Kultura wegług Celeja

Leszek Celej lubi być wyrazisty. Po kilkunastu latach noszenia brody pewnego poranka po prostu wstał, wziął żyletkę i zgolił zarost. Podobnym radykalizmem kieruje się również w życiu zawodowym. Jako dyrektor Muzeum Ziemi Mińskiej ma spójną choć niekonwencjonalną koncepcję kultury. Ma także odpowiedź, kto chce zarżnąć Festiwal Himilsbacha i kto może zostać nowym burmistrzem Mińska

Łamacz lokalności

Kultura wegług Celeja / Łamacz lokalności

Od pewnego czasu chodzi po Mińsku Mazowieckim opinia, że muzeum zawłaszcza sobie obowiązki domu kultury.
– W żadnym wypadku – odpiera zarzuty Leszek Celej. Twierdzi, że jeśli któraś z działających u nas instytucji kultury wykreuje imprezę szerokiego lotu, to należy się tylko cieszyć. Z drugiej strony jest to wyzwanie. Na tym polega rozwój.
Co na to samorząd i władze miasta? Dyrektor wie, że zza biurka nie można wpływać na dobór materiału i stronę merytoryczną. Oczywiście, jest pewien zakres, który musi być realizowany. To święta wynikające z lokalnych lub narodowych tradycji. Ale samorządowe instytucje kultury są tworzone nie tylko po to, by te tradycje kultywować. Mają również pokazywać zjawiska, kształtować pojęcia, edukować w zakresie estetyki. Ale do tego jest potrzebna wolna ręka, liberalne podejście. Czasem więc wystarczy nie przeszkadzać.
To trudne, bo przecież każdy dający pieniądze chciałby mieć imprezy według swego widzimisię. Takie ultimatum Celeja nie przeraża. Mądry samorząd wie, że musi wpływać na podnoszenie stylu działalności kulturalnej swoich instytucji, więc tu trzeba mieć pewne obopólne zaufanie. Jeśli zaś połączymy to z autorskim podejściem do kultury, wychodzi na to, że należałoby dać dyrektorom wolną rękę. Oczywiście ich działania powinny podlegać recenzji, ale nie tyle samorządowców, co społeczności. To jest najlepsza weryfikacja.
Można więc robić kulturę nie przejmując się opiniami burmistrza i radych?
– Problem na styku samorządu z kulturą na przestrzeni ostatnich 20 lat polega na dość częstym rozmijaniu się wizji z rzeczywistością – ma pewność dyrektor Celej. Jego zdaniem mińscy samorządowcy pozostali na etapie próby kreowania prowincjonalnych zja-wisk. Nie byli w stanie wygenerować świadomego i pozytywnego działania na rzecz imprez wykraczających poza lokalne doświadczenie.
Nie wiadomo, czy to nie strach przed kulturalnym oceanem, czy po prostu umiłowanie małej ojczyzny.
Według Celeja jest jeszcze inaczej. Wielu członków rady z kulturą jako taką na co dzień po prostu nie ma do czynienia, nie zna się na rzeczy. Ale z drugiej strony występuje powszechne zjawisko zawłaszczania wszelkich kompetencji. Trzeba tymczasem mieć świadomość własnej pokory wobec rzeczy. Jeśli w danej materii nie jestem fachowcem, nie zabieram głosu. Ale nasi radni próbują znać się na wszystkim.
Z tego wieloznastwa wynikło poważne zagrożenie dla festiwalu Himilsbacha, który próbował wypromować Mińsk Mazowiecki w przestrzeni ogólnopolskiej. Przed tym projektem nikt u nas – no, może poza Festiwalem Chleba – nawet nie myślał w takich kategoriach. Na tym właśnie - zdaniem Celeja – polega przekraczanie lokalności. Himilsbach jest naszym cackiem eksportowym. Idea od DeHy do imprezy o krajowym rozmachu rozkwitła niespodziewanie szybko. Niestety, rada miasta nie podjęła wyzwania i pomimo bardzo pozytywnego przyjęcia pierwszej edycji nie stać jej było na dofinansowanie. Inaczej mówiąc, radni nie dali wystarczającej kwoty pieniędzy (ok. 150 tysięcy zł), żeby wykreować go na imprezę promująca miasto. Już drugi festiwal spotkał się z problemami finansowymi, a trzeci może w ogóle nie dojść do skutku, bo MDK nie uzyskał także 80-tysięcznej dotacji od Ministra Kultury.
Teraz zabraknie obsługi telewizyjnej, ale – jak twierdzi Celej – jest jeszcze większe zagrożenie, a nawet wstyd, gdy pomysł przejmie... Warszawa. Przecież Himilsbach to promocyjny samograj. Szkoda byłoby zmarnować taki potencjał, a na razie wszystko na to wskazuje...
Czy tak wyrazisty i nieszablonowy Leszek Celej ma szansę zostać nowym burmistrzem Mińska? Ze śmiechem potwierdza siłę swoich możliwości, ale i ograniczeń. Burmistrzowanie go nie przeraża, jednak ma też świadomość, że każdy, kto zasiądzie po wyborach w tym fotelu, spotka się z poważnymi konsekwencjami decyzji poprzedniej ekipy. Przyszła kadencja już jest nimi określona, co oznacza ograniczony zakres kreowania własnej polityki. Chodzi też o mocną reprezentację Mińska Mazowieckiego w sejmiku. Obecny stan posiadania, czyli dyrektor Krusiewicz i radny Celej, należałoby utrzymać, albo i powiększyć. Widzi więc siebie raczej w sejmiku niż na fotelu burmistrza.
A marzenia? Najważniejsze to hala wystawiennicza i muzeum regionalne, które zintegruje porozsiewane po powiecie zbiory. No i skansen z prawdziwego zdarzenia. Niestety, dziś wiele zabytków z naszego terenu wycieka, a te, które tutaj zostają, niszczeją.

Numer: 2010 29   Autor: Opr. J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *