Nasze epitafia

Życie jest trudne, wymaga wyrzeczeń i dokonywania wyborów. Emerytowany pułkownik Tomasz Jesionek wybrał już na początku swojej drogi życiowej, że nadrzędnym celem, jaki będzie przyświecał mu w życiu, będzie dobro Polski. Mimo, że wiele wycierpiał będąc Polakiem, kochał swój kraj przez ponad 90 lat

Patriota znad Trytwy

Pułkownik Tomasz Jesionek swoją karierę i służbę wojskową rozpoczął na Wschodzie. Najpierw był wywieziony na Syberię, a kiedy utworzono I Armię Wojska Polskiego, zaciągnął się do VI Pułku Piechoty w batalionie czołgów. Z nim chce dotrzeć aż do Berlina. Niestety, na Wale Pomorskim pod Kołobrzegiem zostaje ciężko ranny. Wraca w głąb kraju na leczenie. Po zakończeniu działań wojennych i powrocie do zdrowia, wstępuje do LWP, w którym pełni szereg ważnych funkcji w Morągu, Olsztynie i Modlinie. Z biegiem czasu awansuje do stopnia pułkownika, co pozwala mu pełnić funkcję zastępcy szefa Wojewódzkiego Sztabu Wojskowego w Warszawie. Po prawie 40 latach służby w wojsku, przechodzi na zasłużoną emeryturę, pracując społecznie na rzecz miasta Warszawy. Wkrótce trafia do Mrozów, gdzie dożywa swoich lat aż do 27 maja 2010 roku.
A jak sam opisuje swoje dzieje?
– Przed wybuchem II wojny światowej moja rodzina zamieszkiwała koło Wołkowyska. Do 1939 roku rodzice prowadzili gospodarstwo rolne, które było głównym źródłem utrzymania. Życie spokojne nie trwało długo, po wybuchu wojny 17 września 1939 roku wojska rosyjskie zajęły nasze Kresy. Rozpoczęły się masowe wywózki na Syberię, w tym szczególnie prześladowano osadników wojskowych tzw. Piłsudczyków. Byłem świadkiem wielu tragedii, jednak nasza kolonia wyjątkowo ocalała, zapewne przez przypadek.
Niestety, nadszedł ten dzień, kiedy ja także nalazłem się na Syberii. Był to rok 1941. Będąc tam żyłem w skrajnych warunkach. Ludzie umierali tam z głodu i z zimna. Byliśmy wykorzystywani do przeróżnych, bardzo ciężkich prac, pracując po 12 godzin i więcej. Proszę sobie wyobrazić, że jako wysoki mężczyzna przy wzroście 180 cm ważyłem zaledwie 30 kg.
Warunki klimatyczne dla obcokrajowców były bardzo trudne do zniesienia. Ogromne mrozy i temperatury dochodzące do –50°C były makabryczne. Zwłoki naszych rodaków można było spotkać wszędzie. Najgorszą sytuacją był pochówek, a raczej jego brak, ponieważ ziemia była tak zmarznięta, że nie byliśmy w stanie wykopać grobu. Grunt przemarzł do 2 m głębokości.
W tak trudnych warunkach zwłoki osób zmarłych czekały do wiosny w szopkach i piwnicach, aż mrozy ustaną. Moja ciężka praca z rodakami na Syberii trwała prawie 3 lata.
Wreszcie dowiedzieliśmy się, że Sikorki zawarł umowę z Rosją o wyprowadzenie prawie 100 tys. Polaków wraz z rodzinami przez Iran, Irak i Bliski Wschód. Czekaliśmy na wezwanie. Niestety, nasze tranzyty nie zdołały dojechać i zostaliśmy na obcej ziemi. Z pozostałych Sybiraków utworzono armię. Ja służyłem w VI Pułku Piechoty. Armia ta przeszła szlak bojowy spod Lenino aż do Berlina.
Nie interesowała mnie wtedy polityka. Myśleliśmy przede wszystkim o swoich rodzinach i wolnym kraju. Nieistotne dla nas było, skąd kto przyszedł – czy z Zachodu, czy ze Wschodu, ponieważ wszyscy dążyli do jednego najważniejszego celu.
Kończąc 90 lat, zwracam się do wszystkich, a szczególnie do młodych ludzi: kochajcie swój kraj, bądźcie patriotami, a w razie potrzeby, brońcie go ze wszystkich sił, bo warto dla niego żyć, cierpieć, a nawet oddać życie.

Numer: 2010 29





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *