Powiat Andriollego

– Nie jestem częstym bywalcem imprez kulturalnych, ale inauguracja roku Michała Elwiro Andriollego przyciągnęła mnie jak magnez. Wszak do dzisiaj wspominam z jakim pietyzmem i przejęciem jako kilkunastoletni chłopak przeglądałem u dziadków niemalże stuletnie wydanie „Pana Tadeusza” opatrzone ilustracjami tego wybitnego grafika. Pomimo upływu lat, coś z tego we mnie pozostało. Poczułem się wręcz zobowiązany, by choć swoją obecnością na tym spotkaniu uczcić tego, co rozpalał w młodości moją wyobraźnię – wyznał nam w liście Andrzej Chromiński. Ale po wizycie w pałacu dostał – jak mówi – ataku grafomanii i postanowił opisać swe przeżycia

Niesmak i żal

Powiat Andriollego / Niesmak i żal

Przekroczywszy progi pałacu poczuł się niemalże jak u siebie w domu. Wszak jeden z niedalekich przodków pana Andrzeja nosił nazwisko Borzęcki, a i zawołanie ostatnich właścicieli też wiele znaczy.
Pierwsze uczucie niepewności ogarnęło go na schodach, gdy tam, a nie w sali, ujrzał tłum młodzieży. Wkrótce okazało się, że ci wszyscy młodzi ludzie pojawili się tutaj, by odebrać nagrody za swoją twórczość.
Nim do tego doszło najpierw były oficjalne wystąpienia, podziękowania, prezentacje osób związanych z realizacją obchodów. Z przyjemnością chłonął popisy krasomówcze uczniów, a jeszcze wcześniej żywe obrazy przygotowane przez młodzież liceum w Sulejówku. Pomimo estetycznych uniesień, coś w tym wszystkim mu zgrzytało. Nie bardzo mógł zlokalizować awarię. I nagle słyszy... secesja. No właśnie! Nie wiedział, czemu prowadząca z uporem wytykała przedstawicielom Sulejówka chęć secesji od powiatu mińskiego.
– Co do tego mają kilkunastoletnie dzieci? Nie widzę powodu, by im to co chwila wypominać i kazać na siłę kochać Mińsk. Czyżbyśmy zapomnieli jak zostaliśmy wywiedzieni z ziemi siedleckiej niewoli? – pyta Chromiński.
Po mniej więcej półtorej godzinie ogłoszono przerwę. I wtedy jeden z chłopców jęknął żałośnie: – Jak długo jeszcze... Okazało się, że jest sam i nie wie, jak wróci do domu. Najbliższy autobus ma dopiero po 22, a pracy domowej jeszcze nie odrobił. Dlaczego nie pojechał wcześniej? Bo czeka na nagrodę.
Nie odmówił mu racji. Takich samotnych dzieci było więcej, przerwa się przedłużała, a po liczbie nagród zanosiło się, że szybko się to wszystko nie zakończy.
Nadszedł wreszcie czas wręczania nagród. Chłopak siedział cały spięty z wypiekami na twarzy i czekał aż zostanie wyczytany. Nasz respondent przyglądał się zaś laureatom. Ciekaw był młodych twórców.
– Może wśród nich znajduje się nowy, wybitny pisarz, poeta, grafik czy fotograf – pomyślał. I tu pojawił się kolejny zgrzyt. Pani prowadząca miotała się okropnie. Myliła się w dyplomach, zamieniała nagrody, mówiąc: ”Ty tego nie dostaniesz, bo już masz”, podawała je dzieciom jak kartofle. Czekał na jakieś słowo z jej strony, uścisk dłoni, gratulacje, a tu nic tylko bałagan. Niejeden raz nagrodzony powracał, by wymienić dyplom, gdyż otrzymał nie ten co powinien. Sporo też dzieci, szczególnie z Otwocka, Sulejówka, Kałuszyna czy Dębego Wielkiego Wielkiego po prostu pojechało do domów bez nagród.
Chłopiec usłyszał nareszcie swoje nazwisko. Podskoczył z uciechy i popędził pod scenę. Wrócił smutny i zgaszony. Cały jego entuzjazm pękł jak bańka mydlana. Siadł bez słowa nawet nie oglądając otrzymanej nagrody. Mruknął tylko: – Po co ja tu przyjechałem. Na drugi raz nie dam się namówić na coś takiego. Strata czasu. Miny innych wyrażały mniej więcej to samo.
Nagrodą była książka. Interesująca. Problem w tym, że dla dorosłego, a nie jedenastoletniego młodzieńca. Uderzyła go także zbieżność nazwiska autorki książki z nazwiskiem prowadzącej...
– Podoba się panu? – spytał.
– Owszem. Na pewno tobie też przypadnie do gustu.
– Może kiedyś... Teraz większą radość sprawiłaby mi paczka chipsów. Jestem głodny i chcę wracać do domu. Nigdy więcej żadnych konkursów.
Rozumiał go. Będąc na jego miejscu też chciałby, aby ktoś potraktował go poważnie. Pogratulował, uścisnął rękę, podziękował za trud, zachęcił do dalszych wysiłków, może wspólne zdjęcie pamiątkowe, drobny, ale sympatyczny upominek. A tu. Aby szybciej, aby do przodu, bo już późno. Kobieta nawet nie patrzyła, co komu daje.
Zaproponował chłopcu, że podwiezie go na dworzec autobusowy. Zgodził się. Przy wyjściu czekało na niego kilku kolegów, więc oni też skorzystali. Na „do widzenia” uściskał ich dłonie i... podziękował. Niech malcy wiedzą, że czasami wśród dorosłych mogą znaleźć tych, którzy potraktują ich poważnie, a nie jak kwiatek do kożucha. Pan Andrzej na również nadzieję, że jego młody przyjaciel mimo wszystko nie spełni swej groźby. Szkoda by było, bo ma talent.

Numer: 2011 07   Autor: J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *