Drodzy czytelnicy

Polska dostała rozdwojenia jaźni. Stało się to tuż po zwycięstwie PiS-u w wyborach parlamentarnych, a nawet kilka dni wcześniej. Politycy każą nam wybierać między Polską solidarną a liberalną. To jakieś opętanie, bo przecież każdy normalny Polak śni o Polsce normalnej. Tylko z kim ją budować...

Kwestia wyboru

Chcesz mieć Polaku czwartą Najjaśniejszą – głosuj na Lecha, chcesz człowieka z zasadami – daj poparcie Donaldowi. Reszta się nie liczy i tak być powinno, bo czas już w Polsce na wybory prezydenckie w stylu amerykańskim. Uprawnienia dla głowy państwa też muszą być decydujące o priorytetach kraju zarówno w polityce zewnętrznej, jak i wewnętrznej. Poza gospodarką, mediami, służbami i... snami. Oj, chciałoby się tak pośnić jak chociażby kiedyś nasi królowie, marszałek Piłsudski czy dziś ojciec Rydzyk. A może i strach, bo co byśmy zrobili z Polską od Bałtyku po Krym, gdy do Karpat, a nawet z własnym życiem nie możemy sobie poradzić.

Podobno Jacek Kurski (PiS) wyprodukował dokument „Nocna zmiana”. Nie oglądałem, czego mi naprawdę żal, ale za to obejrzałem dwugodzinną „Uwagę” TVN o rydzykowych mediach, uczelniach, kontaktach i niechęci do obcych, a szczególnie żydów i masonów, którzy opanowali wszystko na tym bożym świecie. Oprócz – oczywiście – rodziny Radia Maryja. Świątobliwi takiego zboczeńca opętanego przez szatana szybko rozszyfrują, a – jak trzeba – powiedzą spier... Tak oto z szatanem trzeba rozmawiać, bo po dobroci nijak nie można. Jeszcze by sobie pomyślał, że ma doczynienia z mięczakami. Niech wie, że do walki o nową Polskę stają niewzruszone zastępy obrońców wiary, a szczególnie czci i majątku ojca Rydzyka.
W nocy rozgorzała w Radiu Maryja dyskusja. Temat – miłosierdzie. Dobry temat, bo słuchacze z „rodziny” udowodnili, na co stać ich miłosierne serca. Aż strach o tym pisać, więc przyśnił mi się Madagaskar. Tyle tam biedy, więc może co bogatsi i odważniejsi z „rodzinki” pojechaliby tam na stałe. To piękna wyspa (i duża), a poza tym malgaska biedota za dary (nie tylko serca) obwoła ojca R. swoim bogiem. Tylko kto, tam będzie płacił na radio, telewizję, uczelnie, samochody... etc., etc.?
Sen o wysłaniu rodzinnych oszołomów jak najdalej umęczonego nimi społeczeństwa pewnie się nie spełni. Nie może, bo tutaj znajdują wciąż nowe pożywki i wdowią forsę. Czy to nie grzech nie pomóc własnym dzieciom i ubogim sąsiadom, a obdarowywać emeryturą bałwochwalczych pośredników? Nie tylko grzech, ale i wstyd. Swój charakter i nawyki udowodnili mińszczanie podczas otwarcia marketu C&P. Tak bezczelnych „klientów” rzadko gdzie znajdziemy. Nie rozgrzesza ich nawet fakt, że wietnamski prezes potraktował złodziejstwo jako formę promocji.
Jeszcze gorzej, gdy sława zawróci w głowie, a samochód potrafi rozpędzić się do 150-200 km/godz. Nie łudźmy się, że Otylii spadnie z głowy choć jeden czepek, ale co z sumieniem. Takiej zadry nie wyrwie z serca do końca życia, bo przecież – choć nieumyślnie – to jednak zabiła brata. Czym w tym kontekście jest ujadanie brukowych pismaków i napędzającego ich piekarza, który nie może przyjąć do wiadomości, że aby wygrywać, trzeba się do walki przygotować. Wymyśla więc niestworzone bajdy o prądzie, wielkości stoisk i kubkach rozdawanych w namiocie organizatora Festiwalu Chleba. Prawda jest prosta – prąd Gromulski załatwił sobie sam od Bęsia (innym udostępniłem za darmo z pałacu), a wielkość stoisk zależała od wniesionych na festiwal funduszy. To fakt, że popyt na kubki Gromulskiego przerósł oczekiwania nawet ich sponsora, ale brednią jest insynuowanie, że rozdawał je ktoś z organizatorów. Jedynym prawdziwym zdaniem w tym szambie pomówień jest wypowiedź mińszczanki Agnieszki D. – Głosowałam na Gromulskiego, bo był on najlepiej przygotowany.
I o to chodziło, o czym wyraźnie uprzedziłem wszystkich piekarzy. – Lepiej z mądrym zgubić, niż z głupim znaleźć – to wystarczy za cały komentarz, a wyjaśnienia byłem winien nie sobie, nie najlepszemu piekarzowi Sławomirowi Gromulskiemu, ale naszym czytelnikom i jego klientom.
Autor tego ohydnego paszkwilu nie miał odwagi się podpisać, więc nie ma z kim rozmawiać – chyba że w sądzie! Przypominam – mimo obrzydzenia – M. Gitlerowej o naszej umowie, którą bezczelnie utopiła w błocie. Ale to przecież tylko kwestia wyboru. Każdy ma do niego prawo. Biorący do ręki darmowe czasopisma również i nie muszą koniecznie używać ich do... czytania.

Numer: 2005 41   Autor: J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *