Wspólnoty mieszkaniowe stały się powszechnym i pozytywnym faktem w mińskich blokowiskach. Dzięki demokratycznej samorządności zmieniły się przede wszystkim elewacje i otoczenie bloków. Ale i w tym zgodnym współgospodarowaniu czasami tak zaiskrzy, że nadaje się do opisania

Chodnik niezgody

Przy ulicy Piłsudskiego, na terenie przedwojennych koszar 7 Pułku Ułanów Lubelskich stoi siedem bloków pobudowanych przed 30 laty dla rodzin wojskowych. Dopóki były w administracji Wojskowej Agencji Mieszkaniowej, wszystko było wspólne i nikomu nie przyszło na myśl, że chodzi lub parkuje auto na cudzym terenie. Po powstaniu wspólnot mieszkaniowych mieszkańcy zauważyli, że dotychczasowe wspólne jest nasze i wasze. A jeśli nasze, to mamy na tym terenie specjalne prawa, za które obcy muszą zapłacić.

Tytułowy chodnik niezgody dotyczy dwóch bloków oznaczonych literami C i F. W „cetce” przewodniczącą zarządu wspólnoty jest Jadwiga Maciejewska. W „efce” – Tadeusz Szcześniak. Znaczącą rolę w konflikcie odgrywają też mieszkańcy pierwszej klatki schodowej skłóceni zarówno z blokiem C, jak i obecnym zarządem bloku F.
Wszystko zaczęło się od... parkingu na placu „cetki”, która postanowiła opodatkować parkujące tam obce auta. Reakcją było zabranie samochodów i dochodzenie, czyj jest chodnik, którym przez niemal 30 lat chodzili cetkowiacy. Okazało się, że rzeczywiście po podziale geodezyjnym (sknoconym) leży on na gruncie efkowiaków, którzy zażyczyli sobie opłat za jego używanie.
- Jeśli od nas chcieli 25 zł za parkowanie samochodu, to wy płaćcie nam 200 zł za chodnik – domagał się zarząd bloku F, a właściwie – jak wyjaśnił jego prezes – mieszkańcy konfliktowej klatki schodowej.
W kwietniu 2004 roku doszło nawet do pojednawczego posiedzenia obu zarządów, ale nic z niego nie wyszło. „Cetka” zaproponowała wtedy dwa miejsca parkingowe w zamian za użytkowanie chodnika, ale „efka” nie zgodziła się, bo nie mogła ustalić, kto ma korzystać z parkingu.
- Już wtedy byliśmy przekonani, że nie będzie zgody i musimy mieć własny chodnik – wyjaśnia Jadwiga Maciejewska. Tym bardziej, że doszły ich groźby z bloku F, że jeśli nadal będą chodzili nie swoim chodnikiem, sąsiedzi postawią na granicy betonowy mur, a przecież nie chcieli mieszkać w getcie. Szkoda też im było pięknych kwiatów i krzewów, którymi opiekuje się pan Ślachciak. A najgorsze, że jedna z mieszkanek klatki A nazwała ich dzieci bachorami, gdy bawiły się na terenie wspólnoty bloku F.
- Prezes Szcześniak był zmuszony przez pewnych mieszkańców do działań w celu odzyskania terenu wspólnoty bloku F – tłumaczy konflikt Jerzy Rabijewski, zastępca Szcześniaka i jedyny członek zarządu wybrany do nowych władz na ostatnim walnym zebraniu. Zaognianie konfliktowych roszczeń przez pierwszą klatkę potwierdza też Tadeusz Szcześniak wyraźnie rozgoryczony sytuacją i przewrotem w „jego” wspólnocie. To przecież on doprowadził do wyrwania się bloku F spod jurysdykcji WAM-u, dając przykład innym blokom. Działalność zarządu widać gołym okiem, ale ten spór o chodnik nikomu chwały nie przynosi. Można byłoby zbudować nowy i szerszy, by pod blok mogła podjechać karetka, bo mieszkańcy „cetki” to głównie emeryci. Nie udało się, więc teraz nowy zarząd może robić, co chce inspirowany przez „kontrolerów” z pierwszej klatki.
Właśnie w tej klatce mieszka od 26 lat Anna Tymoszów, szefowa wspólnotowej komisji rewizyjnej. Według niej odzyskanie chodnika nie powinno wzbudzać żadnych pretensji sąsiadów. Gdyby nie brak opłat za parkowanie, nikt nie broniłby im spacerowania cudzym chodnikiem. Kiedyś w gniewie rzeczywiście nazwała dzieci bachorami, ale jak długo można było znosić kurz i wrzaski wciskające się przez okna, gdy teren obok ich bloku był ogólnodostępnym boiskiem piłkarskim? Zamierza wyprowadzić się z Mińska, ale zanim to zrobi, chce po sobie coś zostawić i nie będzie to tylko klomb przed blokiem, gdzie Szcześniak chce urządzić plac zabaw dla dzieci, by przypodobać się mieszkańcom całego osiedla.
Przed „cetką” od kilku dni uwijają się dwaj kamieniarze. Kładą kostkę Bauma tuż pod oknami bloku, uważając, by nie wejść na teren sąsiadów. Chodnik wygląda imponująco, ale jego koszt też jest niemały; z kuciem muru byłej kotłowni wyniesie ok. 6 tysięcy złotych. To cena braku zgody, a teraz wreszcie świętego spokoju. Teraz mieszkańcy „cetki” nie mogą zbyt szybko wychodzić z bloku, by nie wejść w szkodę sąsiadom. Jest dobrze, a jednak boli ten brak zgody. Przecież kiedyś byli wielką wojskową rodziną. Czy pieniądze i chęć władzy aż tak mogą zmieniać ludzi?

Numer: 2005 04





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *