Spotkało nas nie byle jakie wyróżnienie. Otóż miński starosta napisał, ze wnosi o sprostowanie informacji zamieszczonych w treści artykułów „Pożarci żywcem” i „Formalna obsesja”, które ukazały się w Tygodniku „Co słychać?” 7 i 14 marca. Oczywiście, pismo starosty nie jest w tym przypadku sprostowaniem, a co najwyżej polemiką z tezami i opiniami zawartymi w przytoczonych artykułach
Zarzuty z kontrą

O czym pisze starosta Tarczyński i co nam konkretnie zarzuca?
- W imieniu Zarządu Powiatu Mińskiego pragnę jednoznacznie stwierdzić, że „Zasady przyznawania i rozliczania dotacji z budżetu Powiatu Mińskiego organizacjom pozarządowym i innym podmiotów”, ustala Zarząd Powiatu jako organ jednostki samorządu terytorialnego, określając warunki formalno-prawne udziału w konkursach. Zarząd działa w oparciu o uchwalony przez Radę Powiatu „Program współpracy Powiatu Mińskiego z organizacjami pozarządowymi” i ponosi odpowiedzialność za stanowione przez siebie akty normatywne. Użyte w wymienionych artykułach stwierdzenie, że „prawniczki i księgowe wymyśliły warunki konkursowe” i „przez nadmierne wymagania prawników starostwa, ucierpiało wiele cennych projektów” są nieprawdziwe i nie do przyjęcia tym bardziej w kontekście użytych wobec pracowników Starostwa obraźliwych sformułowań „psy ogrodnika” i „biurwy lokalne”.
Nieprawdziwe są również informacje, że „nikt i nigdzie nie żąda zaświadczeń ZUS i US” i „zaświadczenia to prawny przeżytek”. Z uwagi na brak przepisów określających zasady ustalania kryteriów oceny składanych ofert i wymogów formalnych, ustalenie to pozostaje w zakresie swobodnego uznania organu ogłaszającego konkursy. W tym zakresie w różnych jednostkach żądane są oświadczenia lub zaświadczenia i Powiat Miński nie jest tu żadnym wyjątkiem.
Nic tylko podziękować za trud i... przeprosić, o co zresztą upomina się starosta Tarczyński, traktując sformułowania użyte w artykułach za nieprawdziwe, obraźliwe i naruszające dobra osobiste podległych mu pracowników. Spróbujmy jednak przyjrzeć się tym zarzutom. Trudno zaprzeczyć, że to zarząd powiatu ponosi odpowiedzialność za stanowione prawo, ale przecież sam tego prawa nie wymyśla, bo ma od tego prawników, którym płaci ciężkie pieniądze. To oni są od precyzowania paragrafów, także tych o zasadach przyznawania dotacji.
Kto więc wymyślił warunki konkursu – członkowie zarządu czy prawnicy? Zarząd mógł je co najwyżej zatwierdzić, wierząc w profesjonalizm doradców. A skoro uwierzył, niech teraz odpowiada za nieżyciowe prawo i... sam pisze „sprostowania”, bo z przytoczonego fragmentu aż wyłażą paragrafy.
Oczywistym jest także, że „przez nadmierne wymagania prawników starostwa, ucierpiało wiele cennych projektów”, a za źle rozumiane konteksty felietonowe (psy ogrodnika czy biurwy lokalne) nie odpowiadamy, przyznając jednocześnie, ze to zbyt delikatne określenia dla niektórych biurokratów.
Pan starosta raczył napisać, iż nieprawdziwe są również informacje, że „nikt i nigdzie nie żąda zaświadczeń ZUS i US” i „zaświadczenia to prawny przeżytek”. A dalej o swobodnej uznaniowości tego, który daje pieniądze i że powiat miński nie jest tu wyjątkiem. Ależ jest, bo w mińskim magistracie wystarcza oświadczenie, a w urzędzie marszałkowskim i u ministra kultury nikt o tym nie wspomina. Ba, z zaświadczeń zrezygnowały urzędy pracy, wierząc w moc zwykłych oświadczeń woli i prawdy.
O co tu chodzi? Na pewno nie o organizacje pozarządowe, które robią powiatowi promocyjne imprezy za dotacyjną jałmużnę, a o brak wiary w ich czyste intencje. Tak się trzeba obwarować przepisami, warunkami i zaświadczeniami, żeby w razie czego być krytym ze wszystkich stron. A niepokornym pokazać, kto tu rządzi.
I tak marzenia kreatorów kultury i sportu idą w niwecz, a odrzuceni nie chcą już żadnej współpracy z powiatem.
Pytamy więc, kto zarządził w starostwie, że wniosków nie można w określonym czasie uzupełniać i korygować, choć inni, jak np. decydenci Urzędu Marszałkowskiego czy mińskiego magistratu tę praktykę nie tylko wprowadzili, ale są z niej dumni. Pytamy też, kto komu winien służyć i pomagać – urzędnik wnioskodawcy czy odwrotnie? Gdzie w końcu wola współpracy opartej na obustronnych korzyściach?
Gdy otrzymamy odpowiedzi - psy ogrodnika czy biurwy lokalne odejdą w niebyt z przeprosinowymi kwiatami.
Numer: 2010 15 Autor: J. Zbigniew Piątkowski
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ