Tylko w Ładzyniu

Pobrali się w połowie października 1950 roku. Tadeusz był wtedy 27-letnim kawalerem po wojsku, a Halina 19-letnią dziewczyną z sąsiedztwa. – Nie dość, że ładną to jeszcze robotną. Nawet obornik potrafiła wyrzucić – wspomina Tadeusz Cudny, wciąż zapatrzony w żonę, z którą przeżył 60 lat

Cudne diamenty

Tylko w Ładzyniu / Cudne diamenty

Przeżyli wspólne lata w Ładzyniu i nie wyglądają na sędziwych nestorów, choć pani Halinie brakuje roku do 80 lat, a Tadeusz za trzy lata osiągnie dziewięćdziesiątkę.
Wychowali trzy córki – Barbarę (z męża Jackiewicz), Hannę Chądzyńską i Danutę Popławską oraz najmłodszego syna Wiesława, który jest znanym w Mińsku Mazowieckim tenisistą.
Wszyscy wykształceni, co najmniej z maturą – chwali potomstwo pani Halina przypominając o 10 wnuczętach i 4 prawnukach.
Swoją małżeńską przygodę zaczynali właściwie od zera, dorabiając się nowych budynków inwentarskich. Najpierw była więc obora, potem stodoła i na końcu okazały dom. Gospodarowali na 10 hektarach, więc nie było czasu na głupoty. Tak oboje skomentowali pytania o małżeńską zazdrość. Ale ciche dni się zdarzały, bo przecież żałować i przepraszać też trzeba umieć.
Trzeba było nie tylko dobrze żyć, ale i pamiętać. Pan Tadeusz – rocznik 1923 – był w czasie wojny partyzantem, a w 1944 roku po wejściu Sowietów znalazł się na Majdanku. Tam ukrył swą przynależność do AK i poszedł na Zachód z II Armią. W marszu na Kołobrzeg został ranny, był trzy dni w niewoli, ale przeżył.
Wolę radości życia oboje przenieśli na dzieci, które w ich diamentowe gody urządzili uroczystą rocznicę. Najpierw w stanisławowskiej świątyni odnowili śluby. Przyjechała cała rodzina, nawet goście z zagranicy – w sumie ponad 40 osób.
Wszyscy wnet przenieśli się do Osin, by tam w atmosferze domu weselnego wesoło biesiadować. Były też prezenty, a wśród nich – dedykacje muzyczne od córki Hani, która jest nauczycielką w Skórcu. Było lirycznie, a nawet patriotycznie, bo im dalej dzieci mieszkają, tym bardziej tęsknią za rodzinnym domem.
A potem znowu rewia świateł i dźwięków z konsoli Stefana Kwassa, który urasta do jednego z lepszych konferansjerów, a nawet wodzirejów nastrojowych imprez.
A my życzymy ładzyńskim diamentom doczekania w zdrowiu i miłości kolejnych godów. Za pięć lat żelaznych, potem kamiennych, brylantowych i... stu lat.

Numer: 2010 46   Autor: J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *