Miński kac charytatywny

Akcja pomocy dla chorej na śmiertelnego raka trzustki Róży z Mińska Mazowieckiego nie przyniosła oczekiwanych rezultatów. Gdy lekarze nie dawali jej żadnych szans, jedynym ratunkiem miała być nowatorska i bardzo droga metoda leczenia witaminą B-17 w... Meksyku. Z tym, że zainteresowanie tą witaminą w USA już dawno wygasło, a kliniki leczące naiwnych upadały. Zostało ich raptem kilka, m.in. meksykański ośrodek o cynicznej nazwie Oaza Nadziei, do którego po ratunek poleciała Róża...

Oaza oszustwa

Miński kac charytatywny / Oaza oszustwa

Witamina to związek chemiczny potrzebny do prawidłowego funkcjonowania organizmu, którego on sam nie potrafi wytworzyć. Zatem to, co dla kogoś jest witaminą C, to dla zaprzyjaźnionej fretki nie jest żadną witaminą tylko zwykłym, do niczego nieprzydatnym kwasem askorbinowym. Fretka bowiem (jak większość ssaków) wytwarza sobie kwas askorbinowy w środku, w wątrobie – pisze na swym blogu niejaki deBart, ateistyczny tropiciel nonsensów.
O witaminie B-17 doktorów Krebsów napisano co niemiara. Senior Krebs w latach 20. wynalazł oparty na ekstrakcie z pietruszki cudowny syrop Leptinol, leczący hiszpankę, astmę, krztusiec, gruźlicę i zapalenie płuc, a na początku lat 50. (już razem z synem) stworzył witaminę B-17 o handlowej nazwie Laetrile, środek oparty na amigdalinie, związku występującym m.in. w pestkach brzoskwini. Wierzył, że nowotwory to efekt niedoboru amigdaliny w organizmie.
Tymczasem wokół witaminy B-17 wciąż panuje bardzo dużo nieporozumień i niejasności. Krebs miał sporo nieprzyjemności wskutek zalecania tego związku w leczeniu raka. W odwecie publikował informacje, że sam stał się ofiarą nagonki ze strony koncernów farmaceutycznych i instytucji rządowych. Stworzył teorię spiskową dziejów wymierzoną przeciwko biednemu i uczciwemu uczonemu. Tymczasem był zwyczajnym kombinatorem, który wykorzystywał tragiczną sytuację ludzi chorych na raka. W gruncie rzeczy nie poszukiwał prawdy o swoim wynalazku i nie przyznał się do pomyłki. Jednocześnie dzięki rozgłosowi i sprzedaży preparatu Laetrile zarobił sporo pieniędzy.
Obecnie oryginalny preparat Laetrile nie może być produkowany, bowiem jego sprzedaż jako leku jest zabroniona. Na rynku pojawiły się więc substytuty Laetrile. Aby nie narazić się inspektorom z różnych instytucji państwowych producenci tego typu środków wykorzystują wyciągi z pestek tak, aby zawsze można było powiedzieć, że jest to swoistego rodzaju suplement. Trudno przecież zabronić zjadania nasion lub sprzedawania przetworzonych nasion powszechnie spożywanych owoców, np. moreli, brzoskwini albo jabłek.
Jako dowód pojawia się opowieść o ludziach z plemienia zamieszkującego pakistańską dolinę Hunza, którzy spożywają ponoć ogromne ilości amigdaliny i dzięki temu dożywają późnego wieku i nie znają nowotworów. Hunza istotnie cieszą się dobrym zdrowiem w podeszłym wieku, ale nie ma to jednak związku z pestkami owoców. Raczej z chodzeniem po górach i brakiem na ich terytorium jakiegokolwiek lekarza, który mógłby zdiagnozować raka. Później ekspedycja medyków bez problemu odkryła tam choroby nowotworowe.
W USA w latach 70. Laetrile zażywało 70 tysięcy chorych Amerykanów. Zdaniem krytyków efekty były żadne, a wręcz negatywne. U niektórych badanych wystąpiły objawy zatrucia cyjankiem, co tylko utwierdzało w przekonaniu, że jeśli sięgać po medycynę alternatywną, to najlepiej po bezpieczną homeopatię. Zainteresowanie witaminą B-17 w Stanach wygasło pod koniec lat 80.
Róża trafiła do lokalnych i krajowych mediów. Jednak nie z powodu swojej choroby, ale dzięki heroicznej kampanii na rzecz jej uratowania. Cały Mińsk Mazowiecki zbierał na wyjazd Róży do Meksyku. Organizowano koncerty charytatywne, wystawiano skarbonki w salonach fryzjerskich i cukierniach, a mistrz boksu podarował swój pas na aukcję.
Sytuacja rodziła powściągliwość w wypowiadaniu prawdy. Czy wtedy można było sugerować ludziom, że zostali oszukani? Teraz wszystko już się skończyło, a skończyło się tak, jak zwykle kończą się takie historie. Po tygodniach niepotrzebnych zabiegów, badań i tułaczki Róża zmarła w hospicjum w San Diego. Zmarła daleko od domu, bo rzeczywiście nic jej nie mogło pomóc, a witamina nadziei była oszustwem.

Numer: 2010 32   Autor: J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *