Niebezpieczne rewiry

Od dwóch lat straż pożarna nie zajmuje się usuwaniem gniazd os i szerszeni. Odpłatnie wykonują to prywatne firmy na zlecenie właścicieli lub zarządców nieruchomości

Sezon ukąszeń

Niebezpieczne rewiry / Sezon ukąszeń

Kiedy sąsiadka wpadła do mnie z krzykiem: „pomocy, ratunku!”, pierwsze co przyszło mi do głowy to jej chory na serce mąż. Wybiegłam tak jak stałam; w piżamie. W biegu jedynie wsunęłam na nogi kapcie. Szczęśliwie powodem rozpaczliwych nawoływań o pomoc nie był mąż kobiety. Jednak to co zobaczyłam w jej pokoju przyprawiło mnie naprawdę o dreszcze. W mieszkaniu był rój os. Kilkadziesiąt, kilkaset; nie mam pojęcia. Czułam się jak na filmie grozy. Zdrętwiałam i nie byłam w stanie wydusić z siebie ani słowa – opowiada 56-letnia pani Halina.
Kiedy odrętwienie przeszło, pierwsze co jej przyszło na myśl, to telefon do straży pożarnej. Zadzwoniła pod alarmowy numer 998. Tu jednak czekała ją przykra niespodzianka, dyżurny podał jej cztery numery telefonów do firm specjalizujących się w usuwaniu gniazd os i szerszeni. – Tego się nie spodziewałam. Po wykonaniu kolejnych telefonów, okazało się, że owszem firma może przyjechać, ale za jej usługi trzeba zapłacić – mówi oburzona mińszczanka. Dodaje też, że obie z sąsiadką żyją bardzo skromnie i zwyczajnie ich nie stać na takie dodatkowe koszty. Cóż więc pozostało? Obie panie wyposażone w łapki – packi na muchy ruszyły dziarsko do boju z owadami. Po kilkunastu minutach na podłodze, szafkach i wszędzie dookoła leżało mnóstwo martwych os. Nie obyło się bez strat, jedna z kobiet ma ukąszenia w pięciu miejscach, druga w trzech. Dalszą część nocy obie spędziły w mieszkaniu pani Haliny. Rano ruszyły do sklepów w poszukiwaniu środków owadobójczych.
Skąd tak duża liczba os w jednym mieszkaniu? – Mieszkamy w drewnianym domu, tuż pod jego dachem osy mają gniazdo. Widziałam od jakiegoś czasu, że jest ich sporo, jednak miałam nadzieje, że doraźne wybijanie poprawi sytuację. Na szczęście nie jesteśmy uczulone na jad tych owadów. Aż strach pomyśleć co byłoby z kimś kto ma alergię na osy – zastanawia się 56-latka.
Chwilowo sytuacja została opanowana, jednak obie panie doskonale wiedzą, że za jakiś czas skorzystanie z usług specjalistycznej firmy będzie niezbędne. Mają jednak nadzieje, że uda się im wytrzymać do renty. Wtedy będą sobie mogły pozwolić na taki wydatek.
I tu warto przypomnieć, że od 2009 roku strażacy już nie zajmują się likwidacją gniazd owadów.
– Przepisy zmieniły się dwa lata temu. Straż zajmuje się likwidacją gniazd, ale tylko w sytuacji zagrożenia życia, kiedy w grę wchodzą grupy dzieci czy inwalidzi. W pozostałych przypadkach możemy przyjechać, zabezpieczyć teren i przekazać sprawę zarządcy czy właścicielowi budynku. To on zgodnie z ustawą „Prawo budowlane” ma obowiązek usunąć siedlisko owadów. Przepisy zmieniono, ponieważ nagminnie byliśmy wzywani do takich przypadków; to było 500-600 wyjazdów rocznie – wyjaśnia rzecznik mińskiej straży Marek Wróbel. Tak więc to PGK jako zarządca drewnianego budynku, w którym mieszkają bohaterki naszego artykułu powinno zająć się sprawą.

Numer: 2011 30   Autor: Anna Sadowska





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *