Zjazd rodu Młotów

Pierwszy w powiecie zjazd rodzinny zorganizowali Woźnicowie, których protoplasci wywodzili się z dębskich Górek. Po prawie trzech latach doszło do spełnienia integracyjnych marzeń potomków Andrzeja i Aleksandry Młotów, którzy na rodowe gniazdo obrali sobie podmińską Barczącą

Sposób na krewnych

Zjazd rodu Młotów / Sposób na krewnych

Historia rozpoczyna się filmowo. Oto jest lato 1918 roku, gdy 25-letni Andrzej Młot jedzie ze swymi rodzicami furmanką z podmińskiej Józefiny do Grębiszewa. Jadą leśnymi drogami, więc przyszłemu panu młodemu droga się strasznie dłuży. Wreszcie dojechali do siedliska Dębałów, gdzie na gości czekała 21-letnia Oleńka z rodzicami. Zadurzył się w niej od razu i – jak twierdzi ich najmłodszy syn Tadeusz – kochał swoją żonę do końca jej i swego życia. A ona odpłaciła mu tę miłość dziesięciorgiem dzieci, które urodziła w ciągu 19 lat, czyli co 2 lata od 1919 do 1938 roku. Najstarsza była Kazimiera, po niej Józef, Janina, Jan, Wacław, Helena, Henryk, Feliks, Eugeniusz i wspomniany, jedyny do dziś żyjący syn - Tadeusz.
To właśnie Tadeusza Młota od razu okrzyknięto seniorem rodu. Już  w kaplicy w Budach Barcząckich witająca zgromadzoną rodzinę Halina Łukasiak (córka Heleny Młotówny i Zygmunta Wróblewskiego) opowiedziała o barcząckich dziejach swych dziadków, a później zdradziła, że jest jedyną wnuczką, która urodziła się w ich rodzinnym domu.
Właśnie wokół jeszcze stojącego gniazda Młotów w sobotę 3 lipca zgromadziły się prawie dwie setki potomków Andrzeja i Oleńki. Na tarasie biesiadnie grał zespół Gańczaków, a na ustawionych w jednym szeregu stołach nie brakowało niczego. Ucztę otworzyła domowa grochówka, by dać miejsce przeróżnym mięsom z rożna, napojom i ciastom, wśród których nie brakowało wypieków domowych i od... Bliklego.
- Nie mogliśmy się spotkać wszyscy nawet na weselach i pogrzebach, więc trzeba było urządzić rodzinny zjazd – mówiły z dumą organizatorki. To wspomniana wcześniej Halina Łukasiak oraz Justyna Młot-Skoczylas i Nina Młot.
Wśród rozmów i wzajemnych ekspedycji poznawczych nie zabrakło wspomnień o przodkach. Z grębiszewskich kolonii przeprowadzili się do Barczącej tuż przed wojną, już z dziesięciorgiem dzieci. Osiedlili się prawie w połowie drogi między swymi rodzinnymi wsiami. Dziadek Andrzej zmarł w 1979 roku, mając 86 lat, a babcia odeszła 16 lat wcześniej, mając zaledwie 66 lat. Z dzieci najdłużej żyła Kazimiera (86 lat), a Wacław, Helena i Janina zmarli grubo po siedemdziesiątce. Pozostali odeszli w sile wieku lub jak Józef – bardzo młodo w czasie okupacji z rąk SS.
Od Andrzeja i Oli powstały cztery potężne rody – Młotów, Klochów, Piętków i Wróblewskich. Wielu z nich jest myśliwymi jak na przykład najmłodszy z wnuków Piotr, syn Henryka Młota, leśniczego z Wiciejowa. Są też lekarze, nauczyciele i rolnicy.
Integracja była pełna, a jej przejawami  - wspólne zdjęcia całego rodu jak i poszczególnych klanów. Wszyscy jednak doceniali 72-letniego Tadeusza Młota, któremu zaśpiewali „sto lat”, by w końcu unieść go w fotelu jak w lektyce, by  z góry liczył wszystkich obecnych na zjeździe. Nie dał rady, ale organizatorki wzięły sobie za punkt honoru te rachunki z danymi adresowymi, by już za rok zgromadzić więcej potomków Andrzeja i Oleńki.

Warto, by inne rodziny także pomyślały o cementującym i historycznym znaczeniu rodzinnych zjazdów. Chętnie je pokażemy na naszych łamach.

Numer: 2010 28   Autor: J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *