Stanisławów parafialny

W najbliższą niedzielę parafia i gmina Stanisławów organizują dożynki, do których w tym roku przyłączył się miński powiat. Wszystko było już prawie gotowe, gdy wśród parafian wybuchł konflikt. Nie o program dożynek, a... stare ławki, które proboszcz chciał wymienić na nowe

Ławki jak krzyż

Stanisławów parafialny / Ławki jak krzyż

Nikt księdzu Henrykowi Drożdżowi nie dałby 72 lat. Wciąż energiczny, elokwentny i z pomysłami inwestycyjnymi. Taki był przez 46 lat kapłańskiej posługi – od początkowego Józefowa, przez 27 lat w Ostrówku i 13 lat w Markach, aż po Stanisławów, gdzie proboszczuje czwarty rok.
Nie może zrozumieć, dlaczego właśnie tutaj spotkał go aż taki afront, wręcz upokorzenie. Przecież przez te niemal pół wieku parafianie go szanowali, bo był księdzem odważnym i nie tylko przy ołtarzu. Zbudował dwa kościoły, cztery plebanie i założył dwa cmentarze. W Stanisławowie o nowej plebani nie ma mowy, choć w starej mieszka się ciężko. Rada parafialna od razu powiedziała, że tak może być, bo ważniejszy jest kościół. Zrobił co mógł i chyba to widać, ale już na wymianę okien nie uzyskał aprobaty, choć te już wypadają w czasie nabożeństwa.
Może więc chociaż ławki? A gdzie tam, nie pozwolili, bo podobno zabytkowe. Proboszcz uważa, że raczej brzydkie, niewygodne i zjedzone przez korniki. Do odnowionych i odgrzybionych ścian pasują nowe, za które nie trzeba płacić, bo pochodzą od kapłana-sponsora. Mówił o tym z ambony, anonsując przeniesienie stanisławowskich ławek do Ząbek. Tym rozjątrzył swoich przeciwników do takiego stopnia, że jeden z nich wykrzyczał mu winy przed ołtarzem, wymachując przed oczami zawiadomieniem o proteście, podpisanym przez parafian. Piszą w nim, że żaden ksiądz, a nawet biskup nie ma prawa wyciągać rąk po spadek „naszych” ojców, który służy parafii od pokoleń. Nie mogą pozwolić, by zniszczono tak cenny majątek parafialny, a proboszcz działa pochopnie i samolubnie. Proszą więc księdza o dobrowolne odstąpienie od pomysłu zamiany ławek, bo w przeciwnym wypadku doniosą do kurii i mediów. Mało tego, są gotowi zwolnić ze służby kapłana, który chce zrujnować parafię, wymieniając go na dobrego, polskiego księdza. Takiego, który ich nie będzie oszukiwał, a z nimi współpracował.
Słowa były mocne, ale zamiar księdza Drożdża jeszcze mocniejszy, więc wyniósł ławki przed kościół, by na ich miejsca wstawić nowe. Zrobiło się gorąco już nie na żarty. Do naszej redakcji dociera sms z prośbą, by ratować mienie parafialne, a część wiernych organizuje spotkanie, by wybrać nową radę. Jej członkowie (wybrani nieformalnie, bo bez proboszcza) wieszają na bramie uzgodnione z ks. Drożdżem ultimatum, w którym zobowiązują się do przeprowadzenia renowacji ławek do Wielkanocy 2011 roku. Będą też sami zbierali pieniądze na ten cel, a proboszczowi nakazują nie podejmować żadnych działań związanych z wymianą ławek, które tuż po odnowieniu ponownie zostaną wniesione do świątyni.
Chciał dobrze, a wpadł w matnię i... zastraszanie. Do tego stopnia, że pijani złoczyńcy zaczęli mu grozić w nocy pod plebanią. Czuł się wdeptany w błoto, ale na szczęście znalazły się prawe rodziny, które nie dopuściły do odebrania mu kapłańskiej godności.
I wreszcie ustąpił – jak mówi – dla parafialnej zgody. Ławki wróciły do kościoła, a wkrótce doszło do pojednania.
Czy ksiądz Drożdż ma dość Stanisławowa? Mimo nerwów i próby pozbawienia go czci, daleki jest od takich sądów. Jest pasterzem i nie ustanie w pasaniu swoich owieczek. Nawet tych najczarniejszych.

Numer: 2010 34   Autor: J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *