Dożynki w Stanisławowie

Już od 20 lat wójt Wojciech Witczak urządza na stadionie Tęczy dożynki dla wspólnoty gminnej i parafialnej, a od 19 lat zaprasza na nie aktora Filipa Borowskiego, który na kilka godzin staje się konferansjerem. Dożynkowy jubileusz minął bez fajerwerków, ale za rok prowadzący nie pozwoli na taką nieśmiałą nonszalancję

Siły tradycji

Dożynki w Stanisławowie / Siły tradycji

W gminnej kasie Stanisławowa piszczy bieda spowodowana brakiem obiecanej dotacji na oczyszczalnię ścieków, ale dożynki to tradycja, więc muszą się odbyć. Od ratowania kasy są sponsorzy, a tych w gminie nie brakuje. To od nich pochodziły nagrody dla zwycięzców konkursów i części kosztów na okazałą scenę oraz artystów z Tadeuszem Drozdą i Lombardem w finale.
Częste i obfite opady deszczu nie zaszkodziły murawie, na której gra Tęcza, ale mogli ją zniszczyć gminni siłacze, więc zamiast tradycyjnego przeciągania liny urządzono zawody w ciągnięciu wozu strażackiego ze zbiornikiem pełnym wody. Oczywiście, na asfalcie, a z pięciu drużyn odcinek 20 m najszybciej pokonali strażacy z Pustelnika w czasie 24,6 sek. Nie pierwszy raz, jak i wolniejszy o sekundę Ładzyń, który musiał się zadowolić nie dwiema, a jedną zgrzewką piwa. Soki za trzecie miejsce wygrali druhowie z Rządzy, a dwa młode zespoły ze Stanisławowa obyły się smakiem.
Wójt Witczak osobiście sekundował strażakom, ale już wyniki mniej wymiernych konkursów powierzył komisji złożonej ze swoich pracowników i prasy, którą reprezentował redaktor naczelny „Co słychać” oraz... starostów dożynek. W tym roku zostali nimi Barbara Jurek z Lubomina i Stanisław Piotrowski z sąsiedniej Wólki Czarnińskiej. Starościna gospodaruje na 14 hektarach i tuczy świnie paszą wytwarzaną przez męża. Pan Stanisław ma dwa hektary mniej i hoduje 10 szt. bydła, a dochody rodziny wzmacnia pracująca na etacie żona.
To oni pierwsi skosztowali tradycyjnego chleba, bo zapracowany wójt nie miał na degustację czasu. Już trzeba było oceniać wieńce, a zaraz po nich – potrawy gminnych gospodyń. Z ośmiu wystawionych przed scenę dzieł dwa nie miały sobie równych, więc po 600 zł zarobiły artystki z Lubomina przedstawiając Hostię i Ładzynia z Chrystusem trzymającym za ręce dziecko. Na podium za 300 zł znalazła się Cisówka ze swoją Matką Boską Pustelnicką, a stuzłotowe nagrody pocieszenia przypadły Stanisławowi, Gorzance, Kolonii Stanisławów, Zofii Wąsiewicz z Wólki Czarnińskiej i... chłopcom z Prądzewa-Kopaczewa, którym wójt dorzucił swoją stówę za aktywność.
Tuzin gospodyń przygotowało aż 27 potraw, z których pięć otrzymało najwartościowsze nagrody. I tak w altance za polędwiczki po myśliwsku będzie odpoczywała Zofia Zdanowicz, z odkurzacza za roladę z łososia i szpinaku cieszyła się Teresa Michalska, a z wełnianej kołdry – Bogusława Malesa oferująca rybę z kurkami. Paszteciki z ziemniaczków Teresy Kani wygrały prodiż, a nalewka z aronii Hanny Lewandowskiej zasłużyła na kuchenny robot. Pozostałe panie otrzymały po komplecie ręczników, choć trzeba przyznać, że zupa po cygańsku Krystyny Trąbinskiej czy nalewka brzoskwiniowa Teresy Jackiewicz też mogły walczyć o główne nagrody.
Prowadzący dożynki Filip Borowski próbował tych pyszności dopiero po konkursie, więc bardziej ekscytował się wynikami biegu ulicznego. Tutaj dominowali mińszczanie – Damian Jędrusinski i Marcin Witowski oraz Ryszard Jagliński, otrzymując wkrętarki i radiomagnetofon. Najlepszym biegaczem z gminy Stanisławów został Krzysztof Michalak z Rządzy, a biegaczką – Olga Pechcin z Arynowa. Wśród uczniów SP zwyciężył Bartek Gajc, a gimnazjalistów – Patryk Michalak.
Organizatorzy nie zapomnieli także o dwóch konkursach wiekowo-odległościowych. Okazało się wnet, że najstarszym gościem dożynek jest 94-letni Czesław Sowa z Wólki Pieczącej, a najdłuższą trasę przebył Zbigniew Rogucki z żoną, którzy mieszkają na australijskiej wyspie Tasmanii. On jest tam mechanikiem, a ona pracuje w domu starców. Wyjechali na Antypody korzystając z okazji łączenia rodzin.
Tym razem stanisławowskim dożynkom nie zagroził ani deszcz, ani też pijackie burdy. Może ich uczestnicy pamiętali, że jedną z bójek rozpędził właśnie obfity deszcz, choć mogli też strażacy. A za rok czekamy na benefis Filipa Borowskiego, który – jak się zarzekał – wójtowi Witczakowi nie odpuści.

Numer: 2011 35   Autor: J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *