Wzięli i napisali...

Drogi Redaktorze, przeczytałam niedawno w Co słychać? historię mężczyzny, który po wypadku jest porażony czterokończynowo i o tym, jak rodzina walczy o jego powrót do zdrowia. Sama otrzymałam w spadku po rodzicach chorego brata i wiem, jaki to ciężar opiekować się osobą niepełnosprawną. Jednak członkowie rodziny potrafią dźwigać taki trud i na wiele lat wyrzekać się wszystkiego, żeby tylko ulżyć w cierpieniach bliskiej osobie

Spady z opieki

Wzięli i napisali... / Spady z opieki

Jak są normalne relacje w domu, to taki wysiłek nie dziwi, ale ja chciałam o czymś innym – o bezduszności tych, którzy są powołani do tego, by takim rodzinom pomagać. Nie liczę na cud, że coś się zmieni, jak ktoś to przeczyta. W naszym kraju w zakresie opieki nad chorym wszystko się zmienia, ale niestety na gorsze.
Mam na to dowody. Otóż chciałam załatwić bratu pobyt na oddziale rehabilitacyjnym w Drożdżówce – niestety obecnie czeka się na miejsce 4 lata! Cóż to za okres oczekiwania? Dlaczego nie robi się nic, żeby rozładować tak potwornie długą kolejkę? A ile z tych osób, które czekają po prostu nie doczeka?
Chciałam załatwić bratu warsztaty terapii zajęciowej. Niestety, te na ul. Kościelnej nie dość, że usytuowane daleko od jego miejsca zamieszkania (o ile wiem, dowozu brak), nie mają windy. Czemu organizować zajęcia na wysokim piętrze, skoro są one dla osób chorych?
Próbowałam brata wdrożyć do codziennych zajęć w warsztatach terapii zajęciowej przy ul. Sosnkowskiego (przy Mechaniku). Blisko i na parterze, pomieszczenia ładne, przestronne. Niestety, terapeuci wymagają nienagannej czystości. Choć mają do tego doskonałe warunki, to nie podejmują się jej nauczyć. Łatwiej powiedzieć „brudasów nie przyjmujemy”, trudniej zrozumieć, że jak niepełnosprawny mieszka sam, to nie ma komu go odpowiednio do higieny przyuczyć.
Chciałam, żeby do brata przychodził ktoś z opieki społecznej i wyręczał mnie w niektórych czynnościach. Niestety, brat jest bogaty – dostaje 928 zł renty wraz z zasiłkiem pielęgnacyjnym, więc za takie usługi musiałby płacić, a i bez tego trudno tam u niego związać koniec z końcem.
Zamarzyło mi się dla brata miejsce w domu pomocy społecznej. W końcu to nie żaden pijak czy nierób. Kiedyś pracował, miał normalne życie i przydarzyła się choroba, która zrobiła z niego kalekę, więc może należy mu się takie miejsce, gdzie nie musiałabym się martwić, co z nim będzie, gdy mnie zabraknie. O, naiwna! Takie miejsce w DPS to dziś koszt blisko 3 tysięcy złotych. Pani z opieki popatrzyła na mnie, jak na dziką i powiedziała, że zrobi wszystko, żeby go tam NIE umieścić, bo... kto do niego dopłaci?
W Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej dano mi do zrozumienia, że nie mam tam czego szukać dla swojego brata. Ponieważ w takim stanie jak jest żyje już ponad 20 lat, a starzy rodzice zaniedbywali go nieco we wszystkich sprawach, pomyślałam, że dobrze będzie go przebadać. Niestety, nie jest możliwe, by przyjął go na badania szpital w Siedlcach, który ma oddział neurologiczny. Dla nich on jest „zdrowy”, a do przyjęcia do szpitala musi być przyczyna. Usłyszałam, że powinnam na wszystkie badania wozić brata sama, a jak wyjdą źle, to dopiero można próbować umieścić go w szpitalu. Problem w tym, że ciężko jest dowieźć wszędzie na badania osobę słabo poruszającą się.
Jestem jedyną bliską osobą dla mojego brata i we wszystkich czynnościach związanych z opieką nad nim muszę sobie radzić sama. Na dodatek mieszkamy oddzielnie. Na nic się nie skarżę, tylko zwracam uwagę na system „niepomocy”, który skazuje człowieka na samotną walkę z niczym niezawinioną sytuacją losową.
Mam nadzieję, że rodzinie tego pana, o którym pisaliście wystarczy sił i cierpliwości, żeby do końca życia opiekować się tak bardzo chorą osobą.

Numer: 2011 24   Autor: Wierna czytelniczka (personalia znane redakcji)





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *