Powiat pracodawców

Aktywność jest dobrodziejstwem, ale zbyt daleko posunięta może okazać się przekleństwem. Do tego nudnym jak flaki z olejem, które ostatnio zaserwował mińskim biznesmenom Związek Pracodawców Warszawy i Mazowsza. Wszystko za unijne dotacje i zmarnowany czas przedsiębiorców, którzy zaufali organizatorom

Skazani na siebie

Powiat pracodawców / Skazani na siebie

To jedyna konkluzja z tego spotkania, ale spieszmy się powoli. Otóż, związek pracodawców wykombinował sobie, że najtaniej jeździć po Mazowszu za unijną dotację. I dostał ją na projekt wdrążający dialog między pracodawcami a ich siłą roboczą. Nic nowego, a jednak widmo kryzysu zrobiło swoje i propaganda konferencji lokalnych z radami radzenia sobie z niekorzystnymi skutkami spowolnienia gospodarczego weszło w życie. Działacze związku pracodawców nie zapomnieli także o Mińsku, zapraszając na konferencję zarówno szefów firm jak i ich pracowników.
W sali starostwa zmieściłoby się ich prawie dwustu, przyszło ok. dwudziestu, w tym czterech właścicieli firm - Wiącek, Jeliński, Makowski i Piątkowski. Reszta to pracownicy mińskiego PUP-u, dwóch wójtów (Zieliński, Sędek), przedstawiciele Bartka, CE Omega, ZNTK ze związkami zawodowymi oraz członkowie powiatowej rady zatrudnienia.
Kilka godzin wykładów to głównie praktyczne wykorzystanie pakietu działań antykryzysowych, prawne i warunki dialogu z prezentacją wyników skuteczności porozumień na Mazowszu. Dużo ciekawsza była dyskusja o kontaktach pracodawca – pracownik. Gdy prelegentka Lewiatana zwróciła uwagę na molestowanie, Adam Wiącek zapytał wprost, jak ma reagować szef, gdy pracownik spojrzy na dekolt swojej koleżanki? Okazało się, że jeśli utkwi wzrok zbyt głęboko lub natarczywie, za wszystko odpowiada właściciel firmy, który powinien ukrócić zbyt poufałe zachowania.
Gorzej z ukróceniem władzy niekompetentnych urzędników, która w jeszcze wielu urzędach pachnie maltretowaniem psychicznym petentów. Dla wielu małych i średnich przedsiębiorstw niemożliwe jest także uzyskanie pomocy unijnej, więc w dalszym ciągu są skazani na siebie. Na szczęście 19-procentowy liniowiec premiera Millera ma się dobrze i tylko dzięki niemu można zarabiać do woli i bez groźby 40-procentowej lichwy na rzecz państwa. Dyskutanci podkreślili także, że miński PUP to nie tylko pośredniak, ale i źródło informacji. Chwalili szybkość kierowania na staż i pomoc w powstawaniu nowych firm. Nie wszystkim jednak chce się w ogóle pracować, bo liczą na opiekę ośrodków pomocy społecznej. A jeśli już zawrą umowę to zaraz chorują.
- Uchylają się, bo nie chcą pracować za 800 zł miesięcznie – tłumaczył nierobów Grzegorz Padzik z mińskiej „Solidarności”. Aż się ciśnie podpowiedź, by założyli własne firmy, to wtedy poczują moc pieniądza. Za co? Teraz za prawie 30 tys. z PUP-u, których otrzymanie 10-15 lat temu było niemożliwe. No, ale na swoim trzeba pracować i to ciężko.
Mamy w powiecie ok. 10 tys. podmiotów gospodarczych, a w Mińsku Mazowieckim blisko 3,5 tys. Ich aktywność jest różna, ale nawet wśród najbardziej zaangażowanych nie ma woli zrzeszenia się w związki lub grupy lobbingowe. Jaskółką stała się Lokalna Grupa Działania Ziemi Mińskiej, ale tylko dla firm pozamiejskich.
Wszyscy wiedzą, że jest potrzeba obrony interesów przedsiębiorców, ale wciąż brakuje przywódców. Może więc związek pracodawców Mazowsza, który deklaruje pomoc organizacyjną. Jeśli tak, to było warto poświęcić te kilka godzin i o nich napisać.

Numer: 2010 14   Autor: J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *