Mińsk Mazowiecki niepełnosprawnych

Choroba wrodzona i nabyta, wypadek lub błąd lekarza – to główne powody, przez które ludzie często muszą uczyć się żyć od nowa, tym razem na wózku inwalidzkim. Takich historii jest w Mińsku Mazowieckim wiele. A jedną z nich przeżył pan Paweł Dźwigała, który nawet po utracie nogi nie zrezygnował ze swojej pasji i interesowania się tym, co dzieje się w mieście

Wózkiem po mieście

Mińsk Mazowiecki niepełnosprawnych / Wózkiem  po mieście

Pan Paweł Dźwigała ma 61 lat i mieszka razem z żoną Małgorzatą. Ich dom pełny jest antyków – od wiekowej porcelany po stare zegary i szafy. To zarówno pasja, jak i zawód, bo pan Paweł przez wiele lat pracował jako konserwator. Dziś nie zaniedbuje swojego hobby, choć wielu rzeczy nie jest już w stanie sam zrobić.
Wszystko zaczęło się w 2004 roku. Panu Pawłowi stanęły nerki, a lekarze wykryli polipa na woreczku żółciowym. Do tego doszła jeszcze niedrożność żylna w nodze. Mężczyzna znalazł się w szpitalu w Międzylesiu, gdzie lekarze napawali go nadzieją na szybki powrót do zdrowia. Zrobili mu bąbelkowanie żył, ale w trakcie zabiegu powstał zator. Nogę trzeba było amputować.
– To dzięki niej jakoś daję radę – mówi pan Paweł i wskazuje na siedzącą obok żonę, a jej łzy napływają do oczu, gdy wspomina pierwszą wizytę u męża w szpitalu zaraz po amputacji. – Mąż był w depresji, w ciągu 3 tygodni przeszedł 2 operacje, a lekarze zamiast pomóc wysłali go do szpitala psychiatrycznego w Drewnicy – skarży się na międzyleskich medyków pani Małgorzata. W psychiatryku pan Paweł niesłusznie wylądował 2 razy i za każdym razem, gdy wracał do szpitala w Międzylesiu patrzyli na niego, jak na wariata. Rodzina zabrała go więc do domu. Dopiero tam zaczął powoli dochodzić do siebie. Przez pół roku odwiedzała go pielęgniarka, bo noga długo nie chciała się goić.  Mężczyznę wsparł również miński PCPR, który pomógł przystosować łazienkę i zrobić podjazdy do domu.
Pana Pawła często można spotkać w mieście. Jeździ po Mińsku Mazowieckim na otrzymanym od PFRON-u elektrycznym wózku, bo długie poruszanie się na zwykłym uniemożliwia mu przykurcz palców u ręki. Dobrze więc wie, jak wygląda Mińsk Mazowiecki z poziomu wózka i jakie przeszkody stawia on inwalidom.
– Nowy Stary Rynek zrobili piękny, ale tylko na oczy – żali się mężczyzna, zwracając uwagę na słabe przystosowanie placu do potrzeb niepełnosprawnych. Osoba na wózku wjechać może tylko z jednej strony, co często wymusza objeżdżanie Rynku dookoła. Pan Paweł ma jednak nadzieję, że w planie nieskończonego jeszcze placu znajdzie się więcej ułatwień wjazdowych. Ale to nie jedyne miejsce, w którym inwalidzi napotykają trudności, bo – jak się okazuje – Mińsk Mazowiecki nie jest miastem im przyjaznym. Wysokie krawężniki bez zjazdów, często brak jakichkolwiek podjazdów czy wind to zmora mińskich niepełnosprawnych. Przez takie utrudnienia ich możliwości są znacznie ograniczone, a niektóre miejsca wręcz niedostępne. Nawet w urzędach, gdzie podjazdy pozwalają jedynie na wjazd do budynku, a nie na dostanie się do odpowiedniego wydziału. Wtedy inwalida zdany jest tylko na pracowników urzędu, którzy do niepełnosprawnego interesanta muszą wychodzić.
W ostatnich latach Mińsk Mazowiecki jakby drgnął i w końcu przed niepełnosprawnymi zaczęły pojawiać się nowe możliwości. Czasem jednak stwarzają jedyni pozory użyteczności.  – Udogodnień pojawia się coraz więcej, ale co z tego, jeżeli nie da się z nich korzystać – mówi pan Paweł, żaląc się na bezmyślność osób projektujących podjazdy czy chociażby oznakowanie miejsc parkingowych. Z wielu wjazdów dla wózków nie da się korzystać, bo są one zbyt strome, by wspiąć się po nich samemu lub bezpiecznie zjechać. Inne z kolei – jak np. zjazd do podziemnego przejścia PKP – fundują inwalidom kilkunastominutową wycieczkę po serpentynie. Oczywiście, są tam specjalne windy, ale ich sprawność pozostawia wiele do życzenia.
Kolejny problem to miejsca parkingowe. Gdy w centrum poszerzono je kosztem zwykłych, wielu narzekało, że niepotrzebnie. Trudno dziwić się tym głosom, skoro już wąskie miejsca dla inwalidów kłuły w oczy kierowców krążących po centrum w poszukiwaniu choć niewielkiej szczeliny, w którą można by się wsunąć samochodem. Zdaniem pana Pawła, poszerzenie było konieczne, bo osoba niepełnosprawna nie radzi sobie tak zwinnie przy parkowaniu jak zdrowy kierowca. Dodatkowo wpasowanie się w miejsce parkingowe utrudniają znaki, które często ustawione są zbyt blisko, zmuszając tym samym inwalidę do zachowania sporej ostrożności.
Jak na razie świat mińskich niepełnosprawnych jest bardzo ograniczony. Zwłaszcza gdy nie ma się do pomocy bliskiej osoby, która pomoże pokonać miejskie pułapki. Może mogłoby się to zmienić, gdyby władze choć na jeden dzień przesiadły się na inwalidzki wózek i na takich dwóch kółkach spróbowały przemierzyć miasto.

Numer: 2011 33   Autor: Justyna Kowalczyk





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *