Mińskie dziwy i dziwolągi

Kiedy rok temu zmarł jej ukochany kot, jakiś czas później kolejny – pupilek mamy, nie potrafiła wyobrazić sobie życia bez tych czworonożnych przyjaciół. Właśnie wtedy, kiedy w domu zapanowała przeraźliwa pustka, w garażu znalazła ciężarną kotkę. Położyła jej kołdrę, zadbała, by poród przebiegł bez komplikacji. W pierwszym miocie pojawiły się cztery kocięta, w drugim było ich już sześć… dziś kocia rodzina pani Bogumiły to 24 urocze koty

Kociara z przedmieścia

Mińskie dziwy i dziwolągi / Kociara  z przedmieścia

Smutas, Feliks, Murzynek, Brudny nosek – to tylko niektóre z wszechobecnych na posesji kotów. Działka i cały dom, w którym mieszkają pani Bogumiła z matką, w całości dostosowane są do potrzeb czworonogów. Mają tu specjalne pieńki do wdrapywania się, budę, kojce, piach, w którym załatwiają swoje potrzeby fizjologiczne.
– Kot to bardzo czyste zwierzę. Nawet w zimę wychodzą z domu – tłumaczy kociara. Gdy tylko pojawia się przed domem, co chwilę przybiega do niej inny podopieczny i oczekuje na czułe głaskania i drapania za uszkiem.
Imiona kotów nie są przypadkowe. – Jak spojrzę na kota, to wiem jakie imię do niego pasuje. Brudny nosek wziął się z plamki na nosku, Murzynek to imię czarnego kota, a właściwie kotów, bo takich jest kilka. Odkurzacz, którego niedawno pochowałam połykał wszystko co znalazł, a Smutas ma bardzo smutne spojrzenie. Nazywając koty nie patrzę na płeć, bo to nieważne. Jednego z nich nazwałam Sara, chociaż był facetem, ale jakoś kojarzył mi się z Żydem więc to pasowało idealnie – opowiada miłośniczka kotów.
Wszystkie jej pupile są pod stałą opieką weterynarza. Mają swoje książeczki, są szczepione, sterylizowane i leczone na bieżąco, a to czasem łatwe nie jest.
– Kilka kotów padło na tyfus, to było straszne przeżycie – tłumaczy Bogumiła. Dodaje też, że po śmierci koty zostają skremowane.
Dzień w domu na przedmieściu Mińska Mazowieckiego zaczyna się od śniadania… Oczywiście w pierwszej kolejności dostają je koty. A przy tak licznej gromadce potrzeby są i to niemałe. – Raz na dwa dni potrzebne jest ponad 3,5 kg surowego mięsa. Do tego jeszcze jakaś wątróbka i pokarm w puszkach. Ile na to wszystko wydaję? Wstyd się przyznać, ale w skali miesiąca nie są to małe kwoty – mówi pani Bogumiła.
Niestety, są ludzie, którzy nienawidzą kotów i na tym ich miłośniczka bardzo ubolewa. Tłumaczy, że dość często koty zostają postrzelone z wiatrówki, a ich leczenie wtedy bywa długotrwałe. Kto strzela? Tego nie udowodniono nikomu, jednak z wypowiedzi mieszkańców wywnioskować można jednoznacznie, iż sprawca mieszka przy ul. Kościelnej… Niestety, w dzisiejszych czasach posiadanie wiatrówek jest legalne, a samo udowodnienie winy nie jest proste, więc od jakiegoś czasu koci snajper pozostaje bezkarny.
Z panią Bogumiłą chętnie współpracują weterynarze. Zdarzało się, że trzeba wezwać któregoś z nich nawet o północy. Niestety, samo wielkie serce dla zwierząt nie wystarczy, a utrzymanie tak licznej gromady kotów jest bardzo kosztowne. Jeśli więc znajdą się osoby dobrej woli, chcące wspomóc panią Bogumiłę, prosimy o kontakt z redakcją.

Numer: 2012 21   Autor: Anna Sadowska





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *