Himilsbach, Andriolli, Laszczka, Benko, Gomulicki i Wyleżyńscy to tylko kilka nazwisk mazowszan, którym należy się pamięć. I to nie tylko werbalna, jaką uraczyli uczestników konferencji popularno-naukowej prelegencji zaproszeni przez Towarzystwo Przyjaciół Mińska Mazowieckiego
By nie zapomnieć
Piątkową (30 września) sesję wspomnień wsparło finansowo starostwo, a frekwencję zapewnili dyrektorzy szkół, by sala konferencyjna MDK nie świeciła pustkami. Właściwie były to tylko migawki z życia sławnych i zasłużonych postaci (po ok. 10 minut na jedną), ale tak opracowane, by przypomnieć ich istotną działalność, hobby lub postawę wobec ówczesnej rzeczywistości. Dzięki temu nawet czytane teksty nie irytowały słuchaczy, mieszcząc się w granicach słuchowej przyzwoitości.
Wprawdzie na początku Kamila Pijanowska z Muzeum Narodowego w Warszawie chciała pokazać zbiory i grafiki Wiktora Gomulickiego, ale jej laptop nie chciał współpracować z pałacowym projektorem. Niewielką stratą (w tym kontekście) była absencja prof. Kołodziejczyka z Akademii Podlaskiej w Siedlcach i Pawła Popiela z Archiwum Historii Ruchu Ludowego, bo może w przyszłości nie dojdzie do wizualnej awarii. Nie potrzebował jej zarówno Janusz Kuligowski
z TPMM, który opowiadał o Marianie Bence – odkrywcy Sendomierza (dawnego sąsiada Menska), ani też Zdzisław Ćmoch charakteryzujący Wyleżyńskich jako światłych i patriotycznych ziemian.
Po przerwie na zakupy wydawnictw TPMM i naszej Agencji Wydawniczej Pro-Min (wydawcy „Cs”) krzesła się przerzedziły. A szkoda, bo Jadwiga Grzenda z Dobrego ze swadą przypomniała rzeźbiarza Konstantego Laszczkę - dzisiaj chlubę dobrzańskiej ziemi. Nie tylko dzięki muzeum, które jest jeszcze przez wielu do okrycia, ale również dzięki jego kustoszce – pani Jadwidze, urodzonej w latowickiej Oleksiance i wykształconej w Siennicy miłośniczce historii.
Podobnie Krzysztof Oktabiński z otwockiego Towarzystwa Naukowo-Kulturalnego autor monografii o Wiązownie, ale również znawca artystycznego talentu Andriollego. Okazało się, że nieobce są mu również dzieje szlacheckich rodów spod Warszawy, o których z anegdotami opowiadał w antrakcie sesji i podczas obiadu.
Na koniec usłyszeliśmy historię o Janku Himilsbachu. Lilla Kłos zebrała do swojej notki o mińskim naturszczyku informacje z jego opowiadań i artykułów prasowych – także z Co słychać?, które publikowaliśmy w 1998 roku według wspomnień m.in. Henryka Chojnowskiego.
Konferencję próbował podsumować obecny na niej od przerwy burmistrz Grzesiak. Próbował, bo jego dywagacje
o m.in. karierze aktorskiej kurokrada, a po domu poprawczym – kamieniarza okazały się ogranym chwytem parahistorycznego znawstwa. Identycznie jak kolejne czcze obietnice Stanisława Ciszkowskiego, że napisze historię swego rodu. Podobno ciekawą, ale miński radny musi się śpieszyć, a nawet zatrudnić historyka, by Ciszkowskich logicznie poskładał.
Ponad dwie godziny z echami minionych lat nie były stracone. A przecież są jeszcze Hubert, Skrzynecki, Chrościelewscy, Grobelny, Grochowska, Kazikowski, Konopka, Łupiński, Małaszczycka, Smoleński, Chełmońska-Szczepankowska, Wolański i Grzeszak (nie mylić z Grzesiakiem), czy odchodzący akowcy - każdy wart co najmniej 10 minut przypomnienia. A nawet dłużej, byleby z odpowiednią wizualizacją. Bo dzisiaj słowa, choćby najmądrzejsze, to za mało dla ulotnej pamięci.
Numer: 2005 41 Autor: J. Zbigniew Piątkowski
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ