Sztampa czy tradycyjne uświetnienie kolejnej rocznicy odzyskania niepodległości... dlaczego nie 11 listopada, a dzień wcześniej... i za co te medale? – pytali przed i po powszednim czwartku, 10 listopada, który nad Srebrną urósł do świątecznego nastroju państwowej fety z medalami i koncertem artystów ze stolicy
Cenna gorycz

Rozpoczęli pod pomnikiem inwalidów wojennych przy mińskiej jednostce żandarmerii, gdzie już zgromadzili się zaproszeni przez burmistrza goście – poseł Mroczek, wojewoda Kozłowski, starosta Tarczyński, wójt Piechoski i prezes Jedynak od mińskich inwalidów wojennych. Tam złożyli pierwsze wieńce, by przez kolejną godzinę uczestniczyć we mszy odprawionej przez ks. płka Andrzeja Molendowskiego w intencji Ojczyzny.
Na Starym Rynku zastała ich już 15.00 i zbliżający się zmierzch. Mieli jednak czas na przemowy i... odznaczenia. Burmistrz Jakubowski nawiązał do historii sprzed 93 lat, namawiając do nowego patriotyzmu, który przejawia się w dążeniu do zdobywania wiedzy, w sporcie czy szerzej w kulturze. – Inwestując w siebie, odkrywając swoje talenty, kształtując swój charakter, zakładając rodzinę, wychowując dzieci, działając w organizacjach pozarządowych i angażując się w życie społeczne wspieramy naszą ojczyznę. Jeśli dodamy do tego pracę i przedsiębiorczość, wypełnianie naszych obywatelskich obowiązków, takich jak np. udział w wyborach otrzymamy definicję prawdziwego patriotyzmu na miarę współczesnego świata – mówił miński burmistrz.
A jego partyjny kolega, poseł Czesław Mroczek ostrzegał, że wolność to nie wieczny podarunek. Mimo pokoju, wciąż trzeba o nią walczyć, jak chociażby działacze Solidarności sprzed 30 lat. Nie mylił się, bo już nazajutrz Warszawa pokazała różne okazy patriotów, którzy prawdziwą czerwień widzą tylko we krwi.
Odznaczono 11 osób. Stefan Frelak z Janem Jerzakiem otrzymali Krzyże Kawalerskie Orderu Odrodzenia Polski, Tomasz Fusik i Stanisław Jabłecki – Złote Krzyże Zasługi, Wiesław Osica – Srebrny Krzyż Zasługi, a brązowe – Beata Rokicka-Chmielewska, Marcin Szczepański, Arkadiusz Toczyski i Krzysztof Ziółkowski. Poza nimi Teresę Gołowicz odznaczono złotym, a Mariolę Ciarkowską srebrnym medalem za długoletnią służbę.
Nie wszyscy siedzieli na honorowych miejscach, a zostali wśród tłumu, który aż garbił się od przejmującego chłodu. Szczególnie dzieci ubrane na cieplejszą aurę, a postawione przy pocztach sztandarowych lub wieńcowych delegacjach.
I tak, dygocąc od chłodu i kolejnych dawek patriotyzmu, wysłuchali apelu pamięci i salw honorowych. Patrzyli również na kolejne delegacje z wieńcami, które ostrożnie posuwały się po niedawno ułożonym bruku, by nie zawadzić o wystające kamienie. Udało się nawet kombatantom, choć mówili, że zgotowano im kolejną ścieżkę zdrowia jak w łagrach czy więzieniach dla opozycjonistów Polski Ludowej. Może także pomógł im ciepły choć konsekwentny głos Tomasza Płochockiego, który tym razem dyrygował kwietnym ruchem.
Pałac, do którego wszyscy śpiesznie dążyli, powitał ich ciepłem i koncertem „W listopadowej zadumie”, czyli występem artystów Warszawskiej Opery Kameralnej, Filharmonii Narodowej i innych scen stolicy. Sala kameralna nie trzeszczała w szwach, ale na brak wrażeń nie można było narzekać. Soprany, barytony i tenory nie fałszowały znanych pieśni z lat walki o Niepodległą i umacniania roli zarówno Piłsudskiego, jak i jego żołnierzy. Były również wątki współczesne jak znany song o ojczyźnie z pytaniem – czy za mało ci było krwi?
Tak, to był udany, choć na koniec dość gorzki koncert, a po nim równie wyrafinowana biesiada z cateringiem firmy Tatulo. Za ile to wszystko? Nie pytajmy, bo niepodległość jest bezcenna. Nawet w wigilię rocznicy jej odzyskania.
Numer: 2011 47 Autor: J. Zbigniew Piątkowski
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ