Mińsk Mazowiecki prywatny

Chora na schizofrenię kobieta ze swojej renty utrzymuje męża i dwoje dorosłych dzieci. Jej matka jest zrozpaczona i szuka pomocy. Niestety, nie ma prostych sposobów na rozwiązanie tego problemu

Dramat w ścianach

Mińsk Mazowiecki prywatny / Dramat  w ścianach

Kilka lat temu Marysia wpadła w depresję. Przerosły ją problemy, trudności z dziećmi, mężem alkoholikiem, który przedkładał wódkę nad utrzymanie domu. Wpadała w dziwne stany, wychodziła na miasto, spacerowała zamyślona. Wtedy nikt nie spodziewał się jak poważne będą następstwa tego stanu. Jej zdrowie pogarszało się, traciła kontakt ze światem, opowiadała, że widzi zmarłego ojca. Nigdy nie była jednak agresywna. Po kilku latach diagnoza była przerażająca: schizofrenia paranoidalna. Kobieta została zamknięta w specjalistycznym ośrodku. Spędziła tam niemal rok. Przez ten czas odwiedzała ją tylko matka i siostra. Dzieci i mąż zapomnieli o chorej kobiecie.
Wróciła do domu i wtedy – jak opowiada jej matka – zaczęło się prawdziwe piekło. Dzieci, które nie ukończyły żadnych szkół ze względu na jej stan zdrowia miały przebywać w ośrodkach wychowawczych. Uciekały, w końcu po osiągnięciu pełnoletności na stałe zagościły w rodzinnym domu. – To dwojaczki, mają po 19 lat. Nie chce im się ani uczyć, ani tym bardziej iść do pracy. Do tego wnuk spodziewa się swojego dziecka. Zięć też nic nie robi, szuka tylko paru groszy, żeby się napić. Wszyscy utrzymują się z renty Marysi – opowiada pani Zofia, matka chorej kobiety. Dodaje też, że najgorsze jest to, iż mąż czyha na pieniądze z renty jej chorej córki.
– Przychodzi do mnie niemal codziennie i płacze. W dzień kiedy odbiera rentę wszyscy najpierw są dla niej mili, później zaczyna się dramat. Mąż żąda od niej pieniędzy. Jeśli ona nie chce dać, to szantażuje ją, że wróci do „wariatkowa”, bo zadzwonią po karetkę… – tłumaczy zapłakana Zofia. Marysia boi się, że faktycznie będzie musiała wrócić do ośrodka. Dlatego daje pieniądze. A potem musi kombinować skąd wziąć na życie. Reszty członków rodziny to nie interesuje. I znowu wraca do matki, żebrze o każdą złotówkę czy bochenek chleba.
Sąsiedzi rodziny M. mają podzielone zdania na jej temat. – Pani, on pije, awanturuje się, co ta biedna kobieta może? Nic nie może, bo mają ją za wariatkę – komentuje jedna z mieszkanek sąsiedniego bloku. Z jej opinią nie zgadza się kolejna. – I dziwić się temu chłopu, że pije? Przecież schizofrenia to okropna choroba, a wiadomo co jej przyjdzie do głowy? To spokojny facet jest, nawet jak wypije. Ja tam nic nie wiem – urywa 56-latka.
O rodzinę M. zapytaliśmy też policję. – Sprawą bardzo dokładnie zajął się dzielnicowy, który prowadził procedurę niebieskiej karty, dotyczącą przemocy w rodzinie. W ramach prowadzonego postępowania policjant sprawdzał i monitorował tą rodzinę. Od kilku miesięcy do dzielnicowego nie wpłynęła żadna informacja od zainteresowanych stron, mówiąca o tym, że pojawiły się sytuacje konfliktowe. Ze wcześniejszych ustaleń i oświadczenia złożonego przez panią Marię, wynikało, że sytuacja poprawiła się. Gdyby jednak takie sygnały jeszcze raz dotarły do dzielnicowego, to na pewno policja ponownie zainteresowałaby się sytuacją – mówi rzecznik KPP, Daniel Niezdropa.
Matka Marysi nie jest zdziwiona informacją o wycofaniu niebieskiej karty przez córkę. – Może to zrobiła kiedy przez chwilkę było lepiej, zięć miał dorywczą pracę. Niestety, ona panicznie się go boi. Jak mąż jej kazał, to tak zrobiła – podsumowuje zapłakana kobieta.
Rozmawialiśmy z panią Zofią tydzień temu. Trzy dni później opowiadała, że w tym krótkim czasie córka dwukrotnie wzywała policję…

Numer: 2011 29   Autor: Anna Sadowska





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *