W mińskim szpitalu

Półtora miesiąca temu 93-letnia pani Irena spadła ze stołka. Jeszcze tego samego dnia trafiła do szpitala. Niestety, nikt nie postawił trafnej diagnozy. Dopiero dwa tygodnie później prawidłowo wykonane prześwietlenie pokazało złamanie kości udowej

Błąd czy pech?

W mińskim szpitalu / Błąd czy pech?

Irena Patoleta jest pod opieką córki od dłuższego czasu. To dzięki niej pomimo wieku funkcjonowała jeszcze do niedawna bez problemów. Niestety, 20 listopada podczas jedzenia śniadania zsunęła się z krzesła i spadła na podłogę. Jakiś czas później zaczęła skarżyć się na ból nogi.
– Chyba dwie godziny po upadku mama zaczęła odczuwać ból, który się nasilał. Płakała, w końcu zaczęła krzyczeć. Wezwałam pogotowie – opowiada 58-letnia Helena K. Kobieta dodaje też, że lekarz nie zauważył niczego niepokojącego. Staruszkę zabrano na prześwietlenie. To jednak nie wykazało niczego.
– Wróciliśmy do domu. Nawet zaczęłam myśleć, że matka być może chce zwrócić na siebie uwagę, a tak naprawdę nie boli jej nic – mówi córka. Zaczęła baczniej przyglądać się matce, która zasypiała po lekach przeciwbólowych. Po krótkim czasie budziła się jednak z płaczem.
– Nie miałam wątpliwości, że coś jest nie tak. Mama nie była w stanie nawet samodzielnie przejść do łazienki, co wcześniej nie sprawiało jej żadnego problemu – wyjaśnia Helena K. Po kilku dniach zabrała matkę na powtórne badanie RTG. Tutaj znowu nie było widać żadnych niepokojących zmian. I znów historia się powtórzyła – powrót do domu, płacz, rozpaczliwy krzyk, nieprzespane noce. 6 grudnia pani Helena kolejny raz wezwała karetkę. Na wizytę przyjechał doświadczony lekarz.
Doktor Pasik po krótkim zbadaniu mamy stwierdził, że coś jest nie tak z jej nogą. To on zlecił kolejne prześwietlenie. Tym razem wykonano je prawidłowo. Zdiagnozowano „złamanie przezkrętarzowe kości udowej prawej”. Dopiero wtedy mama została w szpitalu – mówi mińszczanka, dodając iż kolejnego dnia wywieziona została do Otwocka do specjalistycznego szpitala na operację. Wszystko było w pozornym porządku. Przeprowadzone zostały badania, pacjentka była gotowa do zabiegu. Niestety, w dniu operacji nie wyraziła na nią zgody. Jako osoba w pełni władz umysłowych miała do tego pełne prawo.
– Wróciliśmy do domu. Załamałam się, bo znam mamę i wiem, że chwilami traci kontakt z realnym światem. Przestraszyła się. Ona jest jak małe dziecko, jej trzeba tłumaczyć, przytulić ją. Dopiero wtedy cokolwiek do niej dociera – mówi przez łzy kobieta. Chcąc ratować matkę wystąpiła do sądu o jej częściowe ubezwłasnowolnienie, aby przeprowadzić operację. Niestety, procedury trwają, a do tego trzeba wpłacić ponad 400 zł na co zwyczajnie jej nie stać.
Po kolejnych kilku dniach pani Irena powróciła do mińskiego szpitala. Poza bólem w udzie pojawiła się też krew w moczu, zdiagnozowano zakażenie dróg moczowych. Została przyjęta na oddział wewnętrzny i tam przebywa do dziś. Za kilka dni jednak zostanie z niego wypisana.
– Jestem bezsilna. Okazało się bowiem, że na zoperowanie uda mamy jest już za późno. Będzie do końca dni odczuwała ból. Nie ma żadnego sposobu, by sobie z tym poradzić. Poza nią będziemy męczyć się też my w domu, ponieważ mama nie pozwala sobie zakładać pampersów, a noszenie jej do łazienki nie jest łatwe. Poza tym całe noce to płacz i krzyk – płacze pani Helena i zastanawia się czy gdyby wcześniej prawidłowo postawiono diagnozę dziś byłoby inaczej.
– Nie zostawię tak tego. Zwracałam się kilkukrotnie o pomoc w szpitalu. Tłumaczyłam, pokazywałam miejsce gdzie mama odczuwa ból i jak to możliwe, że nikt nie potrafił prawidłowo wykonać badania RTG? Dlaczego przez czyjeś niedopatrzenie mama ma cierpieć do końca życia – pyta kobieta i zapowiada, że będzie dochodzić sprawiedliwości.

Numer: 2011 02   Autor: Anna Sadowska





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *