Rozmowy intymne

Wychowała już całkiem sporą plejadę zakochanych w tańcu i muzyce uczniów. Jej zespoły – Między nami, Duet i Dąbrówka od lat zachwycają gamą kolorów i choreografią, zbierają nagrody w konkursach i urozmaicają mińskie klimaty. – To także sukces ludzi, których spotkałam po drodze, mówi Teresie Romaszuk jak zwykle skromna Aneta Senktas

Malarka uczuć

Rozmowy intymne / Malarka uczuć

Poznałam cię jak spełniałaś się teatralnie. Czy ten teatr nadal w tobie tkwi?
– Sam teatr interesuje mnie prywatnie, ale zawodowo już się nim nie zajmuję. Kiedyś pracowałam z zespołem „Niespodzianka”, który powstał w Ośrodku Szkolno-Wychowawczym. Tańczyły w nim dzieci upośledzone w stopniu lekkim, a czasami umiarkowanym. W pracy tego typu przydatne są różne środki arteterapii. Stosowałam więc elementy teatru tańca i dramy.
Miałaś do czynienia z terapią muzyczną?
– Mobilna rekreacja muzyczna, czyli ćwiczenia oddechowe, aktywizujące i relaksacyjne są bardzo pomocne w organizacji i prowadzeniu zajęć. W moim życiu z reguły jest aktywizacja. O relaksację trudniej.
Nie odpoczywasz?
– Odpoczywam, ale mam na to mało czasu. Najczęściej maluję. Biorę pędzel i siadam przy sztaludze. Szczególnie wtedy, gdy jestem niespokojna i nie potrafię okiełznać swoich myśli czy skupić się podczas czytania. Kiedy maluję wyciszam się i poskramiam zły nastrój. I jest to obecnie mój największy żywioł. Taniec, owszem, jest moją pasją, ale i moją pracą.
Twoje malarstwo jest klasyczne czy nowoczesne?
– Moje własne. To takie opowiadanie o mnie, bo lubię malować swoje uczucia. Jest to dla mnie odskocznia, wewnętrzne przeżycie i spotkanie ze sobą. Kilka moich obrazów powędrowało już w ręce przyjaciół. Jest teraz u nich jakaś cząstka mnie i mam z tego powodu ogromną radość i satysfakcję.
Masz wiele osiągnięć. Według jakiego klucza pracujesz?
– Staram się pracować uczciwie. Uczniowie sami niejednokrotnie dostarczają mi wielu pomysłów i to sprawia nam wszystkim ogromną frajdę. Bardziej czuję się uczestnikiem zespołu aniżeli instruktorem, opiekunem. Tworzymy wspólnie zgrane grupy i to ma zapewne wpływ na nasze sukcesy.
Planujesz dalekowzrocznie pracę zespołów czy preferujesz żywioł?
– Zakreślam plan, ale często jest tak, że coś po drodze mnie zainspiruje. Pojawiają się warsztaty, spotkania z ciekawymi ludźmi lub jakaś iskra, która wywołuje większy zapał. Ostatnio zaczęłam kurs choreograficzny z zakresu tańca ludowego i czerpię wiedzę pełnymi garściami. Nic więc dziwnego, że mam ogromną potrzebę wprowadzania zmian, żeby tego, czego się dowiedziałam nie zaprzepaścić. Inspiracją są też dla mnie ciekawi ludzie.
 Spotkałaś ich wielu?
– Mam do nich szczęście i zawdzięczam im swój sukces. Niewątpliwie dr Maciej Kierył, muzykoterapeuta z CZD oraz anestezjolog w Szpitalu Kolejowym w Międzylesiu, był dla mnie pierwszym takim mistrzem i wprowadził mnie w świat różnorodnych działań muzycznych. Przekonywał mnie, żebym uwierzyła w siebie i w swoje możliwości, żebym pokonywała bariery oraz nieśmiałość. Młodzież i dzieci, z którymi pracuję także były dla mnie siłą napędową. W momencie, kiedy jeszcze nie miałam wielkich sukcesów, uwierzyła we mnie dyrektor Bogusława Bednarska.
I już nie miałaś wyjścia?
– Tak. Potem wszystko ruszyło jak lawina. Coraz więcej dzieci, coraz więcej grup i wielka odpowiedzialność, że nie mogę tego zepsuć. Trzeba było podjąć takie wyzwanie.
Jak bardzo zmieniłaś się od tamtej pory?
– Spokorniałam. Kiedyś brałam na siebie zbyt dużo obowiązków. Dostałam żółtą kartkę, bo skończyło się problemami zdrowotnymi. Nadal pracuję z zaangażowaniem, ale wiem już, że nie wszystko muszę wykonywać sama. Stopuję siebie.
Jakbyś miała siebie i swoja pracę określić emocjami i zmysłami, to...
– Wystarczy spojrzeć na zespół Dąbrówka – wielozmysłowo, wielobarwnie. Mam w sobie obecnie ogromną potrzebę koloru, ale nie zawsze tak było. Miałam kiedyś okres czarny, co wcale nie znaczy, że jawiły mi się czarne scenariusze lub wizje i wszystko widziałam w czarnych barwach. Ten intrygujący i magiczny kolor dodawał mi pewności siebie i wyróżniał, a jednocześnie mogłam się za nim skryć i czuć bezpiecznie. Teraz, im więcej wokół mnie kolorów, tym więcej we mnie pozytywnej energii.
Jesteś zawsze uśmiechnięta. Nie denerwujesz się?
– Oczywiście, że się denerwuję, ale dlaczego moje nerwy i wewnętrzne rozterki mają wpływać na innych. Wolę wówczas pobyć sama w domu. Wyciszam się, słucham muzyki, maluję. Każdy ma swoje zakręty w życiu. Kiedy pojawiają się trudności, to można albo się „położyć”, albo walczyć i dalej żyć. I to jest wyjście. Szkoda mi życia, żeby siedzieć i płakać. Trzeba pracować nad sobą, nad swoimi przeżyciami i emocjami.
Jak patrzą na ciebie rodzice?
– Uczestniczą w koncertach, występach, przeglądają prasę, zbierają wycinki z gazet. Pewnie też zadają sobie pytanie, jak to się stało, że mam takie zamiłowania. Moja siostra także jest artystycznie utalentowana – pisze wiersze. A przecież w domu nie panował klimat artystyczny. Mam tam za to akceptację, miłość oraz poczucie bezpieczeństwa.
Jutro Anety to...
– Może o tym jutro. Każdy ma swoje marzenia i coś, co skrywa głęboko. Staram się nie galopować w tych marzeniach i korzystam z niespodzianek, które przynosi mi życie.
Także miłość?
– Na miłość zawsze jest czas. Kiedy spodziewamy się jej najmniej, wtedy zazwyczaj przychodzi.

Numer: 2011 50





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *