W Podcierniu

Leżące na skraju cegłowskiej gminy Podciernie ma nowy problem, a raczej do wypicia piwo oświatowe, które uwarzyli wsi gminni radni. Podciernicy mogą je wypić, utrzymując szkołę we władzy stowarzyszenia, ale mogą też je wylać, posyłając dzieci do Cegłowa, a jeszcze chętniej do Jeruzala. Wszystko wskazuje, że wybiorą drugi wariant, bo ten jest łatwiejszy i tańszy...

Zapał mniemany

W Podcierniu / Zapał mniemany

W Podcierniu już funkcjonuje stowarzyszenie działające na rzecz rozwoju wsi, a głównie zajmujące się przedszkolem. Jego przewodnicząca Lucyna Bajszczak robi wiele, by przyjęło również szkołę, ale nie jest to takie proste.
Po uchwale rady gminy likwidującej od września podstawówkę, doszło do mało spodziewanych reakcji. Jak twierdzą podciernianie, nauczycielki pogniewały się na cały świat i nie chciały rozmawiać o przyszłości szkoły i swoich 56 uczniów. Na wiejskim zebraniu szkolnym kadrę reprezentowała tylko sprzątaczka uważana przez pozostałych za wtyczkę dyrektorki Anny Stelmaszczyk.  Nie dopisali też sami rodzice, choć wtorek 13 marca i godzina 18.00 nie mogły być przeszkodą.
Co więc się dzieje w tej wydawałoby się aktywnej wsi? Zanim sami zgromadzeni zdali sobie sprawę z trudnej sytuacji, pierwsze wątpliwości próbowała rozwiać Barbara Szopa z mężem Edwardem. Miała do tego kompetencje, bo ta wieloletnia dyrektorka prowadzi od roku zlikwidowaną placówkę w Pogorzeli.
Przede wszystkim dała do zrozumienia, że istnienie szkoły pozbawionej opieki samorządu jest możliwe. Najważniejszy jest wybór dyrektora, który zatrudni odpowiednią kadrę pedagogiczną. Na zwykłe umowy o pracę, bo o karcie nauczyciela nie ma mowy. Mimo mniejszych o 20 procent zarobków nie trzeba się obawiać braku chętnych, nawet młodych bakałarzy. Oprócz oszczędności w płacach, można pisać projekty edukacyjne, szukać darczyńców i rodziców chętnych do bezpłatnej pomocy.
Jeśli do SP w Podcierniu chodziłoby 60 dzieci, stowarzyszenie otrzyma od gminy prawie pół miliona złotych (7900 na ucznia), a do tego dzieci w takiej szkole mają same luksusy. Poza tym budynek szkoły staje się swoistym ośrodkiem lokalnej kultury i rozrywki.
Rodzice nie tylko słuchali wywodów o korzyściach, ale i pytali o swoje obowiązki. Oczywiście, będzie ich więcej niż po umieszczeniu dzieci w Cegłowie czy Jeruzalu, ale za to nie będzie wywiadówek. Są one niepotrzebne, kiedy każdy uczeń jest pod wnikliwą kontrolą nauczycieli i właśnie będących pod ręką rodziców.
A co jest w ogóle najważniejsze?
 – Po roku pracy mogę śmiało powiedzieć, że szansą oświaty są małe szkoły – podsumowała Barbara Szopa. Poparł ją mąż, który doszedł do wniosku, że szkoły publiczne odchodzą od wychowania. Powodują je bezideowi nauczyciele i anonimowi uczniowie.
Mimo tak radosnych wniosków, rodzice pozostali sceptyczni. Narzekali na wsiową kontrabandę, której wszystko jedno, gdzie pośle dzieci, a aktywni niewiele mogą zrobić, bo zostanie im 30 dzieci. To za mało na utrzymanie szkoły. Do tego tylko część Piaseczna (do konfliktowego zakrętu) chce posyłać dzieci do Podciernia, a reszta woli Cegłów.
Wszystkim wyraźnie brakuje charyzmatycznego przywódcy, choć przewodnicząca Bajszczak ma sukcesy w prowadzeniu przedszkola. Co im radzić? Na pewno nie uszczęśliwiać na siłę, ale bez mocy sprawczej wójt w końcu sprzeda budynek komukolwiek i na cokolwiek. A takiej straty trzeba będzie tylko żałować.

Numer: 2012 12   Autor: J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *