I Międzynarodowy Festiwal Teatrów Ulicznych zgromadził przed mińskim pałacem liczną publiczność, zachwycił środkami ekspresji, nasycił uniwersalną treścią, uciszył parkowe ptactwo, a nawet wstrzymał burzowe chmury, które cierpliwie czekały do jego finału
Maski na ulicy
Teatr uliczny towarzyszył człowiekowi od niepamiętnych czasów i bez zbędnej przesady czy banałów docierał zawsze do każdego odbiorcy – mówił Krzysztof Dubiel, dyrektor artystyczny festiwalu. Wyrastające z misteriów i religijnych obrzędów spektakle dotykały natury ludzkiej, skłaniały do refleksji, pobudzały wyobraźnię, tworzyły także życzliwe interakcje między ludźmi, co wyraźnie dało się odczuć podczas trzydniowych spotkań.
Nastrojowe ballady rosyjskiego barda Bernesa stały się uwerturą do wystąpienia ukraińskiego Teatru KET. Marsz karykaturalnych postaci minionej epoki, uwięziony gołąb, nieosiągalne niebo aniołów, intymność chwil, unicestwione marzenia i nadzieje, zatracenie i szaleństwo, życie pełne absurdów, groteskowy taniec marionetek przykutych do totalitarnej ziemi, niemożliwy do podźwignięcia żal i wolność na wędce, to pozawerbalny przekaz widowiska „Pomiędzy niebem a ziemią”. Wyreżyserowana przez Anatolija Pietrowa opowieść, ubrana w dźwięk, światło, emocje i ruch ukazała losy tych, którzy z powodu swej naiwności nie radzą sobie z życiem. Sugestywna gra aktorów, w szczególności Aleksandra Swietlakowa, baśniowość przekazu, malowniczość muzyki, walka dobra ze złem i monstrualność postaci na szczudłach, skłaniały do refleksji nad miałkością ludzkiego życia.
„Port magiczny” Teatru Wagabunda ukazał interaktywne możliwości porozumienia między ludźmi. W drugim dniu festiwalu stworzył dla mińszczan wesołe miasteczko, integrował, wywoływał uśmiech i pozytywne nastawienie. Klauni Bogdana Pobiedzińskiego zachęcali do żonglerki, puszczania mydlanych baniek, jazdy na bicyklu i próby sił na siłomierzu. Całe rodziny mogły tu zagrać w golfa, cymbergaja, warcaby, piłkarzyki, pentagon oraz kółko i krzyżyk. Mimo upału, matematyczne gry, labirynty, bębny z garów, setr i inne własnoręcznie wykonane zabawki przyciągały ciekawskich w różnym wieku. Lwowski Teatr Woskresinnia wyczarował pirotechniczno-ogniową prezentację „Gloria”.
– Jest to spektakl smutny, wesoły, a czasem apokaliptyczny – mówił reżyser Jarosław Fedoryszyn. Osnową przedstawienia stała się historia ognia, który pełnił w życiu człowieka ważną rolę. Żywioł ten stał się inspiracją dla twórców i uruchomił najbardziej oryginalne środki ekspresji. Aktorzy podgrzewali licznie zgromadzoną publiczność w przenośni i dosłownie. Nie zdziwiło nikogo, że w pobliżu pojawili się także mińscy strażacy.
Iluminacje świetlne, dynamiczne rytmy bębnów, tańce, dymy i fajerwerki budowały pełen magii świat człowieka. Rozniecanie ognia, odchodzenie od ciemności i cienia, ubrane w radość życia kolory, weselne gody, kołysanki dla dzieci, cierpienia, które trzeba dźwigać i serca pełne miłości złożyły się na wartki obraz ludzkiego losu. Monstrualne machiny, folklorystyczne rytuały, stroje i wianki, pierwotny taniec, inspirowany muzyką laureatki Eurowizji Rusłany, wymowna ekspresja ciała oraz karkołomne wyczyny na szczudłach wymalowały życie, które – jak to podkreślił sam reżyser – zawsze podąża łukiem.
Umocnieni w przekonaniu, że radość z troską się plecie i uskrzydleni ognistą energią finałowego spektaklu mińszczanie rozchodzili się w uśpioną ciemność, czekającą już na kolejną burzę...
Numer: 2012 28 Autor: Teresa Romaszuk
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ