W Mrozach

Dlaczego tak lubimy książki kryminalne i sensacyjne? Jest w nich wszystko, co przyciąga czytelnika, zabójstwa, kradzieże, pościgi i tajemnice. Podobnie było w przypadku sprawy, jaka w ostatnich dniach wyciekła w Urzędzie Gminy w Mrozach. Tutaj też miało być ciekawie: prokuratura, zarzuty, a nawet aresztowanie i zawał, a wszystko na szczeblach władzy, doprawione pikantnie trwonieniem publicznych pieniędzy. Jak jednak zapewnia wójt Dariusz Jaszczuk, jest to powieść z gatunku czysto political-fiction

Rozdmuchana afera?

W Mrozach / Rozdmuchana afera?

Spotykamy się wtorkowym przedpołudniem w UG. Kiedy tylko wspominam o strażakach, wójt odpowiada nie tylko wymownym uśmiechem.
– Znam oczywiście ten tekst z prasy siedleckiej, który, niestety, przedstawia naszą gminę w niekorzystnym świetle. W ogromnym nagłówku widnieje napis „afera”, już pomijając fakt, że mało kto zauważył, że został on wzięty w cudzysłów, natomiast zagłębiając się dalej w samej lekturze, coraz trudniej jest się owej afery doszukać – wyjaśnia Jaszczuk.
Jak więc było naprawdę? W czerwcu 2008 roku padł pomysł, aby dla ochrony imprez masowych zamiast kosztownych agencji ochroniarskich wykorzystywać strażaków z miejscowego OSP. Aby mogło to dojść do skutku, musieliby oni przejść przeszkolenie z zakresu bezpieczeństwa imprez masowych. W tym celu za pośrednictwem Mariusza Martyniaka, kierownika Referatu Edukacji, Przedsiębiorczości, Bezpieczeństwa i Logistyki UG, w niemal błyskawicznym tempie zawiązano umowę z firmą Tajfun, która zobowiązała się przeprowadzić szkolenie.
Słychać lekkie pukanie do drzwi. Do gabinetu przychodzi asystentka wójta z teczkami zawierającymi całą dokumentację dotyczącą szkolenia. Są umowy, zamówienia, zlecenia i kopie otrzymanych certyfikatów. Wszystko w jak najlepszym porządku. Cały problem niezgodności tkwił we frekwencji. Do kursu, polegającego na kilkugodzinnej prelekcji, zgłoszono piętnastu druhów, dla których już uprzednio przygotowano imienne certyfikaty ukończenia, podczas gdy na samej prelekcji nie pojawił się ani jeden ze zgłoszonych do programu strażaków.
O całym incydencie wójt dowiedział się w szpitalu. – Już po samej kampanii i wyborach nie czułem się w pełni sił. Pojechałem więc kontrolnie do szpitala, gdzie lekarze zlecili mi serię badań – wyjaśnia Jaszczuk. Tam też w rozmowie z jednym ze współpracowników usłyszał o problemach ze strażakami. Dopiero wówczas dowiedział się, że w wyniku rutynowej kontroli wynikło, że liczba osób, które miały wziąć udział w kursie nie zgadzała się ze stanem faktycznym.
– Gmina nie dopuściła się żadnych zaniedbań – podkreśla wójt. My zleciliśmy, wykonanie leżało po stronie firmy Tajfun. Sprawa jest w toku. Na przesłuchania do organów skarbowych wzywani są kolejni mający związek z incydentem. W przypadku udowodnienia jakichkolwiek niedociągnięć obecne certyfikaty mają zostać cofnięte, a firma Tajfun zobligowana zostanie do zwrotu kosztów szkolenia – 2250 zł, a nie 22.500 zł, jak mylnie podano w prasie.
Korelację czasową incydentu z firmą Tajfun i odejściem z UG Mariusza Martyniaka wójt tłumaczy zbiegiem okoliczności. Pan Mariusz znalazł pracę z lepszym uposażeniem i zdecydował się zmienić miejsce zatrudnienia. – Rozumiem, że prasa żyje tego typu historiami, ale oprócz tego można by się zająć też innymi ważnymi kwestiami, jak to, że jako gmina jesteśmy liderem pozyskiwania unijnych dotacji – puentuje wójt Jaszczuk.
Od redakcji: Słusznie, ale zawsze obok nieba jest też trochę piekła. Także gminnego, którego nie należy lekceważyć.

Numer: 2010 51   Autor: Michał Gołębiowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *