Drodzy Czytelnicy

W czerwcu wrócił kwiecień, a  nasz biedny kraj lada dzień napadną hordy kibiców. I co w tej sytuacji ma począć spokojny człowiek? Nic tylko rozpalić w kominku, zepsuć telewizor i... czytać. Cokolwiek, byleby nie oglądać porażającego futbolu. A między rozdziałami – spać i śnić...

Sen nie mara

Drodzy Czytelnicy / Sen nie mara

Czasami proroczy sen przydarzy nam się tak niespodzianie jak powódź na pustyni. Miałem ich ostatnio kilka...
Po całkiem nieświątecznych obchodach 591. rocznicy erekcji Mińska Mazowieckiego przyśnił mi się doktor Szubiński. Właśnie przyszedł na obrady radnych, przywitał się z Jankiem Jerzakiem, a swoich promotorów poprosił, by za jego życia oszczędzili mu wstydu. Nie dlatego, że zrobił coś złego, ale z pobudek czysto humanistycznych, a nawet humanitarnych.
Ach, jakie zdumienie opanowało krytyków, a radny Kuć pierwszy podbiegł do doktora i przeprosił za swoje malkontenctwo. Wkrótce pojawiła się kapituła z Grzesiakiem na czele i ogłosiła, że już nie ma zastrzeżeń do moralnej czystości kandydata starającego się o tytuł zasłużonego mińszczanina.
Wszyscy w pełni zadowoleni pośpieszyli na Stary Rynek. A tam, zamiast sceny bez dachu – rewia mińskich artystów, tłumy radosnych mińszczan, galeria wspomnień i miłe uszom dźwięki. Tak miłe, że nie sposób przy nich spać...
Tuż przed galą powiatowej Laury miałem zgoła inny sen. Właśnie w sennej marze postanowiłem nie uczestniczyć w laurowej ceremonii na znak bliżej nieokreślonego protestu. Leżę więc zadowolony, bo atawistyczny sprzeciw to dogmat ludzi myślących. Nagle do mojej arki znudzenia wchodzi... Laura, a za nią setki statuetek, które przemieniają się w piękne kobiety ubrane w ludowe stroje. Nic nie mówią, ale wiem, że chcą bym wziął choć jedną. Czy mogłem odmówić takiej prośbie? Nigdy w życiu, więc już bez cienia buntu, chwyciłem dziewiczą damę z rozpiętymi w laur zwycięstwa włosami. Jej chłód dodawał mi nadziei, że wierszami można rozgrzać nawet kamienne serca, a szczere idee nie utkną w czeluściach głupoty.
Laura stoi teraz na moim biurku, patrząc na równie urodziwe Bochny, które już czekają na tegorocznych zwycięzców Festiwalu Chleba. Dziękuję za ten dar wszystkim, którzy od razu (lub w końcu) uwierzyli, że tworzenie kultury nie jest łatwe, ale nad wyraz przyjemne.
Trzeci sen był okołofutbolowy. Około, bo wszystko działo się nie na stadionie a wokół niego. Właśnie zdążałem na mecz Polski z Grecją, gdy zalało mnie tsunami kibiców. Wrzeszczeli jak stado opętanych diabłów, a ze szczątku słów wynikało, że niestety w meczu otwarcia dostaliśmy łupnia. Z Rosją miało być inaczej, ale znowu po spodziewanej klęsce hordy kibiców demolowały miasto, hotel Bristol stawał się betonowym kikutem, a stadion w Sulejówku wyglądał jakby przeszło po nim stado bizonów. Z Czechami graliśmy o honor, ale też nam nie wyszło, więc co gorliwsi chcieli znowu iść na Zaolzie.
Postanowiłem więc (cały czas we śnie) nie oglądać meczów z udziałem naszej, czyli pol-franc-mieckiej drużyny. Będę bez chorych emocji kibicował Anglikom, Holendrom czy wirtuozom z Portugalii lub Hiszpanii.
Przecież i tak UEFA nam nie zapłaci ani złotówki za używanie stadionów postawionych za nasze uciułane podatki, które wciąż wydziera nam nasz ukochany Tuskowy rząd. A stadiony? Zanim po EURO zarosną, niech przynajmniej staną się nowoczesnymi jarmarkami Europy. Tam też można się integrować bez opłat na rzecz państwowego reżimu.

Numer: 2012 23   Autor: Wasz Redaktor





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *