Powiat zabytków

Miński starosta i zarząd powiatu są w sporze z konserwatorem zabytków. Nie poszło o powszechnie krytykowany plan ich ochrony, a konkretny obiekt – pałac w Janowie, który przetrwał dzięki oświacie. Na ironię losu przez nią teraz gotów się rozsypać

Janów się sypie

Powiat zabytków / Janów się sypie

Wbrew pozorom powiat miński to nie zabytkowa pustynia. Aktualnie mamy 84 obiekty pod ścisłą kuratelą konserwatora, 68 w sferze jego zainteresowań i będących w gminnych rejestrach oraz aż 103 nieruchomości, które są poza wszelkimi rejestrami, ale mogą się tam wkrótce znaleźć. Oczywiście najwartościowsze są zabytki ścisłe, a tych najwięcej (aż 17) ma gmina Stanisławów, która znacznie wyprzedza Mrozy i Kałuszyn z 11 i 9 obiektami.
W mińskiej gminie mamy pięć zabytkowych budowli, a wśród nich zespół dworski w Janowie z malowniczo zarośniętym parkiem i... sypiącym się pałacem. Spotkał go taki los na trzy lata przed setną rocznicą wyprowadzenia się weń jego właścicieli – Cecyli i Lucjana Ceglińskich. Ona była hrabianką Potocką, on synem sławnego malarza Juliana Ceglińskiego, który jest pochowany na mińskim cmentarzu.
Był to wówczas znany i opisywany mezalians, ale na tyle trwały, że wyzwolił w małżonkach siły inwestycyjne. Pałac budowano od 1911 do 1914 roku, a jego front zdobią Topór i Pilawa – herby zjednoczonych miłością rodów. Rozkwitł także janowski folwark i trwał w nim aż do okupacji, kiedy majątek zajęli Niemcy budujący lotnisko w Janowie.
Pierwszymi wandalami siedziby Ceglińskich byli wyzwoliciele z czerwoną gwiazdą, niszczący wszystko, czego nie zdążyli wysadzić w powietrze cofający się Niemcy. Pałac był jednak zbyt mocny i wytrzymał nawet sowieckie latryny. Przetrzymał także okres kursowo-szkolny, bo chroniły go grube mury i solidny dach.
Niestety, w latach ’80 dachówkę zamieniono na eternit, a potem na blachę. I nic by się nie stało, gdyby nie wadliwe ich obróbki, przez które woda zaczęła wnikać do muru, niszcząc go i zagrzybiając.
Efekty tej zgubnej modernizacji doprowadziły do ogrodzenia pałacu siatką i wystawienia tablic informacyjnych o zagrożeniu spadającym tynkiem i większymi elementami budowli. Użytkujący obecnie pałac Zespół Szkół Agrotechnicznych ma więc problem, który przekłada się bezpośrednio na budżet mińskiego powiatu. Trzeba szybko remontować, ale na doraźne zabiegi nie zgadza się konserwator zabytków. Stanisław Fiedorczuk twierdzi, że w tym stanie obiekt nie nadaje się na szkołę, bo trzeba go chronić, a nie użytkować. Najpierw należy przygotować dokumentację generalnej sanacji, a prace remontowe rozpocząć od dachu i attyk. Pałac winna zdobić dachówka z porządnymi obróbkami, elewacji trzeba przywrócić jej pierwotny wygląd (biały tynk), a resztę odgrzybić. Nie mogą też razić plastikowe okna, które wstawiono w latach 90. bez zgody konserwatora. Fiedorczuk nie wytoczył wtedy sprawy dyrekcji szkoły ze względu – jak mówi – wyższych celów społecznych.
Starosta miński wyraźnie nie chce się zgodzić z taką opinią konserwatora. Na czerwcowej sesji twierdził, że sama dokumentacja będzie kosztowała sto tysięcy, a zwłoka może doprowadzić do katastrofy. Nie mówił zaś nic o szukaniu nowego lokum dla agrotechników ani też o likwidacji szkoły. Może także ulega tzw. względom społecznym, ale w tym przypadku ważniejsze są względy bezpieczeństwa. Pałac i tak wygląda okropnie, a z młodzieżą może być w nim strasznie.

Numer: 2011 34   Autor: J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *