Sokół tygodnia

Zdarza się, że w natłoku codzienności nie dostrzegamy ludzi, którzy są tacy sami jak inni, choć ich działalność wykracza poza normy zwyczajności. Niezwykłość tych osób zauważamy dopiero, kiedy ich zabraknie. W zaduszkowych wspomnieniach stają przed nami tacy, jakich zapamiętaliśmy. Wtedy okazuje się, jak bardzo wyrastali ponad przeciętność, choć mieli takie same przywary i nałogi, jak większość z nas. Kiedy się uważnie rozejrzymy, to i wśród żyjących dostrzeżemy zwyczajnych, choć niezwykłych ludzi, którzy jeszcze za życia stają się pomnikowymi postaciami. Co ich wyróżnia?

Nadzwyczajni

Zagadka Czarnej Damy
Inżynier Eugeniusz Hamberg na Politechnikę dostał się jako 20-latek, a skończył ją w 1948 roku mając lat 32 – tak II wojna światowa poplątała jego niebanalny życiorys. Urodził się w podmoskiewskim Gołubowie, by jako czterolatek zamieszkać w 1920 roku w polskim Brześciu. Z rodzicami wędrował po Polsce, by wreszcie osiąść na stałe w Mińsku Mazowieckim. Tutaj został wykładowcą przedmiotów zawodowych w szkołach budowlanych. W ciągu 17 lat pracy nauczycielskiej swoimi wykładami zaskarbił sobie sympatię i autorytet u uczniów, a w gronie działaczy i kolegów... zawiść. Jego niespokojna dusza kusiła go do wędrówek w przestrzeni i w czasie. Wrodzone zamiłowanie do archeologii oraz instynkt pomogły mu w odkryciu XVII-wiecznej komnaty grobowej w pozostałościach zamku na cmentarnym wzgórzu. Drugie odkrycie to szkielet dziewczyny zakopany pod schodami pałacu Dernałowiczów. Stąd się wziął wątek legendy Czarnej Damy. Razem z inż. Tadeuszem Skolimowskim dokonali cudu – komunistyczne władze zgodziły się na gruntowny remont hrabiowskiego pałacu według projektu Hamberga. W podobny sposób odrestaurowano Dom Nauczyciela. Zamiast dowodów wdzięczności, spotkał go afront. Na otwarcie Pałacu inż. Hamberg – inicjator i projektant odbudowy nie został na uroczystość zaproszony. Zawistnicy bali się jego języka, który prawdy nie owijał w fasadowe komunały. A to mogło niektórym kacykom zaszkodzić. Teraz pewnie też. (jot)

Rodem z Garncarni
Mińszczanie Tadeusza Skolimowskiego pamiętają jako uparciucha próbującego przeforsować budowę tanich mieszkań dla niezamożnych mieszkańców miasta. Lecz ani projekt, ani jego autor (specjalny pełnomocnik prezydenta Lecha Wałęsy) nie były na rękę samorządowym władzom chlubiącym się solidarnościowym rodowodem. Tak było kilkanaście lat temu, a wcześniejszy życiorys społecznika obfitował w niezwykłości. Urodził się w Mińsku przy ul. Siennickiej 10 w drewniaku znanym jako Stara Garncarnia. Legenda głosi, że w drodze na Moskwę kwaterował tu jeden z napoleońskich generałów, a może i sam cesarz Francuzów. Ojciec Tadeusza pracował w Fabryce Rudzkiego, a potem wyprowadził się z rodziną do Płocka. Młody Tadeusz ukończył renomowaną uczelnię warszawską Wawelberga. Zdolności wrodzone oraz umiejętności wyuczone i nabyte pozwoliły Skolimowskiemu przeżyć najtrudniejszy okres wojny, kiedy za podziemną działalność czekała go śmierć w obozie zagłady. Przypadek sprawił, że stał się fotografem i portrecistą niemieckich bonzów, a potem ich zegarmistrzem i restauratorem dzieł sztuki, jakie okupanci zwozili z podbitych krajów. Nadzorował też prace niemieckich brygad budowlanych. Jak bardzo Niemcy uszanowali jego fachowość, świadczy list pochwalny zaczynający się od ...Herr Skolimowski, a kończący się pozdrowieniem ...Heil Hitler.
W powojennej Polsce krążył między Płockiem i Mińskiem, a po drodze do odbudowania była Warszawa. W Mińsku poświęcił się rozbudowie miasta i ratowaniu jego zabytków. Razem z inż. Hambergiem pełnili role projektantów i społecznych inspektorów nadzoru budowlanego. Obydwu też spotkała jednakowa niewdzięczność w mieście, któremu tak bardzo się poświęcili. Skolimowskiemu nie udało się uratować ani dworku Andriollego, ani jego Starej Garncarni – spłonęła w przypadkowym (?) pożarze. W kasie miejskiej zabrakło pieniędzy na fochy i widzimisię starego społecznika-uparciucha. Może następne pokolenie wystawi w Mińsku obelisk Bezinteresownego Architekta z nazwiskami Skolimowskiego i Hamberga? (jot)

Pomnik Kuźniarskiemu
- Ludzie zasłużeni dla regionu latowickiego to ci, których praca poświęcenie i bezinteresowne oddanie pozostaje pomimo upływu lat zauważane, doceniane i uznawane przez samą społeczność – twierdzi Zygmunt Gajowniczek, miejscowy piewca tej ziemi. Przeprowadzona wśród uczniów gimnazjum w Latowiczu ankieta wykazała, że Antoni Kuźniarski otrzymał 23% głosów, Zygmunt Gajowniczek – 20%, ks. Piotr Godlewski – 9%, ks. Józef Rauba – 8%, ks. Wacław Koryś – 8%, ks. Stefan Antosiewicz – 5%. Pojedyncze głosy zostały oddane na proboszcza par. Latowicz, ks. Wojciecha Zduna, wójta Bogdana Świątka, dyrektor gimnazjum Romę Piłatkowską, POW-iaka Ignacego Braulińskiego, wikariusza ks. Marka Paskę, nauczyciela Zdzisława Ćmocha i kilka innych osób.
Ankieta ta wykazała również, że aż 25% respondentów nie potrafiło wskazać osób, które zasługują na uhonorowanie tytułem zasłużonego. - Wynika to z nieznajomości swojej historii, braku świadomości historycznej, a może też jest przejawem braku w społeczności autorytetów, kiedy to każdy jest sobie panem, okrętem i żeglarzem – konkluduje Gajowniczek dodając, że gimnazjaliści są reprezentatywną próbą dla całej społeczności.
Według niego na szczególne uznanie zasługują badacze historii i kultury regionu - Zdzisław Ćmoch i Zygmunt Piłatkowski, dawni wikariusze - ks. Marian Sobieszek i Marek Paska, właściciele majątków ziemskich - Bohdan Wyleżyński, Konstanty Buksowicz i Henryk Ignacy Stulgiński, kapelmistrzowie orkiestry strażackiej - Jan Kulesza i Andrzej Osiak oraz dr Edyta Anusz-Gaszewska i radna Jadwiga Śluzek, która zainicjowała i przeprowadziła wiele trudnych do realizacji przedsięwzięć, jak telefonizacja i zgazyfikowanie rozrzuconych na koloniach gospodarstw. Na pamięć zasługują również tacy wybitni ludzie, jak Jan Adamiec, Antoni Anusz, ks. Mikołaj Bojanek, Jan Chrzanowski, Zygmunt Duchniewski, ks. Jan Kowalski, Ludwik Suda i Bolesław Wójtowicz. (jzp)

Przedwcześnie zapomniany
Tadeusz „Ryna” Ryniewicz to szkolny kolega Tadeusza Chróścielewskiego. W 1939 roku walczył na froncie północnym i w obronie Warszawy. Potem z Jankiem Szarkiem i Andrzej Kłosem związali się z Armią Krajową. W październiku 1941 roku aresztowany przez Niemców na mińskim dworcu i przewieziony na Pawiak. Stamtąd po 6 miesiącach został wywieziony do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, a potem do Mautthausen, gdzie 28 lutego 1943 roku rzekomo zmarł na serce.
Siostra Tadeusza, Danuta Korzanecka z Otwocka w roku 1995 zwracała się do władz w Siennicy z prośbą o upamiętnienie jej brata poprzez nadanie jednej z ulic jego imienia. Rada gminy wniosek odrzuciła, ponieważ Ryniewicz nie jest postacią znaną mieszkańcom. Czy nie nadszedł czas, aby uhonorować lokalnego bohatera? (fz)

Dziadowi w hołdzie
Wyjątkową osobą jest pani Anastazja Książek z Chobotu. Ufundowała okazały pomnik swojemu dziadkowi, Ludwikowi Walesiakowi, który był łącznikiem w czasie powstania 1863 r. Na płycie kazała wyryć słowa: „Wolałeś ponieść śmierć – niż zdradzić swoich braci”. Sama pani Anastazja nie dekowała się w czasie niemieckiej okupacji (a mogła, będąc położną w mińskim szpitalu) – ale szkoliła młode dziewczęta na pielęgniarki, późniejsze bohaterki warszawskiego powstania. Oprócz tego pod własnym łóżkiem przechowywała radiostację. A wszystko to prawie pod nosem niemieckich żandarmów, od których roiło się w szpitalu. Oto żywy pomnik odwagi. (bak)

Wielcy zapomniani
Zdaniem Danuty Grzegorczyk, autorki wielu publikacji dokumentujących znaczące momenty i ważnych ludzi w historii naszych okolic – Helena Wielobycka zasługuje na pomnik i to naturalnej wielkości. W połowie lat 20. ubiegłego stulecia osiadła wraz z mężem w Mrozach. Osoba niezwykła, znająca biegle 6 języków, wykształcona, a do tego urodziwa! Rozśpiewała i ukulturalniła Mrozy. Uwrażliwiła na teatr i inne sztuki piękne. Stworzyła artystycznie–intelektualną elitę. Była reżyserką, scenografką, kompozytorką i choreografką. A do tego miała głowę do interesów (przeważnie społecznych). Na jej płatne spektakle publiczność waliła drzwiami i oknami. W ten sposób znacznymi kwotami przyczyniła się do budowy strażnicy, szkoły i kościoła. Kontynuatorem jej dzieła był legendarny nauczyciel muzyki – Zygmunt Arcyz, który wylansował rewelacyjny zespół „Dziewczęta z Mrozów”. Poza pasją muzyczną, był menadżerem i ulubionym wychowawcą rozumiejącym młodzież. (bak)br>
Cegłowscy herosi
W Cegłowie żyło i ukrywało się w czasie wojny małżeństwo działaczy PPS Helena (ps. Halina) i Julian (ps. Trojan) Grobelni. Julian ponadto był prezesem Rady Pomocy Żydom „Żegota”. Ryzykując co dnia, z wielkim poświęceniem ratowali ludzi. Jeszcze przed wojną zasłynęli jako wielcy społecznicy. Założyli w Cegłowie spółdzielnię, a pani Helena organizowała dla kobiet liczne kursy gospodarcze. Julian zmarł w 1944 r. – chorego na gruźlicę gestapo aresztowało w Mińsku. (bak)

Uroczysty Stanisławów
W lutym 1915 roku powstał obwód nr 2 POW. W gminnych miejscowościach pojawiły się jego komendy lokalne. W Stanisławowie komendantem był Bolesław Borecki (ps. Sasim), który ze swoimi ludźmi zajmował się szkoleniem i wywiadem wojskowym. 15 sierpnia 1938 roku odsłonięto Pomnik Poległym za Ojczyznę w latach 1914-1920 obywatelom gminy Stanisławów. Kiedyś ustawiony przy zbiegu ulic Senatorskiej i Siedleckiej, obecnie znajduje się obok budynku GOK-u przy ul. Warszawskiej. Inicjatorem pomysłu było koło stanisławowskich podoficerów rezerwy. Ponadto w Stanisławowie nie ma ulic i miejsc wiążących się z odzyskaniem niepodległości. Obchodzone kiedyś rokrocznie Święto Niepodległości pod pomnikiem oraz na Grobie Nieznanego Żołnierza, ostatnimi czasy odeszło w niepamięć. Jedynie włodarz gminy Towarzystwo Przyjaciół Ziemi Stanisławowskiej i niektórzy mieszkańcy upamiętniają je wiązankami kwiatów. (syl)

Praca u podstaw
W gminie Dębe Wielkie wszystkie szkoły noszą imiona związane z historią Polski i dziejami Dębego. Gimnazjum nosi imię Bohaterów Powstania Listopadowego, zaś SP Wołyńskiej Brygady Kawalerii. Podobnie w Kałuszynie, gdzie gimnazjum nosi imię 6 Pułku Piechoty Legionów Józefa Piłsudskiego, zaś w Wiśniewie szkoła podstawowa otrzymała niedawno imię 7 Pułku Ułanów Lubelskich - obie jednostki w 1939 walczyły na tych terenach, a żołnierze spoczywają na miejscowych cmentarzach. W wielu szkołach działają kółka historyczne. W jakubowskim Gimnazjum im. Orła Białego od kilku lat istnieje Koło Badaczy Naszego Regionu. Młodzi historycy pod kierunkiem Andrzeja Karlikowskiego wydali w tym roku płytę zawierającą ich prace dotyczące historii gminy. Może to jest sposób na utrwalanie znaków przeszłości? (zgm)

Dobrzańskie pomniki
Społeczeństwo gminy od odzyskania niepodległości starało się uczcić tych, którzy o nią walczyli. Najwcześniejszy z symboli wdzięczności - to wzniesiony w Makówcu pomnik bohaterów zwycięskiej bitwy w czasie powstania listopadowego. W dziesiątą rocznicę odzyskania niepodległości postawiono pomniki uczestnikom walk w latach 1914–20. Ponadto w Gęsiance Borowej znajduje się pomnik ofiar pacyfikacji, a w centrum Dobrego – żołnierzy AK. Żołnierzom walczącym na różnych frontach wojny oraz w podziemiu poświęcono tablice na miejscowym cmentarzu.
W parku odsłonięto pomnik Marszałka Józefa Piłsudskiego dłuta Konstantego Laszczki, a popiersie tego artysty umieszczono przed szkołą w Dobrem, która też nosi jego imię. W Makówcu Dużym stoi głaz–pomnik w miejscu, gdzie był dom wielkiego rzeźbiarza. O godne upamiętnienie rzeźbiarza zabiegał Jan Zych – wielki patriota i społecznik. Ufundowano mu tablicę w dobrzańskiej szkole, którą kierował przez wiele lat. Na szczególną pamięć zasługują budowniczowie szkół, nauczyciele, ludzie wspierający Jana Zycha przy tworzeniu muzeum i ofiarni strażacy. Ale pewnie od obelisków woleliby miejsce w ludzkich sercach i pamięci. (rk)

Okuniewski kirkut
W pobliżu cmentarza parafialnego w Okuniewie istnieją pozostałości po cmentarzu żydowskim. Już od II wojny światowej nie było tu pochowunków. Kiedyś był to dobrze utrzymany cmentarz, lecz po likwidacji żydów nikt nie dbał o jego wygląd. Obecnie sterczą pośród traw i zarośli pomniki, znaczące miejsca spoczynku synów i córek Abrahama. Jak mi powiedziała Maria Wyganowska – sołtys Okuniewa to i gmina żydowska z Warszawy nie przejawia zainteresowania kirkutem. Za jej pamięci może ze dwa razy jacyś przedstawiciele żydowscy odwiedzili ten cmentarz. Póki co, cmentarz nie stanowi mienia komunalnego i gmina sama z siebie nie może przy nim manewrować. (fz)

Numer: 2005 46





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *