Dzisiaj kwitnie tutaj wiejski folklor, ale mieszkańcy Glinianki nie zawsze byli włościanami. Już w 1557 roku Wawrzyńców (bo tak się wtedy nazywała osada) otrzymał prawa miejskie, by z nieznanych powodów utracić je po 263 latach burzliwej historii
Wawrzynionki
Główną ulicą Glinianki jest Napoleońska, bo podobno właśnie nią wędrował cesarz Francuzów na Rosję, zatrzymując się w przydrożnej karczmie. Wtedy Wawrzyńców (od założyciela osady – Wawrzyńca Dobrzynieckiego, czerskiego podstolnego) był słynny z licznych młynów, trzech karczm i browaru. Miał też szpital, szkołę parafialną i dwa kościoły. Ostał się tylko jeden – drewniany z połowy XVIII wieku, dziś ozdoba wsi i zabytek pod ścisłą ochroną. Przez wieki Glinianka należała do powiatu mińskiego, ale musieliśmy ją oddać całkiem niedawno dynamicznie rozwijającemu się Otwockowi, który nam odebrał również mińską Kołbiel.
Po utracie praw miejskich Glinianka wróciła do swojej pierwotnej nazwy. Jej etymologia bierze się od wydobywanej nad brzegami Świdra gliny lub naczyń z niej wyrabianych.
A jednak nie gliną, a kulturą ludową pachnie od pół wieku osada z miejskim układem ulic, rynkiem, witającym przyjezdnych budynkiem odnowionej szkoły i kościółkiem ukrytym wśród wysokich drzew. Po wojnie w gminie rządzili mężczyźni, a kulturą – gospodynie. Jeszcze za okupacji (w ’43) powstało KGW, a w ’51 – zespół ludowy „Wawrzynionki”. Dlaczego? Regina Milewska, miejscowa emerytowana nauczycielka powie, że to był ich święty obowiązek. Dziś pani Reginie brakuje już sił do dawnej aktywności, więc stery rządzenia oddała swojej prawej ręce, Marysi Grzendzie. Podjeżdżamy do pani Marii z solistką zespołu – Franciszką Grzendą, laureatką kazimierzowskiego festiwalu kapel i śpiewaków ludowych.
Na dworze upał nie do wytrzymania, a w izbie regionalnej (w budynku byłego urzędu gminy) chłód i ekscytujące sprzęty. Przy oknie krosna, do których każda z gospodyń siada jak informatyk do komputera. Czas cofa się do zapomnianej epoki lnu, pasiaków, maselnic, dzież, niecek, koronek, słomy w łożach, zasłon z powystrzyganego papieru, kijanek, tar, cepów i kolorowych pająków zamiast żyrandoli. Jeszcze w latach ’60 były to sprzęty codziennego użytku, a dziś tylko rekwizyty przeszłości. Na szczęście nie zagubione, a otoczone troską pielęgniarek folkloru.
– Kiedyś nasze koło było potęgą, a na występy „Wawrzynionków” schodziły się tłumy - wspominają kobiety, zakładając choć zapaski, bo jakże to w izbie regionalnej w cywilkach – nie wypada. Tym bardziej, że będą zdjęcia. A chcą się pokazać, bo jakoś gmina o Gliniance zapomina.
Onegdaj to cała Wiązowna, a szczególnie władza chwaliła się zaradnością
i folklorem Glinianki. A dzisiaj? – Szkoda gadać, bo teraz władza może wszystko. A wystarczy tylko wiedzieć, że nie znamy nawet kierownika GOK-u w Wiązownie – śmieją się Wawrzynionki. Właśnie Wawrzynionki a nie Wawrzynioki, bo chłopa (nawet starszego) żadną siłą nie nagonisz do tańca i śpiewania w ludowym stroju.
O zwerbowaniu młodych też nie ma mowy. Dlatego żartują, że są artystycznymi wdowami.
Z tym śmiechem im do twarzy, bo poczuły ulgę, mogły opowiedzieć, co je boli. Chociaż mają co najmniej po kopie lat, jeszcze nie czas tylko na zdrowaśki. Lubią i chcą pośpiewać, potańczyć, bywać na dożynkach, festiwalach folkloru – chcą żyć bez skrępowania cywilizacją. Na wieść o festiwalu chleba w Mińsku Mazowieckim bardzo się ucieszyły.
– Przyjedziemy na pewno, bo do Mińska Mazowieckiego nam nie dalej niż do powiatu w Otwocku – zapewniają.
Już nie wspominają o świętym obowiązku, bo to przecież wiadome. Na pewno w Gliniance i dopóki żyją Wawrzynionki.
PS. W konkursie festiwalowym zaśpiewają
i zagrają 23 zespoły i dwie solistki. Wśród nich są Wawrzynioki i Franciszka Grzenda z Glinianki.
Numer: 2005 38 Autor: J. Zbigniew Piątkowski
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ