Powiat inwestycyjny

Niewielki mur Jerzego Słodownika z Dębego Wielkiego okazał się niezwykle wartościowy. Koszt jego legalizacji inspektorzy nadzoru budowlanego określili na 75 tys. złotych. – Wolę go rozebrać łyżeczką, a nie zapłacę – burzy się niefortunny inwestor. Słusznie, bo zlikwidowanie muru, złożenie dokumentacji i ponowne wzniesienie konstrukcji będzie znacznie tańsze. Nie chce paść pod murem paragrafów, który w jego przypadku zamienił się w ścianę obojętności, a może nawet złej woli

Mur uporu

Powiat inwestycyjny / Mur uporu

Urzędy nie są przyjazne obywatelowi – stwierdza Jerzy Słodownik z Dębego Wielkiego Wielkiego i cytuje Cześnika z Fredrowskiej „Zemsty”: „Mur graniczny, trzech na murze! Trzech wybiję, a mur zburzę. Zburzę, zniszczę aż do ziemi”. Słodownik nie burzył, a budował. Niestety, nielegalnie, za co ma zapłacić 75 tysięcy złotych.
Wszystko przez Holendrów, których poznał na operacji Żagiel, a potem chciał ugościć. Zaplanował kolację na tarasie domu i w ogrodzie. Niestety, smród od strony działek sąsiadów zweryfikował te plany. Postanowił działać. Nie zaczął jednak pisać donosów, tylko kombinował, jak się od nich skutecznie oddzielić. Wpadł na pomysł usypania skarpy i urządzenia na niej skalniaka.
Taki był początek nieszczęścia, bo element tzw. małej architektury ogrodowej okazał się ścianą oporową i ma rangę takich budowli jak wiadukty, mosty, nasypy i konstrukcje militarne. Bardzo szybko pojawił się też nakaz rozbiórki. Odwołanie do Wojewódzkiego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego (WINB) poskutkowało – sprawa wróciła do powiatu, by znowu straszyć nakazem rozbiórki. Jeszcze raz się odwołał, potem kolejny i już nie pamięta, ile razy.
Było w końcu zażalenie do Głównego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego. Ten cofnął sprawę, więc zabawa w ważnych urzędników i namolnych petentów zaczęła się od początku. Wiosną 2009 roku dostał pismo z PINB wzywające go do wykonania projektu ściany. Wcześniej nie był sporządzony, gdyż obiekty małej architektury ogrodowej nie wymagają takiej dokumentacji. Nie chciał zaogniać sytuacji, więc za sporządzenie dokumentu zapłacił osobie z uprawnieniami. I był to bardzo duży błąd, bo chcąc nie chcąc, potwierdził rację urzędu.
Kilka tygodni później dostał decyzję o zarejestrowaniu samowoli budowlanej i nałożeniu opłaty legalizacyjnej w wysokości 75 tysięcy złotych, za które można zbudować dziesięć takich murków. Tym razem WINB, do którego się odwołał, podtrzymał postanowienie PINB, więc pozostała mu już tylko skarga w Wojewódzkim Sądzie Administracyjnym.
Co widzi prawnik? Dla niego skarpa Słodownika zbudowana jest na planie litery U, o łącznej długości ok. 10 metrów, przypomina murowaną ścianę oporową, bo składa się z betonowych fundamentów zagłębionych na 1 m w stosunku do przyległego terenu. Sama ściana wybudowana została z pustaków, każda warstwa zbrojona jest prętami, a w najwyższym punkcie ma ok. 1,9 m wysokości. Takie budowle nie korzystają ze zwolnienia z uzyskania pozwolenia na budowę, a konsekwencją tego jest nakaz rozbiórki.
Tak więc prawnik zgadza się ze stanowiskiem inspektora nadzoru budowlanego.
Jednak dziwi go surowość, z jaką potraktowano Jerzego Słodownika. Oczywiście każdy przebiegle myślący biurokrata używa w takiej sytuacji argumentu-wytrychu, że przecież prawo należy stosować wprost i nie ma miejsca na łagodne traktowanie jednych, a surowe drugich.
Już z daleka widać, że ta sprawa ociera się o absurd i trudno zrozumieć, dlaczego urzędnicy wytoczyli najcięższe działa... Przy odrobinie dobrej woli z ich strony można było od początku, bez nadużycia lub fałszowania prawa, inaczej zaklasyfikować budowlę.
Wydaje się, że spośród wymienionych obiektów, dla których prawo budowlane nie wymaga uzyskania decyzji o pozwoleniu na budowę, wybudowany mur mógłby być zaliczony np. do obiektów małej architektury ogrodowej lub ogrodzenia o wysokości poniżej 2,20 m.
A co na to ludzie? W realu milczą, w internecie mają różne opinie, drocząc się o definicję małej architektury lub narzekając na mało precyzyjne i nielogiczne prawo budowlane. Urzędy je stosują z całą surowością, choć daleko mu do doskonałości. Jednak powiatowa inspektor nie ma wątpliwości co do swego postępowania. Wyręcza ją jedna z pracownic: – Niestety, prawo budowlane jest źle skonstruowane! Gdyby te opłaty legalizacyjne były niższe, to obywatel by je uiszczał i wszyscy byliby zadowoleni. A jak ma zapłacić 75 tysięcy, to będzie się odwoływał do wszystkich możliwych instancji i do końca świata.
Trudno nie przyznać jej racji.

Numer: 2010 36   Autor: J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *