Ogrody kultury

Z jednej strony tablicy Boża Wola, z drugiej – Swoboda. W tle pośród bujnej zieleni majaczą proste, a zarazem w nienarzucający się sposób eleganckie zabudowania ośrodka formacyjnego Opus Dei. Kiedy w 1902 roku ten położony na południowy wschód od Mińska Mazowieckiego dworek powstawał, w dalekiej Hiszpanii rodził się święty Josemaria Escriva de Balaguer – boży twardziel, wokół którego narosło tyle legend, wiele zresztą kontrowersyjnych, że aż po plecach idą ciarki

Błogie wichry

Ogrody kultury / Błogie wichry

Gdzieś z tyłu głowy cały czas pobrzmiewają te wszystkie plotki i pogłoski – drakońskie ćwiczenia duchowe, bezwzględne posłuszeństwo, kolczasta opaska z metalu zwana cilice noszona przez członków Dzieła w celach ascetycznych i aby przypominała o męczeńskiej śmierci Chrystusa. Ta młodziutka, pełna radości adeptka drogi do świętości w zwykłym życiu, która z takim zaangażowaniem opowiada o kursach dla gospodyń domowych i światowym zasięgu organizacji – naprawdę ma to teraz na udzie przykryte szarą nogawką lekkich spodni? Czy przy każdym kroku przeszywa ją pieczenie?
Opus Dei – szwarccharakter „Kodu da Vinci” uosobiony w szalonym mnichu albinosie, nie wahającym się zabić w imię religii – jakkolwiek dalekie od brownowskich przerysowań i wcale (mam przynajmniej nadzieję) nie aż tak bardzo demoniczne jak odmalowują je skupieni wokół demaskatorskiej organizacji ODAN renegaci, którzy nie wytrzymali reżimu nauk Escrivy, stanowi jednak wyzwanie. I wcale nie chodzi o sensacyjną otoczkę wokół cilice.
Tym wyzwaniem jest głęboko zakorzenione w myśleniu ludzi Dzieła przeświadczenie o konieczności porządku w życiu. A przemawia za tym choćby schludność domu – niewiarygodnie czyste łazienki, idealnie pozamiatany podjazd, starannie utrzymane krzewy. Ład i niezaburzona hierarchia na zewnątrz ma tu stanowić emanację tego samego wewnątrz, w duszy, w sercu. Jeżeli tam wszystko masz poukładane – zdają się pouczać lśniące kafelki i lustra – z zachowaniem czystości wokół siebie, w domu, w pracy, także nie będziesz mieć kłopotu. Przed oczami od razu stają mi niepozmywane naczynia z wczoraj i zwiędłe kwiatki, które najpierw zamordowałem lenistwem w podlewaniu, a teraz ociągam się z wyniesieniem ich na śmietnik.
I już żrą wyrzuty sumienia, już człowiek biegłby się udoskonalać, uwznioślać. Ale zapał natychmiast stygnie. Są jednostki patologicznie niezdolne do harmonii, dla których stan rozwichrzenia jest jedynym naturalnym i w nim czują się jak ryby w wodzie. W Opus Dei raczej by się nie sprawdzili, jednak – jak pokazuje historia, chociażby świętych – niepokój to często tak naprawdę drugie skrzydło, na którym ludzki duch unosi się ku światłu. Mnie zdecydowanie bliższe.
W tych zawsze uporządkowanych, uczesanych, ogolonych, nigdy nie zapominających pościelić łóżko nawet gdy się spieszą, tkwi jakaś irytująca protekcjonalność, kiedy ze swych stoickich wyżyn spoglądają na twoją bezładną szarpaninę. Niech tylko powinie ci się noga, spróbuj się zagubić – pocieszą cię, dadzą do zrozumienia, iż masz w każdej chwili szansę wrócić na prostą ścieżkę, lecz jakimś drobnym grymasem i niby przypadkowym słówkiem nie omieszkają ci uświadomić, że pomimo wszystko plasujesz się o kilka szczebelków niżej, jesteś słabszy, masz skłonność do błądzenia.
A jednak to chaos w dłuższej perspektywie wydaje się zdrowszy, bliższy ciału niczym przysłowiowa koszula. W wierszu „Do marka Aurelego” Zbigniew Herbert upominał starożytnego piewcę prostoty, by zanadto nie wierzył rachunkowi gwiazd i mądrości traw – zdradzą. To barbarzyński okrzyk trwogi, którego nie zna uczesana łacina, rozpierducha i destrukcja stanowią pierwotną esencję bytu. I choć nie jest to może najszczęśliwsza, najbardziej optymistyczna konstatacja, lepiej z owymi ciemnymi żywiołami kłębiącymi się w zwierzęcych zwojach mózgu zawrzeć sojusz, zamiast chronić się przed nimi w złudnej harmonii.
Syci Amerykanie zwykli mawiać, że na świecie nic nie jest pewne oprócz podatków. Czy po 11 września wciąż tak uważają? Jeśli nawet próbowali obronić ów wątły przyczółek, huragany pustoszące Nowy Orlean, a teraz ta gigantyczna plama ropy niewątpliwie przybliżyły ich do zrozumienia, że system podatkowy też któregoś dnia może obrócić się w perzynę. Pod tym względem my tutaj w Europie, a już w Polsce szczególnie, jesteśmy chyba dojrzalsi. Zresztą natura dba, byśmy tej lekcji nie zaprzepaścili.
I być może właśnie tu, nie w ascezie czy rozpamiętywaniu męki Chrystusa, tkwi najgłębszy sens noszenia cilice. Nigdzie i nigdy nie jesteśmy bezpieczni – Josemaria Escriva ’de Balaguer to wiedział i zapewne głęboko rozważał patrząc na płonące kościoły. Boża Wola czy Swoboda? In voluntas tua pax mea czy ślepy wszechświat bijący w wątłą lirę?

Numer: 2010 28   Autor: pod redakcją Marcina Królika





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *