Powiat zdrowia

–  W czwartek, 8 marca o 10.00 przyjdziemy pod nieczynną stację dializ w Mińsku, by wyrazić swój sprzeciw, bo sytuacji, w której się znaleźliśmy, nie da się dłużej wytrzymać. Pomyśleliśmy, że nie ma lepszej okazji niż Dzień Nerek, żeby pokazać światu, jak w kraju należącym do Unii Europejskiej, polski Narodowy Fundusz Zdrowia traktuje ludzi chorych na nerki i ich rodziny, z których pieniędzy przecież sam się utrzymuje – napisała w petycji Dorota Pisarczyk, organizatorka protestu. I przyszli, ale chyba nadaremno...

Protest dializ

Powiat zdrowia / Protest dializ

Przypomnijmy, że już w 2010 roku mińskie starostwo po konsultacjach z  wojewódzkim nefrologiem ogłosiło przetarg na zorganizowanie stacji dializ nieopodal powiatowego szpitala. Chorzy i ich rodziny byli szczęśliwi, bo myśleli, że udręka dojazdów na dializy się skończy. Ale – jak twierdzą dializowani – nie wiadomo dlaczego NFZ się na nas zawziął i nie przyznał kontraktu gotowej do uruchomienia placówce. Szefowie funduszu napisali do nich, że przecież mają dostęp do aparatury w Siedlcach, Otwocku, Garwolinie, Sokołowie Podlaskim, Międzylesiu czy Wołominie. Oczywiście – mają, ale jaki to komfort. Zresztą nie chodzi o wygodę, a o ulżenie w cierpieniach ciężko chorym ludziom, które nie kosztuje nikogo ani grosza, bo pieniądze idą za chorym i mińska stacja dializ nie doda nikomu żadnych kosztów. Po jej uruchomieniu nie przybędzie też chorych, a obecnie cierpiącym będzie choć trochę lżej.
– To tylko jeden podpis, który może zmienić życie wielu ludziom. Prosimy o pomoc, bo sami jesteśmy bezradni wobec braku serc u decydentów w NFZ – proszą od kilku miesięcy rodziny dializowanych.
Twierdzą przy tym, że złośliwi urzędnicy urządzili im prawdziwą ścieżkę zdrowia. Przykładem jest schorowany ojciec pani Doroty, który zamiast spaceru do stacji przy mińskim szpitalu, musi spędzać co drugi dzień 6 godzin w aucie tułającym się po dziurawych drogach. Jeśli jedzie na trzecią zmianę, to wraca do domu po drugiej w nocy wykończony dializą i  niepotrzebną podróżą.

Zaalarmowane protestem media zjawiły się prawie w komplecie – od dziennikarzy tygodników lokalnych po stacje informacyjne TVP, Polsatu i RDC. Przybyły też władze powiatu ze starostą Tarczyńskim i radnym Grzesiakiem, który przy okazji reprezentował byłą władzę miasta.
O gotowości do dializowania mówił nefrolog Piotr Grzyb i dyrektor operacyjny spółki Frasenius NephroCare Krzysztof Soszyński, która na wydzierżawionym przy ul. Szpitalnej gruncie postawiła imponujący budynek, ale tylko na 8 jednocześnie dializowanych osób. To nie wystarczy dla ponad 50 chorych z Mińska Mazowieckiego i okolic, więc rozbudują stację, gdy tylko NFZ podpisze z nimi umowę.
O trudach dojazdu na oczyszczanie krwi mówiły dwie schorowane kobiety – Waleria Sobocińska i Halina Kalbara. Narzekały, że i tak są poszkodowane przez los, więc dlaczego do jeszcze większej goryczy przyczyniają się bezduszni urzędnicy funduszu. Pokazywały też skutki transfuzji – obrzmiałe żyły i tętnice na niemal całych rękach.

Z mazowieckiego funduszu zdrowia nikt nie raczył przyjechać, więc o jego stanowisku wiemy tylko tyle, że umowy są podpisane i nikt nie będzie ich zmieniał wyłącznie dla wygody mińskich pacjentów. Mogą więc korzystać z innych ośrodków. Trudno zrozumieć tak twardą postawę NFZ, bo przez umowę z mińską stacją dializ nic nie traci, a zyskują chorzy, z których składek urzędnicy funduszu mają pensje.
Nie wiadomo, czy medialna wrzawa tj. nagłośnienie problemu mińskich chorych cokolwiek im pomoże. Nie wiadomo też, co w tej sprawie może zrobić poseł Mroczek, który – wierzmy w to – może nie do końca zatopił się w służbie obrony narodowej. Tylko jedno widać wyraźnie – kontrakt z mińską stacją dializ to już decyzja nie merytoryczna, a polityczna.

Numer: 2012 11   Autor: J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *