Grzebowilk na gazie

Ciągnie się od ziemi chełmskiej po wybrzeże Bałtyku. To jęzor polskiej nadziei energetycznej, czyli skał łupkowych, które aż puchną od... gazu. Wystarczy go z nich uwolnić i staniemy się łupkowymi szejkami. Tym bardziej, że gaz jest akurat pod nami, a pierwsze odwierty powstaną w Grzebowilku

Łupki strachu i nadziei

Grzebowilk na gazie / Łupki strachu  i nadziei

Już dawno moglibyśmy się uwolnić od importu rosyjskiego gazu, gdyby nie technologia. Niestety, gaz łupkowy to ponad 3-kilometrowe odwierty, z którymi – jak na razie – uporali się tylko Amerykanie. Tam właśnie to niekonwencjonalne źródło energii stanowi piątą część zapotrzebowania na gaz, a głównym eksploratorem jest firma Exxon Mobil.
W czwartkowy, mroźny wieczór jej przedstawiciele pojawili się w Grzebowilku, by tam – na prośbę Adama Wiącka – spotkać się z mieszkańcami. Mieli tłumaczkę, ale nie do końca ich intencje były jasne, a cel – zrozumiały. Wszakże nazywany dyrektorem Jim Johnson tłumaczył, że ich gazowa inwestycja nie niszczy środowiska naturalnego i nie będą zagłuszali rytmu życia grzebowilczan, ale miejscowi wiedzieli swoje. Pytali więc skąd inwestor weźmie wodę, skoro jej w gminie brakuje, gdzie będzie wywoził nieczystości i co z tego konkretnie będą mieli sami mieszkańcy.
Sam organizator spotkania miał wiele wątpliwości, bo przecież Wiącek jako deweloper musi się liczyć z ewentualnym spadkiem popytu na jego domy, które zamierza budować na wsi jako ostoje ekologicznego spokoju. Umocnił go w tej rozterce jeden z gości spotkania, który miał właśnie osiedlić się w Grzebowilku, ale kontekst wież wiertniczych nie ułatwia mu podjęcia takiej decyzji.
Menadżer Exxonu słuchał cierpliwie, z uznaniem kiwał głową i nawet się uśmiechał, ale nie do końca rozumiał obawy mieszkańców Grzebowilka, Nowej Pogorzeli, Dąbrowy, Grabiny i innych pobliskich wsi.
Nie martwił się o środowisko, bo to naturalne, że nie będzie skażone, a bardziej o fakt, czy gaz w łupkach w ogóle jest i czy na tyle jest go dużo, by był opłacalny w eksploatacji.
A brak wody, na której udostępnień kategorycznie nie zgodził się wójt Zieliński? To mały problem, bo mogą wywiercić nowe studnie lub dowozić ciecz cysternami. A jeżeli popsują drogi, to je nareperują.
Zdziwił się także żądaniami grzebowilczan, którzy głosem właściciela firmy Partner domagali się nie festynów, a konkretnej pomocy finansowej. Ot chociażby 400 tysięcy rocznie na pokrycie kosztów zatrzymywania się pociągów na stacji Grzebowilk jadących na trasie Dęblin-Tłuszcz. Jeśli nie, to może jakaś hala sportowa lub szkoła, bo przecież Exxon Mobil to spółka światowa, która może popsuć im środowisko. Nawet niechcący.
– Do eksploatacji jeszcze daleko, ale trzeba wam wiedzieć, iż za wydobycie gazu zapłacimy 60% przychodów z jego sprzedaży, które trafią do gminy – tłumaczył niewzruszony Johnson.
A jego pomocnik techniczny wyjaśnił, że to inwestycja tak bezpieczna, że on mógłby zbudować dom tuż obok odwiertu. Zajmuje on obecnie ok. hektara, ale po rekultywacji zmniejszy się 10-krotnie. Sam gaz nie będzie zaś wywożony, a trafi do krajowego obiegu lub będzie wykorzystywany do produkcji energii elektrycznej.
– A w ogóle dlaczego Grzebowilk? – dopytywali się uporczywi niedowiarkowie. Odpowiedź jest prosta – tutaj są największe szanse na gazonośne łupki.
Jeśli geologiczne prognozy się sprawdzą, południowa część powiatu mińskiego zamieni się w wielkie pole szybów wiertniczych, a po 10-12 latach w ziemię gazem pachnącą. A gaz to bogactwo na miarę rozwoju, o którym mińskie gminy mogły tylko pomarzyć.
To jednak będzie dotyczyło bardziej naszych dzieci i wnuków, którzy za kilkadziesiąt lat swych przodków będą wielbić, albo przeklinać. Bo kto dziś zaręczy, że obok zapachu gazowych pieniędzy poczują jeszcze zapach żywicy.

Numer: 2010 51   Autor: J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *