Drodzy Czytelnicy

Do soboty 2 października będziemy znali granice okręgów wyborczych, liczbę wybieranych radnych, siedzibę terytorialnej komisji wyborczej i nazwy komitetów wyborczych, które przystąpiły do tegorocznej rywalizacji o władzę w samorządach. Jednak dopiero do 22 października poznamy konkretne nazwiska kandydatów na radnych, a tydzień później zakończy się zgłaszanie gminnym komisjom wyborczym kandydatów na wójtów, burmistrzów i prezydentów miast. Skąd więc ten pośpiech z ujawnianiem przed czasem swoich wyborczych atutów i czy taka promocja nie spali wrażliwszych kandydatów? Już komitety ujawniają nazwiska, a fora zaczynają dymić od prowokacji i wycieczek personalnych – nawet do wczesnej młodości. Jeszcze trochę i zaczną im wytykać, że nie są kobietami

Wety na parytety

Drodzy Czytelnicy / Wety na parytety

Nad Srebrną do fotela burmistrza ujawnili się na razie dwaj mężczyźni – Marcin Jakubowski i Robert Ślusarczyk. Obaj w wieku – by zacytować klasyka – średniomłodym, obaj po renomowanych szkołach, żonaci, słusznie owłosieni, już lub prawie dzieciaci i z wiarą na zwycięstwo.
W gminach będzie podobnie, choć z wyjątkiem Dębego Wielkiego i Halinowa, gdzie Hanna Wodnicka i Jolanta Damasiewicz ratują powiat przed parytetowym ostracyzmem. Za wszelką cenę nie powinni tam kandydować mężczyźni, choć mieliby wielką chrapkę.
A w takiej Siennicy zamiast walki dwóch facetów do boju też musi stanąć kobieta, a jeśli nie będzie chętnej, to przynajmniej jakiś przystojniak pozbawiony owłosienia. Dla parytetowej równowagi w Stanisławowie mógłby z Wojciechem Witczakiem rywalizować zdeklarowany gej, a na przykład w Kałuszynie niech burmistrza Soszyńskiego spróbuje zastopować jawny semita lub antysemita. Będzie historycznie i jednocześnie nowocześnie.
A jeśli komuś jeszcze mało równości bez mądrości, może powalczyć o miejsce w polityce dla psów, świń i innych zwierząt uważanych za mądre, a wręcz mające dusze.
Prawda jest zgoła inna – parytety ustaliła natura lub – jak kto woli – Bóg i lepiej w tym nie mieszać. Trudno sądzić, by mądra kobieta walczyła o męską rolę w rodzinie, a chłopa zapędziła do rodzenia dzieci. Są oczywiście chlubne wyjątki. Jednak nie w rolach przyrodzonych do płci.
Do funkcji społecznych trzeba dojrzeć mentalnie, a nie płciowo. Gdyby rzeczywiście kobiety chciały rządzić wybierałyby siebie, bo mają demograficzną większość. One jednak wolą w polityce mężczyzn, na których patrzą z większą pobłażliwością niż na przedstawicielki swojej płci. Wcale to nie znaczy, że wybierają na oślep tylko przystojniaków. Do wyborczego zachwytu nie wystarczą sterty programów, a bardziej szczerość i dar przekonywania. Liczą się też nazwiska, ale trzeba je najpierw sobie wyrobić. Jak markę, która sama otwiera drzwi i przynosi korzyści.
Parytet to także zachwianie równości, którą przecież gwarantuje nam konstytucja. Raczej trzeba zadbać, by wśród radnych znaleźli się nie dietożerczy, a ludzie dla których budżetowe ochłapy nie mają znaczenia. Jednak oni nie pojawią się na listach, bo gdyby wygrali, na nowych wzorach zeznań majątkowych musieliby ujawnić nie tylko swoje bogactwo, ale też wszystkie bankowe konta. Bzdura, nie po to ciężko pracowali, by stać się łupem realnych bądź wirtualnych rabusiów. Kto wymyślił tak chorą weryfikację społeczników? Na pewno chory lub zawistny biurokrata. Nie dziwmy się więc, że wybierając podobnych jemu decydentów, nasza irytacja wobec rządzących będzie się pogłębiała. A wtedy słowa – jeśliś głupi to startuj – staną się wyrocznią.

Numer: 2010 40   Autor: Wasz Redaktor





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *