Mińsk Mazowiecki zabawowy

Dyskoteki w Mińsku Mazowieckim nie zawsze kończą się szczęśliwie. W lokalach jest w miarę bezpiecznie, bo ewentualnie możemy być narażeni na podstępnie podaną tabletkę gwałtu, ale na ulicy czekają zabawowiczów nawet krwawe niespodzianki, z możliwością utraty zdrowia, a nawet życia

Krew bez kary

Mińsk Mazowiecki zabawowy / Krew  bez kary

W piątek 11 lutego 2011 roku udaliśmy się z wizytą do koleżanki mieszkającej w Mińsku Mazowieckim. Wieczór zaczął się bardzo przyjemnie, wybraliśmy się na dyskotekę, wspólne tańce i zabawa, dobry nastrój nas nie opuszczał. W drodze powrotnej przy Gawrze natknęliśmy się na grupkę rozchodzących się ludzi. W pewnym momencie zrobił się straszny hałas, uczestnicy dyskoteki skierowali się z powrotem w kierunku Gawry krzycząc, żeby uciekać, bo idą... nożownicy. Jako osoby spoza Mińska nie zdawaliśmy sobie sprawy z sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy, wręcz sądziliśmy, iż te okrzyki są czystym wygłupem. Bardzo prędko przekonaliśmy się jednak, że jest zupełnie inaczej – opowiada dziewczyna, która z paru metrów widziała całe zajście.
Wszystko potoczyło się błyskawicznie. Z samochodu stojącego po przeciwnej stronie ulicy wysiadło kilku mężczyzn, którzy zaczęli biec w kierunku młodzieży stojącej pod dyskoteką. Jeden z nich zaatakował młodego mężczyznę. Uderzając go pięścią w twarz rozciął mu łuk brwiowy. Po chwili wymierzył kolejny cios dokładnie w to samo miejsce. Towarzysze atakującego, wyciągnęli z tłumu innego chłopaka i we trzech zaczęli go kopać i bić. Chłopakowi udało się jednak wyrwać i uciec.
– Napastnicy starali się uderzyć po kolei każdego, kto był w zasięgu ich rąk. Tuż obok mnie zadali cios mężczyźnie, który zaraz po tym upadł na chodnik i zalał się krwią – zeznaje nasza respondentka.
Ludzie zgromadzeni pod dyskoteką, prosili ochronę, aby wezwała policję. Panowie z ochrony zamknęli jedynie bramkę i wulgarnie radzili: – Macie kur...a telefony to dzwońcie.
Dwie dziewczyny pobiegły na pobliski komisariat przy ulicy Piłsudskiego, prosząc oficera dyżurnego o interwencję oraz wezwanie pogotowia. Liczyły na to, że policja ma lepszy kontakt z pogotowiem i szybciej je wezwie do chłopaka, który leżał nieprzytomny w kałuży krwi. Funkcjonariusz udzielił im informacji, iż nie posiada łączności z pogotowiem ratunkowym i polecił dzwonić z telefonów komórkowych.
Jak wynika z relacji świadków, policjant pełniący tej nocy służbę w wyżej wspomnianym komisariacie, mógł skontaktować się w sposób bardzo szybki z funkcjonariuszami KPP w Mińsku, która bezpośrednio miała kontakt z oddziałem ratunkowym mińskiego pogotowia. Po dość długim czasie podjechały wcześniej wezwane dwa radiowozy policyjne, z których wysiadło kilku policjantów. Jednak żaden z nich nie wykazał się nadmiernym zainteresowaniem, zarówno najbardziej poszkodowanym, jak i napastnikami, którzy spokojnie odjechali z miejsca zdarzenia.
Cała ta sytuacja wydaje się być absurdalna. Kilkoro ludzi zostaje dotkliwie pobitych niemalże pod drzwiami komendy policji, bez najmniejszej reakcji ze strony funkcjonariuszy. Mało tego, policjanci nie wykazali się chęcią zatrzymania osób, które dopuściły się takiego czynu.
Co na to mińska policja? Rzecznik prasowa sierż. szt. Monika Kowalczyk potwierdza zajścia pod lokalem Gawra 12 lutego około godz. 2.10. Gdy do KPP wpłynęło telefoniczne zgłoszenie, na miejsce interwencji dyżurny skierował dwie załogi policji i przekazał informacje służbom medycznym. Ratownicy udzielili pomocy dwóm mężczyznom, którzy z obrażeniami potłuczeń głowy zostali przewiezieni do szpitala w Mińsku. Tam jednak o okoliczności doznanych obrażeń oraz przebiegu zdarzenia nie chcieli mówić. Oświadczyli, iż nic nie pamiętają z całego zajścia i nie oczekują od policji żadnej pomocy. W szpitalu sporządzili pisemne oświadczenia, w których stanowczo stwierdzają, iż nie chcą, aby prowadzone było jakiekolwiek postępowanie jak również nie będą współpracować z policją w tej sprawie.
– Policjanci często z własnej inicjatywy podejmują interwencje w stosunku do osób, które swoim zachowaniem zakłócili ład i porządek publiczny, w tym również sprawców awantur. W powyższych przypadkach wielokrotnie w stosunku do nich wyciągane były konsekwencje prawne – wyjaśnia rzecznik KPP w Mińsku.
Tym razem było inaczej i chyba wiemy, dlaczego?
– Udało mi się ustalić, że mężczyźni, którzy dokonali napaści na niewinnych ludzi są zwykłymi bandytami, którzy nie pierwszy raz oddają się tego typu rozrywce. Świadkowie zdarzenia mówili, że to jest tzw. mafia mińska, która trzęsie całym miastem – wyjawia nasza czytelniczka.
I pyta, czy powinno się dopuszczać do sytuacji, w których bandyci zagrażają naszemu bezpieczeństwu, nie ponosząc za to odpowiedzialności? Innym razem w takiej sytuacji znaleźć może się każdy z nas. Czy wtedy policja też przymknie oczy?

Numer: 2011 09   Autor: J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *