Mińsk Mazowiecki w galerii

Ta wystawa i otwierający ją wernisaż miały być inne od tego, do czego przywykli bywalcy pałacowej galerii. I rzeczywiście tak się stało. Po raz pierwszy – przynajmniej za kadencji dyrektor Markowskiej – pokazano prace artysty już nieżyjącego. Nowatorskim podejściem zaskoczyło też wprowadzenie do ekspozycji. To chyba krok we właściwą stronę

Aneri jak nowa

Mińsk Mazowiecki w galerii / Aneri jak nowa

Aneri – pod tym lustrzanym pseudonimem kryje się Irena Weissowa z Silbergów, urodzona w Łodzi w czasach, gdy kobiety mogły co najwyżej liczyć na kursy sztuki przy akademiach albo prywatne lekcje u znanych malarzy. W Polsce Ludowej dość znana, później niesłusznie zepchnięta w cień. Na dobrą sprawę z jej współczesnych malujących kobiet w zbiorowej świadomości jakoś funkcjonuje tylko Olga Boznańska. Joanna Wilczak, dla której przedświąteczny wernisaż był okazją do wyjątkowego zabłyśnięcia i kuratorskiego triumfu, postanowiła to zmienić.
Sprowadzenie do Mińska Mazowieckiego prac zmarłej w 1981 roku Aneri było możliwe dzięki opiekującej się jej spuścizną fundacji Wojciecha Weissa. Imponować może też lista patronów medialnych, na której obok lokalnych mediów znalazły się m.in. portale sztuka.pl i artinfo.pl. Powiało więc wielkim światem.
Wernisaż zaczął się standardowo – od mini koncertu. Tym razem wystąpił Emil Ławecki, któremu na pianinie towarzyszyła Marta Jarczewska. Nasz młody zdolny miał, trzeba przyznać, sporo artystycznej odwagi, a wręcz brawury, porywając się na repertuar od Hendla po Paderewskiego. Ale pierwsze koty za płoty – struny głosowe muszą przecież kiedyś przejść bojowy chrzest na scenie.
A potem niespodzianka. Zamiast zwykłego referatu o życiu i twórczości artysty film przygotowany przez ekipę z MDK z Joanną Wilczak w roli narratora i Katarzyną Lewczyńską czytającą fragmenty ze wspomnień Aneri, z których wyłania się wizja wrażliwej, ale przy tym silnej, konsekwentnej i umiejącej walczyć o karierę kobiety z epoki, kiedy o równouprawnieniu, nie mówiąc już o parytetach, nikomu się nie śniło. Choć może właśnie dzięki temu – musząc być co najmniej dwa razy lepsza, żeby uchodzić za dobrą – mogła w pełni rozwinąć skrzydła talentu.
O jego skali zaświadczyć może trzydzieści prezentowanych w galerii prac z lat 1908 – 1979. Głównie pejzaże i portrety przełamywane martwymi naturami i skrzącymi odważną erotyką scenami z wnętrz – nasycone żywymi kolorami, idealnie skomponowane, niemal fotograficzne. Na szczególną uwagę zasługuje właśnie pejzaż, pełen odległych, zamglonych horyzontów i dominującego nad całością bezkresu nieba mogącego przy nieco dłuższym obcowaniu przyprawić o agorafobię.
Mistrzostwo to – jak mówiła Joanna Wilczak – Aneri osiągnęła dzięki latom studiów, również pod kierunkiem najpierw korepetytora, a później męża Wojciecha Weissa, którego na jednym z wystawionych w Mińsku Mazowieckim płócien uwieczniła podczas pracy. Jej czułe oko na równi uwrażliwiały widoki Kalwarii Zebrzydowskiej, co podróże do Włoch odbywane w latach 20 czy letnie wakacje w Jastrzębiej Górze. Wrażliwości tej na szczęście nie była w stanie zniszczyć nawet wojna ani socrealistyczny nakaz sławienia Nowego Wspaniałego Świata, któremu Aneri, niezmiennie metafizyczna, nigdy się nie podporządkowała.
A teraz, niemal trzy dekady po śmierci, wprowadza pałacowe wystawiennictwo na nowy poziom jakości. I niech tak zostanie, a potem pnie się jeszcze wyżej.

Numer: 2010 15   Autor: Marcin Królik





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *