Kryzys gospodarczy na świecie podobno ma się ku końcowi. W Polsce od dawna o tym zjawisku już się nie mówi, ale nie w Mińsku. Nad Srebrną o kryzysie, nie tylko finansowym można było usłyszeć w poniedziałek 1 marca na już 39 sesji mińskiej rady miasta tym razem nie w sali starostwa, a w GM-3 przy ul. Siennickiej
Kryzysowe fobie

Mińsk Mazowiecki potrzebuje odnowy, jeżeli nie cały to przynajmniej znaczna jego część. Po zimie wiele ulic wygląda jak pobojowisko - dziury, żeby nie powiedzieć kratery, ogromna ilość błota i hektolitry wody. Oprócz dróg, odnowy wymaga, także miejski park, który jako część reprezentacyjna miasta, standardem daleko odbiega od parków chociażby warszawskich. Niestety, w budżecie nie znajdzie się wystarczająca ilość pieniędzy na tchnięcie w miasto nowego życia. Trzeba będzie zadowolić się poprawkami kosmetycznymi.
Propozycji inwestycji padło na sesji wiele. Najwięcej kontrowersji wzbudził projekt rewitalizacji miejskiego parku.
- Nam przydałby się taki park, jakim moglibyśmy się szczycić i pokazywać go innym - z mównicy stanowczo głosiła dyrektorka MDK Hanna Markowska. Zaznaczyła przy tym, że przeznaczone na odnowę 400 tys. wystarczy tylko na nieznaczne rozbudowanie placu zabaw, zaś odbudowa całości kosztować ma co najmniej... półtora miliona zł. Markowskiej marzy się stworzenie parku na wzór placu Żeromskiego w Warszawie, który dostosowany jest do wszelakich potrzeb. Przedstawiony przez nią projekt obejmuje przede wszystkim plac zabaw. Jego powierzchnia ma zostać zwiększona i wzbogacona o nowe urządzenia. Ponadto, dla bezpieczeństwa dzieci, a także ochrony placu przed dewastacją, Markowska proponuje plac ogrodzić i wynająć ludzi do jego ochrony. Plac niszczy całą infrastrukturę parku, gdyż jego powiększenie wymagałoby zmienienia planu ścieżek. Droga główna, prowadząca z MDK do ul. Budowlanej miałaby zostać usunięta. Ponadto Markowska chciałaby utwardzić wszystkie dróżki, udoskonalić oświetlenie, postawić hydranty i wybudować nowoczesną toaletę.
Pomysły dyrektorki, a raczej koszty inwestycji bardzo nie spodobały się radnym, a zwłaszcza Teresie Szymkiewicz. Jako promotorka oszczędności, chciałaby ona zamiast budowy placu zabaw zasadzić w parku kwitnące drzewa. Będzie ładniej i taniej, a dzieci mogą się bawić nie tylko w zasikanym przez psy piasku.
Radni dyskutowali także o toczącej się rozprawie przeciwko burmistrzowi, a konkretnie roli przewodniczącego Leona Jurka.
- Jest to kolejna próba zrzucenia na mnie winy przez radnych PO za niepowołanie pełnomocnika przed rozprawą choć główną przyczyną było zbyt późne przygotowanie uchwały. Można to było zrobić na sesji 29 grudnia lub przynajmniej wtedy zdecydować, żeby tego pełnomocnika powołać i zobowiązać kogoś do przygotowania projektu uchwały, określając zasady wyboru – bronił się przewodniczący.
Twierdził także, że na sesji 17 lutego można było z uwagi na krótki czas do rozprawy zobowiązać go jako reprezentanta rady do wystąpienia do sądu, aby przekazać nawet nieprawomocną uchwałę i prosić o odroczenie rozprawy. Nie miał takiego upoważnienia, a nie mógł działać we własnym imieniu. Sąd wyraźnie stwierdził że szef rady nie ma prawa głosu. Domniemanie, że gdyby powiedział o tym np. prokuratorowi, a ten mógłby odroczyć rozprawę jest całkowicie błędne. Rozmawiał z prawnikiem, który stwierdził, że sąd z powodu takiej informacji na pewno nie odroczyłby rozprawy z uwagi na brak prawomocnej uchwały i brak umowy z adwokatem. Stąd wniosek, że PO zgłosiło tę uchwałę kilka dni przed rozprawą tylko dla opinii publicznej, czyli pochlebnej sobie prasy.
Numer: 2010 10 Autor: Justyna Kowalczyk, Zbigniew Piątkowski
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ