą uznać w nim proroka, jest za blisko. Te trzy grosze, które wtrąca pan Jerzy widząc, że ktoś od złej strony zaczyna coś robić – strasznie tym ludzi denerwuje! – Dlaczego? – zadaje sobie to pytanie pan Jerzy.
- Przecież w sprawach budowlanych jestem niekwestionowanym autorytetem! Każdy, kto mnie posłuchał, musiał przyznać, że uratowałem go od niepotrzebnych wydatków i wysiłku. A nikt mnie nie chce uznać! Co za ludzie! Wolą uczyć się na własnych błędach, niż przyznać, że taki zwykły sąsiad wie lepiej! Czy to ich wpędza w kompleksy?
W oczy udają, że nic ich moje rady nie obchodzą, a cichcem robią to, czego się ode mnie dowiedzieli. Ale za Boga nikt się do tego nie przyzna. Szkoda, bo ja nie za pieniądze chcę pomagać, trochę uznania i szacunku by mi wystarczyło! Widocznie źle pograłem, nie powinienem się wtrącać i doradzać tylko wtedy, kiedy ktoś do mnie sam z prośbą o pomoc przyjdzie. Tylko że człowieka szlag trafia, jak widzi czyjąś głupotę! (bak)

Kierownik z autorytetem
Bywają nauczyciele, którzy są święcie przekonani, że stają się autorytetami „automatycznie”, z chwilą podpisania umowy o pracę. Niestety, nie ma tak dobrze i często nie wystarczy uniwersytecka wiedza, by na to miano zasłużyć. Kiedy słyszę dyskusje o upadku autorytetów (także nauczycielskich), przed oczami staje mi obrazek sprzed przeszło dwudziestu lat. Rzecz działa się przed barem w centrum Dobrego, gdzie grupa podpitych mężczyzn od słownych potyczek przechodziła już do przepychanek. W pewnym momencie zza rogu budynku wyszedł stary, zgarbiony człowiek i wpierając się na lasce, ruszył w kierunku awanturników. Wkrótce też spostrzegło go kilku z nich i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki nie tylko uspokoili się, ale zaczęli również mitygować kolegów. Kiedy staruszek podszedł bliżej, zrobili mu przejście mówiąc z uszanowaniem: - Dzień dobry, panie kierowniku. Potem, choć zniknął im już z oczu, nieprędko wrócili do przerwanej „rozrywki”. Staruszek, budzący taki szacunek i respekt u tych zawadiaków, był przez wiele lat kierownikiem miejscowej szkoły, nazywał się Jan Zych i zawsze był niekwestionowanym autorytetem dla swoich wychowanków i ich rodziców. Wielki patriota, oprócz książkowej wiedzy, przekazywał uczniom także szacunek dla historii i dziedzictwa przodków. Jego dokonania stawiają go w gronie najbardziej zasłużonych obywateli tej gminy. (rk)

Moja pani
Dla każdego pierwszoklasisty jego pani wychowawczyni jest najwyższym autorytetem i wyrocznią. Bywają wyjątkowe osoby, którym udaje się utrzymanie tego stanu rzeczy na dłużej. Miałam szczęście trafić na taką osobę. Moją pierwszą wychowawczynią w dobrzańskiej podstawówce została pani Agnieszka Łyziak, która, obok moich rodziców, stała się też jednym z moich pierwszych autorytetów. Jest nim zresztą do dzisiaj i choć sama jestem już babcią, nawet i teraz nie pozwoliłabym sobie w jej obecności na jakieś niestosowne słowo czy zachowanie. Wiem też, że ten respekt podziela wielu z moich szkolnych kolegów. Jest ona dla nas przykładem, że można godnie przeżyć życie, nigdy nie sprzeniewierzając się zasadom przyzwoitości. (rk)

Autorytet z sercem
Cecylia Ołdak, nazywana przez stanisławowiaków panią Czesią ma 73 lata. Urodziła się i wychowała w Stanisławowie, tu także pracowała jako księgowa w Gminnej Spółdzielni. Zasiadła też w Radzie miejscowego SKR-u. Pani Czesia znana jest z serdeczności i uczynności oraz swoich wyśmienitych drożdżówek, którymi częstuje m.in. przechodzących przez Stanisławów pielgrzymów, organizuje im także posiłki i napoje, rozmawia, pociesza. Podczas wszelkich wyjazdów jest duszą towarzystwa. Corocznie pomaga przy wyplataniu wieńców dożynkowych, opiekuje się zaniedbanymi grobami księży, wiekowymi pomnikami. Należy do miejscowego chóru kościelnego od momentu jego założenia. To dzięki niej ołtarz kościelny wiosną rozkwita; zimą pani Czesia odśnieża przykościelne figury. Ma także dobre serce, które okazuje nie tylko ludziom – nie ma bezdomnego psa, który nie byłby przez nią dokarmiany – widok pani Czesi niosącej miskę czy talerz z jedzeniem dla zwierzaków nikogo już nie dziwi; sama zresztą „zaadoptowała” jednego z nich. Zawsze miła, uśmiechnięta, rozmowna – wystarczy ją spotkać, by jej pogoda ducha zawładnęła i nami. (syl)

Numer: 2005 49





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *