Śladem naszych artykułów

Czy nie jest wstydem i poniżaniem ludzkiej godności, aby stawiać pomnik pijakowi i złoczyńcy, który tak niegodnie wpisał się w dzieje naszego miasta? Czy którykolwiek z włodarzy naszego miasta pomyślał, że akceptując kaprys jednostki, naraża nasze miasto na drwiny i pośmiewisko? Czy przez taką drogę pogardy ma wyglądać promocja naszego miasta? – pyta wręcz lawinowo w swym liście do redakcji Joanna Nojszewska, emerytowana po 50 latach pracy polonistka

Ławka pogardy

Śladem naszych artykułów / Ławka pogardy

Dalsze pytania dotyczą kwestii wychowawczych i roli Leszka Celeja w tej obrzydliwej promocji Himilsbacha. Pyta więc, czy ten pijak ma być wzorem dla młodych i dlaczego takie autorytety wyznacza człowiek, który był nauczycielem i wychowawcą. Celej zmienił zawód, bo w Muzeum Ziemi Mińskiej więcej zarabia. To normalne, ale jak on pracuje? Pani Joanna daje liczne przykłady ignorancji dyrektora, ale o nich przy innej, bardziej patriotycznej okazji.
Trzeba więc zapytać, dlaczego inaczej podszedł do Iwana i jemu poświęcił wiele czasu jako dyrektor MZM? Wyjaśnia to pochodzenie Celeja, o którym na razie nie chce mówić, choć wie wszystko. Zapomniał jednak Celej, że jeżeli kogoś wynosi na piedestał, to trzeba o nim więcej wiedzieć. Tym bardziej, gdy nie jest się rodowitym mińszczaninem.
Nojszewska jest przekonana, że czas kłamstw już powinien się skończyć. Mało tego, ona chce ujawnić cała prawdę zarówno o Himilsbachu, jak i Celeju.
Iwan pił z kolesiami na ulicy i starym kirkucie. Tam też załatwiał swoje potrzeby fizjologiczne.
–To było poniżające i straszne, zwłaszcza że byłam świadkiem zabójstwa w tym miejscu dwójki dzieci i matki Żydówki. Są inne ulice i skwery w naszym mieście, na których można się bawić, ale nie na ulicy Piłsudskiego. Pomysłodawca ławeczki i pomnika Iwana wybrał to miejsce i to w dość podstępny sposób, ponieważ miał tu powstać pomnik inwalidów wojennych z okazji 90-lecia tego związku. Już wszystko było nieomal załatwione, brakowało tylko zaświadczenia o miejscu lokalizacji –Stary Rynek czy obok pl. Kilińskiego. Wtem na zebraniu zjawił się Celej i zaproponował... teren żandarmerii wojskowej. Moje dotychczasowe starania poszły na marne. A miał to być obelisk dla uczczenia prawdziwych inwalidów wojennych, a nie manekinów – krytykuje Nojszewska.
Dlaczego oświecony człowiek tak czynił? To i inne pytania chciała osobiście zadać dyrektorowi Celejowi, zapraszając na spotkanie w cztery oczy. Przyszedł do jej domu, ale po przeczytaniu notatek dotyczących tej podłej postaci, zareagował bardzo ostro i powiedział, żeby tego nie publikowała i nic na ten temat nie mówiła, bo mieszka sama i może jej się coś stać. Poza tym żona Himilsbacha wytoczy jej proces. Po prostu groził, a przecież niczego z palca nie wyssała.
Napisała prawdę zarówno o pijaństwie Iwana, jego chamskich nawykach, jak i braku wykształcenia. Do wojny w ’39 mógł najwyżej skończyć pierwszą klasę powszechniaka, bo już wtedy wolał rozrabiać i zachowywać się po łobuzersku.
 – W 1942 musiał się znaleźć w Warszawie, bo tu groziło mu niebezpieczeństwo ze strony Niemców. Tam nie mógł mieć meldunku, więc nie mógł też uczęszczać do szkoły powszechnej. Dlaczego więc o jego edukacji pisze się tyle kłamstw, skoro już jego nauczanie podstawowe budzi wystarczająco dużo niejasności? – znowu pyta nasza czytelniczka.
Ba, Nojszewska wątpi, by ten zawsze pijany lub skacowany półanalfabeta mógł logicznie myśleć i cokolwiek poprawnie napisać. Czy to nie absurd, że przyznawał się do tylu opowiadań? Po co te kłamstwa? Sama gra naturszczyka to też mało, aby go wynieść na piedestał. Nazywanie go aktorem u wielu budzi niesmak, a o tych, którzy tak bardzo zabiegają o wystawienie pomnika, powstaje wiele komentarzy, co nie przynosi chluby naszemu miastu, a tym bardziej nie służy jego promocji
Jak Himilsbach był zauważalny wśród prawdziwych artystów? Maria Czubaszek wspomina, że pojawiał się, by... głównie pożyczać pieniądze. Zaczynał od propozycji, żeby ktoś mu pożyczył dwieście złotych. Nie było chętnych, to po chwili opuszczał do stu. Kończyło się na pięćdziesięciu, które mu ktoś... dawał, bo przecież wiadomo, że od Himilsbacha nikt nie chciał zwrotu.
Nojszewska znała Iwana dzięki Stefanii Sażyńskiej. On przecież był jej chrześniakiem. Uratowała go od niechybnej śmierci i nadała mu imię Jan. Swoich synów utraciła podczas Wielkiej Wsypy, więc być może z nim jako chrzestnym synem próbowała nawiązać kontakt. Nie udało się i często dochodziły do wspólnego, ale przykrego wniosku, że to człowiek stracony.
– Przykrym więc staje się fakt, że 9 września będzie uroczystość związana z Himilsbachem, na którą przeznacza się mnóstwo pieniędzy, a nikt nie pamięta o imieniu i mogile jego chrzestnej matki. Właśnie 10 września mija 20 rocznica jej śmierci. Czyż to nie ironia losu i czasy nowej pogardy? – gorzko kończy Joanna Nojszewska.

Numer: 2012 35   Autor: J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *