Z łezką w oku wspomina się miejsca bezpowrotnie zmienione. Wypatruje się czegoś, co kiedyś było, stało, żyło, a dzisiaj nie sposób nawet odtworzyć, bo nie zachowała się nawet fotografia. A zatem, pozostaje jedynie wspomnienie pisane – wspomnienie sprzed ponad pół wieku
Kościelna do końca

Na kościelnym szlaku przed laty, poza kamienicą przypomnianą wcześniej, były jedynie trzy murowane budynki, stojące zresztą do dzisiaj. Pierwszy, naprzeciwko plebanii, własność rodziny Miroszów. Drugi, usytuowany w głębi placu, na końcu którego, tuż przy ul. Czarnieckiego stał kiedyś i mełł zboże, młyn Młoduchowskich i Terpiłowskich. Trzeci zaś z jednospadowym dachem i kolumnami na wejściu, należący do rodziny Derów.
Lewa strona Kościelnej, niezabudowana, poza terenem parafialnym, jest niezmienna w zasadzie od lat, choć należy odnotować dwie straty - drewnianą plebanię ze stylową werandą i facjatami od strony Ogrodowej oraz rosnący przed nią - wysoki, rozłożysty jesion wyparte przez okazały budynek nowej plebanii. Cóż, można jedynie westchnąć, wróćmy więc na prawą stronę ulicy. Białkowski wprowadził zakład pogrzebowy do budynku, w którym zamieszkiwał kiedyś znany murarz Ostrowski, a po nim dwaj bracia - krawcy Rastawiccy. Jak widać, sporo rzemieślników gromadziło się na Kościelnej, bo właśnie w murowance pod ósemką warsztat szewski prowadził Stanisław Kopeć, który wykonywał buty na obstalunek, a specjalizował się w tzw. oficerkach. Miał zamówienia, nie tylko od wojskowych, gdyż to obuwie, modne w okresie powojennym zamawiali także cywile. Posesję Chabrowskich (dziś nr 12) zamieszkiwali fachowcy murarscy, a pani Halina prowadziła ponadto na rynku kiosk ze słodyczami.
Na sąsiednim placu stał duży drewniany budynek z mieszkalnym poddaszem i werandą. Dom był własnością Jana Misińskiego, majstra w Fabryce Rudzkiego, a po wojnie w FUD. Kolejny obiekt, stojący jeszcze dzisiaj, drewniany z murowanymi szczytami (pod 16), był na pół kościelny, jako że połowę powierzchni mieszkalnej zajmował ksiądz Józef Dziąg, niezwykle lubiany prefekt szkół mińskich, związany z miastem przez ponad 30 lat. Nieodłącznym atrybutem księdza prefekta w czasie sąsiedzkich pogawędek z mieszkańcami Kościelnej była cygarniczka z papierosem, którego wypalał w czasie rozmowy, gdyż był namiętnym palaczem. Sąsiedzi nie wiedzieli skąd ksiądz Józef przybył do Mińska, ale kiedy w 1952 r. na jego pogrzeb przyjechały kobiety w ludowych strojach łowickich, wszystko stało się jasne.
Za siedzibą księdza Dziąga, stał dom parafialny - dziś w tym miejscu stoi budynek Caritas. Była tam kancelaria, na parterze mieszkał z rodziną organista Jan Cyran, a poddasze zajmowała rodzina kościelnego Władysława Padzika. W kancelarii, profesor, tak nazywali organistę chórzyści, prowadził próby kościelnego zespołu chóralnego. Niewiarygodnym dzisiaj, wydaje się fakt, że w tych niewielkich pomieszczeniach aż do 1949 r., funkcjonowało przedszkole parafialne zwane ochronką w którym bywało ponad 30 dzieciaków.
Organista Jan Cyran, jak na tak ważną osobistość przystało, był jednym z niewielu, w okolicy, właścicielem samochodu osobowego marki DKW. Nie bez przyczyny złośliwcy rozwijali ten skrót, jako dykta-klej-woda. Rzeczywiście - drzwi miała ze sklejki, a ponieważ drogi bite powodowały wstrząsy, to po jeździe, aby poprawić ich stan, trzeba było użyć młotka i gwoździ. Tuż za domem parafialnym stały i stoją do dziś dwa drewniane domy. W pierwszym mieszkał z rodziną majster z Fabryki Rudzkiego, Bolesław Karczewski. A w drugim trzy siostry Koch, z których dwie prowadziły biuro ksiąg wieczystych tzw. hipotekę.
Na rozwidleniu ulic Kościelnej i Ogrodowej postawiono przed prawie 100 laty (w 1912 r.) krzyż-kapliczkę, przed którą odbywały się nabożeństwa majowe, a przez wiele lat było to miejsce trzeciego ołtarza, na trasie procesji Bożego Ciała. Naprzeciwko kapliczki była kolejna na Kościelnej kuźnia, co prawda nie z takim zakresem usług, jak u Romanowskich, ale kowal Grochal też miał klientów. Za nieutwardzoną wówczas uliczką pod górkę (dzisiaj Kazimierza Wielkiego) wybudowano drewniak Łokietków. Właściciel - Władysław, prowadził jeden z nielicznych wówczas zakład kamieniarsko-betoniarski wykonujący cmentarne nagrobki.
Jeszcze tylko posesje państwa Grubów, Derów, Maciejewskich, mały drewniak, a naprzeciwko bramy cmentarnej zakład wytwarzający nagrobki Władysława Chruścika i skończyliśmy spacer po Kościelnej sprzed niemal 60 laty.
Ale Kościelna to dopiero początek naszych wędrówek po mińskich ulicach. Wędrówek przypominających niektórych mieszkańców, kilka domów i dobry czas ulicy. Jest to tęsknota za tamtymi starymi i niekiedy trudnymi czasami, ale przede wszystkim tęsknota za młodością.
Numer: 2010 12 Autor: Witold Kopeć
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ