Mińsk Mazowiecki sesyjny

Niektórzy mińscy radni mają dosyć zbyt długich sesji. Powinny one trwać najwyżej 4, a nie 6 czy 8 godzin. Chcą również, by do ich interpelacji mieli dostęp wszyscy wyborcy, a nie tylko obecni na sesjach. Po niedawnym skoku na wyższe diety takie aspiracje czasowo-promocyjne nie powinny nikogo dziwić ani śmieszyć. Podczas marcowej sesji było całkiem inaczej...

Swary ze śmiechem

Mińsk Mazowiecki sesyjny / Swary ze śmiechem

Czwartą sesję rady miasta powinny rozświetlać sprawozdania jednostek kultury sportu, opieki społecznej i ważne dla życia miasta uchwały. Radni są jednak wybiórczy i w ogóle nie mieli pytań do dyrektorów MOPS-u, MOSiR-u czy MBP, a jedynie zainteresowali się domem kultury, a właściwie będącym pod jurysdykcją MDK parkiem. Swoistą niemoc dyrekcji odkrył radny Gałązka dopytując, dlaczego nie ma tam oświetlenia i monitoringu. Powinien on być włączony do sieci miejskiej, by jedyną enklawę odpoczynku w mieście uczynić bezpieczną. Okazało się jednak, że nikt nie jest w stanie dopilnować parku przez całą dobę, więc psie odchody i akcesoria po nocnych libacjach są tam normalnymi zjawiskami. Radnych żenuje także hermetyczność dyrekcji domu kultury i zapuszczone doły stawowe, o które – zdaniem radnego  Góreckiego – trzeba też dbać.
A radny Góras rykoszetem strzelił w kierunku dyrektora Celeja, który zatrudnia pracowników muzeum bez konkursów. – Takie jest prawo i ja z niego korzystam – odparował dyrektor MZM wyraźnie poruszony niespodziewanym atakiem.
Drugi był poważniejszy, bo dotyczył ignorowania radnych burmistrzowskiej opozycji, których się nie zaprasza (lub robi to za późno) na imprezy. Tak było z inauguracją obchodów 590. rocznicy urodzin Mińska, które podobno ogłoszono podczas prezentacji albumu o mińskich cudach architektonicznych. Dyrektor MZM był organizatorem tej imprezy i twierdził, że zaproszenia zostawił w biurze rady już 7 marca, a więc tydzień przed imprezą. Celej nie wie, co się z nimi stało i dlaczego w magistracie jest tak powolny przepływ informacji.
Zrobiło się nerwowo i śmiesznie, bo nie wszystkim podobał się ton wypowiedzi dyrektora, który urósł do rangi guru miejskiej kultury, skutecznie wypierając MDK z jej przewodniej roli. Zdziwienie wywarła także krytyka wędrującego po sali obrad mikrofonu, o którym samorządy warszawskie dawno zapomniały.
Celej trafnie ironizował i pouczał, a radny Cyran omal nie płakał. Powód był oczywisty – groźba upadku gimnazjum przy ulicy Kopernika. Pod wnioskiem uchwały dającej GM-1 niemal całe Zakładkowo podpisało się kilku znaczących radnych z większościowej koalicji, więc sprawa wydawała się przesądzona. Jednak sam Cyran i popierająca go radna Rombel jęli tę oczywistość barwić ubolewaniem o krzywdzie, jaka dotknie upadającą szkołę (czyli nauczycieli), jeśli radni nie dadzą im uczniów. Owszem, byli też za zniesieniem rejonów i wolnym rynkiem edukacyjnym, ale dopiero wtedy, gdy GM-1 będzie bezpieczne.
Zanim jednak gimnazja dojrzeją do otwartej rywalizacji (na przykład podczas giełdy szkół), radny Płochocki postulował wyłączenie nauczycieli z tak trudnych głosowań. Nie dało rady, bo nawet najbardziej wrażliwi oświatowcy nie mają tutaj interesu prawnego. Nie do końca godził się z tym radny Kuć, bo przecież on jako biznesmen nie może brać udziału w przetargach, a nauczyciel dzięki uchwałom może chronić swoje miejsce pracy. Nie miał jednak kontestujący Kuć żadnych szans. Poparło go tylko dwóch radnych, a 13 było za dogodzeniem gimnazjum Andersa.
Jeszcze więcej śmiechu wywołały interpelacje, podczas których Kuć przedrzeźniał Górasa, ale to już ironia na kolejny odcinek sesyjnego Mińska.

Numer: 2011 14   Autor: J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *