Nie tylko w Mińsku

Trudno zmusić bezrobotnego do pracy, której nie chce lub nie zna. Jeszcze trudniej pojąć pracodawcy, że mamy co piątego bezrobotnego, a on – właściciel firmy nie ma rąk i głów do konkretnych zajęć. – Wszystkiemu winne są szkoły, które kształcą teoretycznie i w zawodach skazanych na bezrobocie – mówili goście konferencji poświęconej partnerstwu lokalnemu i ożywieniu gospodarczemu w powiecie mińskim

Partner ożywczy

Model partnerstwa lokalnego posłużył Amerykanom do restrukturyzacji przemysłu. Do Polski trafił przed siedmiu laty, ale dopiero teraz nabiera realnych kształtów, bo są pieniądze na jego realizację. Ile – nie wiadomo, ale ruch w interesie zwiastuje, że sporo. Nic dziwnego, że już 6 powiatów go realizuje, a miński chce do nich dołączyć. Stąd ta konferencja dla potencjalnych partnerów ożywienia gospodarczego, których zaproszono aż 140. Przyszedł co trzeci, a do końca spotkania wytrzymała garstka, choć to nie był weekend, a zwykła – robocza środa 26 października.

Rozpoczęli gospodarze – wicestarosta Krzysztof Michalik i dyrektorka PUP, Grażyna Borowiec. Jej mazowiecki odpowiednik, Tadeusz Zając, chciał błysnąć znajomością praktycznych przyczyn bezrobocia, a spotkał się z kontrą mińskich przedsiębiorców. Adam Wiącek skrytykował podaż pośredniaka, który nie może mu dać do pracy fachowców z branży budowlanej.
- Czas skończyć z kształceniem menadżerów i marketingowców, gdy brak stolarzy, tynkarzy czy glazurników - postulował, narzekając też na brak w Mińsku Mazowieckim terenów inwestycyjnych, a jeśli się coś znajdzie, to ceny przewyższają wartość działek na obrzeżach Warszawy. Winą za tę drożyznę obarczył władze samorządowe, które nie dbają o inwestorów, trzymając miasto w starych, o wiele za ciasnych granicach.
- Anglia przeżywała podobne problemy w latach ’70 – opowiadał prezes Szulc z FUD-u, chwaląc się restrukturyzacją fabryki, której cały czas brakuje tokarzy i spawaczy. Wziąłby hurtem każdą liczbę, ale Mechanik już ich nie kształci.
Wezwani do tablicy dyrektorzy tłumaczyli te braki systemem oświaty, który preferuje wykształcenie ogólne. Szkoły być może nie wiedzą do końca o potrzebach pracodawców (co sugerował prezes Zenon Pokojski z Sulejówka), ale są jeszcze ambicje młodych ludzi ignorujących szkoły zawodowe, dające pracę w „brudnych” fachach. Biorą się więc za nie domorośli fachowcy, więc o jakości można tylko pomarzyć. Marzyć też trzeba o zdrowym rynku pracy, gdy wciąż bardziej się opłaca brać zasiłek i robić na czarno. Mimo kursów wciąż nie ma też efektywnego systemu przekwalifikowań i elastycznego prawa pracy, by przedsiębiorcom opłaciło się zatrudniać i dobrze płacić.
Czy partnerstwo lokalne zreperuje rynek pracy? Według założeń teoretycznych powinno się przyczynić do ożywienia gospodarczego, co w konsekwencji doprowadzi do poprawy zatrudnienia. Ważne, by w walkę z bezrobociem włączyli się wszyscy, których ten problem dotyczy, a więc bezrobotni, pracodawcy, władze lokalne, pośredniak, opieka społeczna i organizacje pozarządowe. Słowem – liczą się ludzie i ich aktywność. Tylko jak ją wyzwolić, gdy w Mińsku Mazowieckim nikt nie potrafi zintegrować nawet lokalnego biznesu?
Elżbieta Roszczak z Łosic już wie, jak tego dokonać, bo udało się jej stworzyć spółdzielnię producentów pieczarek. Sposób jest prosty – odwiedzać przedsiębiorców i na tyle uaktywnić, by widzieli korzyści w działalności stowarzyszenia. Jakie to proste. Pewnie, tylko czy autorytet pośredniaka, a nawet starosty i burmistrza zmobilizuje biznesmenów do wspólnego działania? W Łosicach zadziałał samorząd, ale – jak sugerował prezes Pokojski – Łosice to nie Mińsk, a nawet Sulejówek, na które oddziałuje wielka Warszawa. Jej chłonny rynek pracy jednak nie upoważnia samorządów do bezczynności, która w Mińsku Mazowieckim jest aż nadto widoczna. Przedsiębiorcy są rozproszeni i służą miastu jedynie do płacenia podatków. Jedyną ulgę za stworzenie miejsc pracy wywalczyła po kilkuletnich przepychankach grupa probiznesowych radnych. Nawet nie wiadomo, czy ktokolwiek z niej skorzystał, bo informacja nie była dostatecznie wypromowana.
Nie będzie też ożywienia po jednym spotkaniu, jeżeli nie pójdą za nim konkrety. Ciekawe, komu się zechce ożywiać partnerów do wspólnego działania i... za ile? Przedsiębiorcy czekają, mając nadzieję, że to nie kolejna ponętna, ale czcza obietnica.

Numer: 2005 45   Autor: J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *