W mińskim powiecie

Czego to nasze opiekuńcze państwo nie robi, by pozbyć się garba 17-procentowego bezrobocia – największego w UE. Skoro nie pomagają programy umożliwiające zatrudnienie w przedsiębiorstwach, to może sami bezrobotni zaczną tworzyć miejsca pracy, choćby zrzeszając się w spółdzielniach socjalnych. Właśnie pierwsza z nich w powiecie mińskim, a czwarta w Polsce, powstała w Halinowie

Robotny socjał

W mińskim powiecie / Robotny socjał

Pomysł spółdzielni socjalnych narodził się przed 30 laty we Włoszech. Był sposobem samozatrudnienia wspieranego przez rząd. Jako forma organizacji pozarządowej znalazła uznanie eurobiurokratów, gwarantujące pieniądze na ich rozwój. W Polsce nie doczekała się jeszcze ustawy sejmowej, co wcale nie znaczy, że bezrobotni i niepełnosprawni nie mogą się zrzeszać. Mogą, a nawet powinni, bo gwarantuje im tę możliwość ustawa o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy. Mało tego, art. 46 tejże ustawy przewiduje możliwość otrzymania od 300 do 200% przeciętnego wynagrodzenia w zależności od tego, czy bezrobotny jest założycielem spółdzielni, czy do niej przystąpił. To niemało, bo obecnie ok. 7,5 – 5 tysięcy złotych, więc na początek tj. sprzęt, biuro i pensja prezesa wystarczy.

Andrzej Skucha jest przystojnym pięćdziesięciolatkiem. Od 13 lat mieszka w Długiej Szlacheckiej koło Halinowa. Pracował w dużej warszawskiej firmie jako zarządzający jej obiektami. Było nieźle, nawet dobrze, ale przyszedł kryzys i znalazł się na bruku. Od dwóch lat szukał pracy, ale kto dzisiaj przyjmie faceta po przejściach i przed emeryturą. Jeszcze trochę i dałby się wyrzucić nie tylko na margines, ale na dno życia, łapiąc dorywcze prace. Oczywiście na czarno, a więc bez ubezpieczenia. Natchnęła go idea spółdzielni socjalnej. Zebrał (lub namówił) kilku bezrobotnych i do dzieła – status, rejestracja w sądzie i do pośredniaka po należne pieniądze. Ale w sierpniu PUP nie miał dla nich ani grosza. Za to burmistrz Domasiewicz dała im lokal w sąsiedztwie domu kultury. – Może coś z tego wyjdzie – pomyślał i zaczął przyjmować zlecenia na prace porządkowe, budowlane i wszystkie inne, którymi gardziły tzw. porządne firmy. Było ciężko i ludzie zaczęli się wykruszać z tej pośpiesznie skleconej spółdzielczej arki. Ale nie wszyscy, a przychodzili też nowi. Obecnie jest ich czterech. On - prezes Andrzej Skucha, Robert Witczyński i Ryszard Zając z Sulejówka oraz Grzegorz Kulesza z Cegłowa. Reprezentacja iście powiatowa, ale przydałoby się więcej, bo muszą pracować od rana do nocy, by nadążyć z realizacją zleceń.
Ewa Wdowińska, prezeska Pinokia pomaga im w promocji „Szansy”. Tak optymistycznie nazwali tę spółdzielnię socjalną, bo ona rzeczywiście daje szansę na godne życie. Wystarczy tylko chcieć pracować. Nie każdy już potrafi po kilku latach bezrobocia, a prawodawcy też nie umilają im życia. Brak ustawy o spółdzielniach socjalnych jest tego dobitnym przykładem. Posłowie wątpili (i może nadal wątpią), że degeneraci – jak ktoś bezrobotnych nazwał w telewizji – poradzą sobie z prowadzeniem działalności gospodarczej. Bo dla nich człowiek bez pracy jest od razu alkoholikiem lub narkomanem.
Całkiem odrębną barierą jest niechęć osób związanych z biznesem. W końcu spółdzielnie socjalne będą korzystać z preferencji, o których przedsiębiorcy mogą tylko pomarzyć. To dlatego aktywni bezrobotni nie powinni zakładać własnych przedsiębiorstw. Czy prezesa Skuchy nie byłoby stać na prywatną firmę, gdzie zatrudniałby kilku bezrobotnych? Wyszłoby na to samo, a jemu nikt by nie zarzucił, że schował się pod płaszcz socjału.
- To prawda, że taka Spółdzielnia jest swego rodzaju ochronką, bo może korzystać z różnych ulg i pomocy. Jest też w miarę bezpiecznym miejscem pracy, ale jej największa zaletą to wyrywanie ludzi z marginesu społecznego – tłumaczy prezes Skucha. Na razie „nie żerują” na dotacjach, bo ich po prostu nie mieli, ale już piszą biznes-plan, by skorzystać z 15-tysięcznego grantu UE.
Co dalej? Ma nadzieję, że przetrwają i rozszerzą swoje usługi. Nie chcą nikomu wchodzić w drogę, bo pracy wszystkim wystarczy. Zapraszają do spółdzielni każdego bezrobotnego, a szczególnie kobiety – i to bez ograniczeń wieku. Wystarczy zadzwonić na numer 0 600 361 116. To służbowy telefon prezesa Andrzeja Skuchy. Można też założyć własną spółdzielnię socjalną. Może to prostsze od beznadziejnego poszukiwania pracy, ale trzeba chcieć. Jak wszystkiego w życiu.

Numer: 2005 47   Autor: J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *