Im mniej posiadam, tym jestem bardziej bogaty, to jedna z wielu myśli, jakimi podzielił się z widzami tytułowy Colas Breugnon w przepełnionym filozoficzną mądrością spektaklu jednego aktora. W rolę tę wcielił się aktor Teatru Współczesnego Stanisław Górka, który ze swoim monodramem wystąpił w sobotę, w mińskim pałacu
Piewca życia
Monodram Towarzystwa Teatralnego Pod Górkę powstał na podstawie powieści Romaina Rollanda, napisanej w hołdzie ojczystej Burgundii. Colas Breugnon lubi gawędzić, pić i zjeść soczystą pieczeń. Kocha kobiety, turkaweczki o kształtnej postaci, swoją rodzinę (najbardziej córkę), osiemnaścioro wnucząt, przyrodę, swą pracę stolarza-artysty, zwalcza zarazę, wojuje ze złoczyńcami i możnymi tego świata. Wesoło i z pikantnym humorem prowadzi widzów po swoim wszechświecie, wierząc w piękno życia oraz przyjaźń między ludźmi.
Ze swą przyprószoną siwizną czupryną, w sfatygowanym stroju Stanisław Górka na ponad godzinę stał się, 50-letnim „z okładem” Colasem. Pojawił się przed widzami w skromnej scenografii, która przeniosła zebranych w intrygujący świat przygód bohatera. Zaciekawiał, aplikował dozę ironii, rozśmieszał, zachęcał do dyskusji, pytał o zdanie, zmuszał do poważnych refleksji lub wtrącał erotyczne wątki, opowiadał o swej młodości, wspominał z rozrzewnieniem miłosne podboje, złościł się by zaraz potem szczęśliwie się uśmiechać.
Proste życie, przeciwności losu, bieda, rozczarowania, niespełniona miłość do powabnej ogrodniczki, spalenie domu, śmierć żony i fakt, że nie wiedział, że był szczęśliwy – nie przesłoniły mu urody świata, piękna człowieka i miłości do pracy oraz przyjaciół. Pogoda ducha, poczucie humoru, postawa błazna lub filozofa, kpina, dobroduszność i lekceważenie były sposobem na życie Colasa. Wszystko to pozwoliło z uśmiechem i refleksją zamykać mu kolejne etapy swego życia, a i za swoje błędy zbyt nie pokutować.
Uzupełnieniem historii życia bohatera, były zaśpiewane przez Górkę piosenki barda Georgesa Brassensa (w aranżacji Jerzego Derfla), które zamykały puentą koleje losu. Nie zabrakło w nich specyficznego francuskiego kolorytu, frywolności, liryzmu, reporterskiej narracji, moralizatorstwa, fantazji oraz umiłowania życia. Widzowie śmiali się z przerysowanych śpiewanych opowieści o mężach rogaczach, pogrzebach i spadkobiercach, wspólnie rymowali do tych smutniejszych tekstów o prowincji umysłowej i szczęśliwych głupcach oraz dawali się ponieść namowom, by cieszyć się życiem, nie ulegać ideom, nie bać się śmierci (wszak wszystkie drogi prowadzą do rzeźni, jak wyraził się pewien sędziwy wół) i kochać.
Bez pełnego emocji aktorstwa Stanisława Górki, bez kunsztu, z jakim poruszał się po strunach ludzkich uczuć i bez spoglądania, by cienka granica między rubasznością a płytkim wulgaryzmem się nie zatarła, spektakl byłby rozrywką bez głębi. Stał się jednak czymś więcej. Był hołdem dla życia, którego piewcą stał się stolarz Colas, a którego wizerunek naszkicował mińszczanom Stanisław Górka.
Numer: 2012 10 Autor: Teresa Romaszuk
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ