Mińsk Mazowiecki posesyjny

Są nad Srebrną ludzie nie do naprawienia, a problemy nie do rozwiązania. W obecnym rozdaniu miejscowej władzy tym bardziej, bo już widać, że jeśli dojdzie do jakiejkolwiek zgody, to za chwilę nastąpi zasadnicza różnica zdań. Jeśli nie z powodów merytorycznych czy różnicy charakterów, to z samej idei przepychanki między władzą uchwałodawczą a wykonawczą

Przepych władzy

Mińsk Mazowiecki posesyjny / Przepych władzy

Jeśli sesja rady trwa 6-7 godzin, a połowę jej czasu zajmują interpelacje i pytania radnych z odpowiedziami burmistrza to dla jednych jest to wypasiony przejaw aktywności demokracji, a dla innych – chora gadatliwość połączona z czepialstwem.
W poprzedniej relacji z sesji zaledwie dotknęliśmy tematu brudu w parku i na mińskich ulicach przez psie i nasze niechlujstwo. I jak tu się nie zdenerwować, gdy na tak „gówniane” pytania mamy zdawkową odpowiedź o zakupie torebek i uświadamianiu. Radnego Bogusława Zwierza wyraźnie to zirytowało, więc pytał burmistrza, co to znaczy brak mandatów za fekaliowanie naszej przestrzeni życiowej. Słowem – gówna u nas dostatek, a miejscy strażnicy umywają ręce. Tak być nie może. A jednak jest, bo mimo długiej zimy nikt nie zdążył pomyśleć o czystym mieście.
– Kiedyś dostaliśmy z PFRON-u 80 tysięcy torebek i też nic nie pomogły – tym razem sceptycznie sumował radny Cichocki.
Wszystko więc jasne – strażnikom nie chce się łapać psów na gorącym uczynku, a nas czeka gówniana wiosna. Nie tylko w parku i skwerach, bo – zdaniem radnego Górasa – urzędnicy nie potrafią dostarczyć nakazu podatkowego, by nie naruszyć dóbr osobistych. Na razie mieszkańcom ul. Bema, ale kto wie, czy ta plaga się nie rozprzestrzeni. Zostawianie pism urzędowych w sklepie to rzeczywiste bezprawie, ale burmistrz wszystko sprawdzi i wyciągnie konsekwencje.
Niestety, za wizualne zmarnowanie Starego Rynku już nikt nie usłyszy ani zarzutów, ani tym bardziej nie dostąpi kary. Krytykowaliśmy ten projekt nie jeden raz, ale gdy PGK wykonał połowę roboty, wydawało się, że można plac wykończyć. Niestety, burmistrz Jakubowski jest temu przeciwny, bo w aktualnej koncepcji nie ma przed filarami połączenia ulicy Siennickiej z Nadrzeczną. Jeśli właśnie w tym miejscu miałyby stać taksówki, to projekt należy poprawić, a do tego potrzebna jest zgoda architektki Widery.
Mamy więc kolejny, po ulicy Chochołowskiej, pat inwestycyjny. Gdy do tego dodamy czekanie na parkingi w centrum i wokół dworców, urągające zmysłom targowisko, brak miejskich toalet i niezałatwienie sprawy przepełnionej Dąbrówki, to nie ma czego zazdrościć mińskiemu burmistrzowi. Radnym też, bo właśnie podnieśli liczbę punktów legalnej sprzedaży alkoholi z 70 do 90, by nowi handlowcy nie musieli czekać, jeśli przyjdzie im ochota zarabiać na procentach. Tak swój projekt tłumaczył burmistrz Jakubowski, a gdy radny Góras dociekał, że nie ma takiej potrzeby, bo ludność Mińska Mazowieckiego wzrosła o 8, a nie 28%, ten twierdził, że w mieście wódkę kupuje cały powiat.
– Nie jestem prawnikiem, a politologiem – puentował Góras. – To słychać – wystrzelił radny Kuć, a po chwili (dorwawszy się do trybuny) jął czytać całą ustawę, kończąc tyradę brakiem swojej zgody.
Kuć wyraźnie przedrzeźniał Górasa. Jedni się oburzyli na taki małpi rewanżyzm, inni tę arogancję skwitowali śmiechem. Pustym, bo na choć szczyptę zrozumienia w mińskiej radzie chyba się nie doczekamy. Za dużo w niej głupio-mądrych (jak mówią na wsi) cwaniaków.

Numer: 2011 15   Autor: J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *