W regionie

Tam gdzie wiszą plakaty wyborcze, toczy się zajadła i bezwzględna walka. Plakaty są niszczone, a na ich miejsce trafiają następne. Kandydatom najwyraźniej wydaje się, że wyborcy to stado półgłówków, którym wciąż trzeba pokazywać swoje nazwisko i buźkę, bo inaczej niczego nie zapamiętają i na pewno zagłosują na kogoś innego

Wojna plakatowa

Tak zresztą rzeczywiście może być, bo i kandydatów jest więcej niż kiedykolwiek. Przypomnijmy, że nasz okręg wyborczy (nazywany siedlecko - ostrołęckim) obejmuje 11 powiatów (siedlecki, ostrołęcki, miński, garwoliński, łosicki, węgrowski, sokołowski, ostrowski, makowski, wyszkowski i pułtuski) oraz dwa miasta na prawach powiatu - Siedlce i Ostrołękę. Mieszkańców tego okręgu ma reprezentować ostatecznie 12 posłów i 3 senatorów. Ale do rywalizacji stanęło w tym roku aż 24 kandydatów na posłów i 13 do Senatu - co najmniej dwa razy więcej!

Wynika z tego, że co drugi kandydat na posła musi przepaść w wyborach, a spośród starających się o miejsce w Senacie odpadnie aż trzy czwarte chętnych.
Rywalizację pogłębia dodatkowo większa niż kiedykolwiek ilość list wyborczych. W Siedlcach zarejestrowano ich aż 15 (chodzi o kandydatów na posłów), podczas gdy w poprzednich wyborach było tylko 11.

Wojna z obcym i swoim
Co więcej kilka komitetów wykorzystało istniejącą dawniej możliwość prawną, a mianowicie, że na każdej z nich mogą znajdować się naraz aż 24 osoby. Toteż listy takich partii jak Platforma Obywatelska, Prawo i Sprawiedliwość, Samoobrona RP i Liga Polskich Rodzin są zapełnione w naszym okręgu do ostatniego miejsca. Prawie pełne listy zgłosiły również Polskie Stronnictwo Ludowe (23 osoby) oraz Polska Partia Narodowa (22 osoby). Tłok jest tym razem naprawdę wyjątkowy, a taka ciasnota poważnie zwiększa rywalizację. Dlatego kandydaci nie walczą już - jak niegdyś - tylko z politycznymi przeciwnikami, ale także ze sobą. Jakby zdawali się myśleć: - Jeżeli zerwę plakat kolegi mającego lepszą pozycję na liście, to wyborca dostrzeże mój, a wtedy będę miał u niego większą szansę. Toteż nic dziwnego, że plakaty wiszą bardzo krótko - niekiedy tylko kilka minut.

Nie ma sposobu na wandala
- Pojechaliśmy z kolegą do gminy i rozwiesiliśmy je na tablicy w centrum, a potem odjechaliśmy, aby powiesić resztę na rogatkach - opowiada Dariusz Krasnodębski z Inicjatywy dla Polski. - Kiedy po paru minutach wracaliśmy, naszych plakatów w centrum już nie było, wisiały tam za to plakaty reklamujące naszą konkurencję.
- Mam tego dosyć - mówi inny kandydat proszący o anonimowość. - Szanse na wybór są małe, a kampania kosztuje mnóstwo pieniędzy. Dlatego nie mogę patrzeć na to, że moje plakaty wiszą na tablicach w centrum Siedlec najwyżej kilka godzin. Ale przecież sam nie będę zrywać tych, które powieszono na moich.
Nie wszyscy mają takie obiekcje. Trudno jednak jest złapać na gorącym uczynku jakiegokolwiek kandydata - oni zazwyczaj niczego sami nie rozlepiają, płacą za to innym. Do niedawna największy kłopot mieli wandale z niszczeniem bilboardów, ale i z tym sobie w tym roku poradzili. Ze zrywaniem byłoby widocznie za dużo roboty, toteż zwyczajnie mażą je farbami i trzeba naklejać nowe.

Za mało miejsca
W Siedlcach dzierżawcą wszystkich ulicznych tablic i słupów ogłoszeniowych jest Centrum Kultury i Sztuki. Jego dyrektor Andrzej Meżerycki mówi, że nowe plakaty rozwieszane są w poniedziałki i czwartki. Naklejenie jednego kosztuje właściciela aż 6 złotych. Nie wszyscy chcą więc korzystać z miejskiej powierzchni reklamowej legalnie. Niektórzy kandydaci pojawiają się na tablicach i słupach bez zgody CKiS. Ich plakaty natychmiast są zrywane, a w to miejsce trafiają te, które zostały bezprawnie zasłonięte bądź zniszczone.
Prawdą jest bowiem to, że - przynajmniej podczas wyborów parlamentarnych - powierzchni reklamowej jest w mieście zbyt mało. Może należałoby w tym okresie postawić tu i tam specjalne wyborcze tablice i dzięki temu po pierwsze zaspokoić oczekiwania kandydatów, a po drugie dodatkowo zasilić miejską kasę? Ten pomysł mogłyby także wprowadzić w życie gminy wiejskie. Oprócz pieniędzy zapewniłoby to im większy porządek i ograniczyło rozwieszanie reklamy gdzie tylko się da. Właśnie z racji braku miejsca bardziej bezwzględni kandydaci nalepiają własne podobizny na płotach, słupach elektrycznych, budkach telefonicznych, ścianach i drzewach - co przecież ładnie nie wygląda.

Wolna amerykanka
Póki co siedlecka straż miejska na tę powszechną samowolę zdaje się nie reagować, a przynajmniej nic nam o tym nie wiadomo. Natomiast prezydent Mirosław Symanowicz wydał ostatnio dziwne polecenie: nakazał, aby od 12 września CKiS przestało zajmować się rozwieszaniem reklamy wyborczej w stałych punktach miasta i pobierać za to pieniądze. Z tym dniem nastanie w mieście prawdziwa wolna amerykanka: każdy kandydat, o każdej porze, będzie mógł zakleić oblicze konkurującej z nim osoby. Rzecz jasna będzie musiał zdawać sobie sprawę z tego, że po sekundzie ktoś inny zalepi buzię i jemu.

Numer: 2005 38   Autor: (ad)





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *