Mińsk Mazowiecki festiwalowy

Cykliczne festiwale muzyczne, których w Polsce jest wiele, najczęściej organizowane są po to, by z setek mniej znanych zespołów wyłowić perełki i dać im zaistnieć. Taki też jest Rock In Mińsk Mazowiecki Fest – flagowa impreza Niezależnej Inicjatywy Kulturalnej, która od czterech już lat nie tylko odkrywa talenty, ale i promuje miasto nad Srebrną nadając festiwalowi ogólnopolski rozgłos medialny

Rockowy blamaż

Mińsk Mazowiecki festiwalowy / Rockowy blamaż

RIMfest jest dla mińskich koneserów mocnego rocka prawdziwym świętem, o czym świadczy nie tylko wysoka frekwencja, ale i szybka wyprzedaż biletów. Co roku kino „Światowid” po brzegi wypełnione jest zarówno starszymi jak i młodszymi słuchaczami, na co z radością patrzy główny sprawca zamieszania, czyli wiceprezes NIK-u Kamil Kaźmierczak. 23 października br. publiczność znowu nie zawiodła, choć większość ze swoim przyjściem czekała aż do występu gwiazdy wieczoru. Zaś ci, którzy na RIMF-ie chcieli być od początku musieli przez godzinę studzić swoje emocje przed drzwiami kina, bo o tyle przeciągnęła się próba uczestników festiwalu.
Dla wszystkich wielbicieli mocnego brzmienia miał być to koncert pożegnalny. To ostatni festiwal w progach „Światowidu”, który związany z nim był od samego początku, choć – jak twierdzi Kamil Kaźmierczak – nie jest idealnym miejscem na organizację imprez muzycznych, ale potrafi stworzyć specyficzny klimat.
O nadzwyczajności tegorocznego RIMF-u świadczył nie tylko pożegnalny charakter, ale i rekordowa liczba zgłoszonych zespołów. Finałową ósemkę organizatorzy wyłowili z pośród aż 198 kapel, co sami uznają za ogromne osiągnięcie i dodają, że nie mieli łatwego zadania.
– Mamy zgłoszenia od wielu bardzo dobrze grających kapel. Staraliśmy się wybrać te naszym zdaniem najlepsze, ale też chcieliśmy zachować różnorodność stylistyczną. Chcieliśmy pokazać, że rock ma wiele twarzy – twierdzi Kamil Kaźmierczak. Po tej wstępnej selekcji do finału dostali się: Coreba ze Szczecinka, Out Of Flow z Konina, gdański Kciuk&The Fingers, warszawski Skowyt, wrocławski Know, God’s Gotta Boyfriend z Tarnowskich Gór, Nurth z Dobroszyc oraz wrocławskie Echoe.
Skład sędziowski tegorocznego RIMF-u to również duży sukces organizatorów, bo zasiedli w nim: Małgorzata Halber – prezenterka muzyczna, którą większość zna z telewizyjnej VIVY, Robert Brylewski – muzyk rockowy, Paweł Kostrzewa – krytyk, szef redakcji muzycznej w onet.pl, Jakub Bakuła – członek NIK-u, wokalista lokalnego zespołu Buckleys oraz prowadzący imprezę Piotr Szarłacki – prezenter Antyradia. Po długich obradach III miejsce i 750 złotych przyznali zespołowi Kciuk&The Fingers, zaś druga pozycja i 1250 zł przypadła grupie Out of flow. Natomiast pierwsze miejsce dla nikogo nie było zaskoczeniem, bo zarówno jury jak i słuchacze swoim faworytem okrzyknęli zespół Skowyt i to do nich powędrowało 2 tys. złotych oraz nagroda publiczności w wysokości 1000 zł. Poza finałową trójką sędziowie przyznali również swoje wyróżnienie, możliwość nagrania płyty w profesjonalnym studiu, zespołowi Nurth.
Jury miało bardzo trudne zadanie, bo – jak sami twierdzili – zespoły zaniżyły poziom. Nie tylko w swoich tekstach nie miały nic do przekazania, ale i śpiewały prawie wyłącznie po angielsku (na 35 piosenek zaledwie 5 było polskich). O konkursowym blamażu festiwalu świadczyły oceny, bo zdobywca pierwszego miejsca zdobył tylko 4 punkty na 10 możliwych.
Mimo krytyki organizatorzy nie mieli się czego wstydzić, bo ich pracę oraz zachowanie publiczności sędziowie ocenili wysoko. Dodatkowo zaś złe wrażenie zacierał występ reaktywowanej mińskiej grupy 3siostry oraz gwiazdy wieczoru Acid Drinkers, który aktualnie cieszy się tytułem najlepszego zespołu trash metalowego w Polsce.

Numer: 2010 44   Autor: Justyna Kowalczyk





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *