O tym, że prawo mieszkaniowe jest kulawe wiedzą wszyscy. Jednak dużo łatwiej o porozumienie, gdy właścicielem lokalu jest miasto, gorzej z prywatnymi osobami. Ci, którzy lata temu wynajęli mieszkania, teraz mają problem z ich odzyskaniem. Pomimo spraw sądowych dochodzi do patowych sytuacji, tak jak ta w budynku przy ul. Pięknej
Brzydki pat na Pięknej

Pani Marianna jest lokatorką drewniaka przy ulicy Pięknej. 84-letnia kobieta mieszka w pokoiku z kuchnią w rozpadającym się budynku. Narzeka na właściciela posesji.
– Od wielu lat on nie robi nic. Nie kosi latem trawy, nie naprawił komina, wszędzie mam wilgoć i grzyb, a chce żebym płaciła mu czynsz – mówi Dominiczakowa dodając, że ma zaległości w opłatach, które wynoszą 1500 zł. Zaistniałą sytuację tłumaczy złą kondycją finansową.
– Jestem chora, na leki wydaję prawie 500 zł miesięcznie, z czego mam płacić i za co – pyta wskazując czarną od grzyba ścianę. Pokazuje tez odcinek emerytury, który razem z zasiłkiem opiekuńczym opiewa na kwotę ok. 1200 zł. Opowiada, że interweniowała w Urzędzie Miasta, rozmawiała w opiece społecznej i wszędzie, gdzie się dało, szukała pomocy.
Jej fatalna sytuacja wydaje się być podobna do wielu, z jakimi spotykamy się na co dzień. Po przeanalizowaniu dokumentów i wysłuchaniu obydwu zainteresowanych stron okazuje się jednak, że ta sprawa jest nieco inna.
W czerwcu tego roku problemem zajął się miński sąd, jednak co ciekawe, wcale nie z powództwa 84-letniej pani Marianny, a właściciela posesji – Pawła Kozakiewicza, który jest zaskoczony postawą lokatorki. Czy faktycznie ma ku temu podstawy?
W 2004 roku został on prawnym właścicielem nieruchomości przy ul. Pięknej.
– Odziedziczyliśmy tę działkę wspólnie z bratem, po ojcu. Z czasem odkupiłem od niego połowę – opowiada historię posiadłości. Tłumaczy też, że zaraz po podpisaniu aktu notarialnego, sporządził aneksy do umów, które podpisali lokatorzy. W nich wyraźnie jest napisane, że wszelkie naprawy mają oni wykonywać na własną rękę. Zaakceptowali zapis i również wysokość czynszu.
– Nie mogę inwestować w ten budynek. Nie stać mnie na to, ponieważ jeszcze do niedawna czynsz u pani Dominiczak wynosił 100 zł, po podwyżce 150, a za sam wywóz śmieci płacę 80 zł miesięcznie. Dlaczego mam dokładać do tego? To miała być działka dla mojej córki. Co mamy zrobić? Utrzymywać tych ludzi, a dla dziecka kupić nową działkę? – zastanawia się Paweł Kozakiewicz i trudno nie przyznać mu racji, kiedy przedstawia rachunki. Tłumaczy też, że Marianna zalega z opłatami czynszowymi za 16 miesięcy. Właśnie dlatego podał ją do sądu. Nawet nie próbowała się z nim domówić w tej sprawie. 13 października sąd nakazał zapłatę należności, jednak kobieta twierdzi, że nie stać jej na spłatę długu i zapłatę bieżących rachunków. Przypomina też, że razem z innymi lokatorami kilka lat temu zapłaciła za budowę szamba, a pomimo obietnic, nie zwrócono im pieniędzy.
– To temat, o którym słyszę od dawna. Szambo owszem zostało wybudowane przez mieszkańców, ale to było 15 lat temu, a ja jestem przecież właścicielem od 6 lat. Nie mogę odpowiadać za swojego poprzednika. Rozmawiałem z panią Marianną wielokrotnie o tym, starałem się jej to wytłumaczyć, był nawet miesiąc kiedy umówiliśmy się, że nie zapłaci czynszu, a kwotę 100 zł zaliczy sobie na poczet poniesionych kosztów szamba. Poza tym to ja regularnie opróżniam ten zbiornik za własne pieniądze – mówi Kozakiewicz. Dodaje też, że wie o fatalnym stanie drewniaka i dlatego w lipcu wypowiedział lokatorom umowy.
– Boję się o tych ludzi. To ruina, która powinna zostać rozebrana. Wali się dach, jest rozwalony komin, stara instalacja elektryczna. Przecież nawet inspektor nadzoru budowlanego stwierdził, że dom nie nadaje się do zamieszkania – tłumaczy pan Paweł pokazując podpisane wypowiedzenia umów. Okazuje się, że dopiero miesiąc po tym jak pani Marianna dostała wypowiedzenie, zaczęła próby interwencji w urzędach, które potwierdziły tragiczny stan budynku.
Sytuacja patowa trwa. Pan Paweł nie może odzyskać należnych mu pieniędzy, pani Marianna nie będzie płacić, bo – jak mówi – nie stać jej na to, a po drugie 150 zł to zbyt wiele za rozpadające się mieszkanie. W trakcie rozprawy wnosiła o nakazanie właścicielowi remontu budynku, ten zaś zwrócił się o eksmisję dzikiej lokatorki. O ile komornik będzie ściągał z emerytury Marianny należności, to kwestie mieszkaniowe wciąż pozostają nierozwiązane. Kobieta twierdzi, że nie wyprowadzi się, bo nie ma gdzie. Właściciel natomiast obawia się o jej bezpieczeństwo.
– Wie pani, możemy podjechać obejrzeć ten budynek, jednak zanim wejdziemy na teren posesji poproszę o podpisanie oświadczenia, że wchodzi tam pani na własne ryzyko – informuje Kozakiewicz zapytany o konkretne wady drewniaka.
Mężczyzna zastanawia się, co powinien zrobić w zaistniałej sytuacji. Nie ma sumienia wyrzucać ludzi na bruk, jednak zagrożenie z jakim wiąże się zamieszkiwanie tam spędza mu sen z powiek.
Podobnych problemów jest wiele. Miejmy nadzieję, że zanim dojdzie do tragedii znajdą się ludzie, urzędy, które pomogą im zapobiec. Może nowy burmistrz znajdzie sposób na rozwiązywanie tych naprawdę trudnych spraw lokalowych.
Numer: 2010 51 Autor: Anna Sadowska
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ